niedziela, 29 grudnia 2013

1000 metrów nad ziemią - 4

Gdyby tak zapomnieć o...
zasadach co...
trzymają w klatce nas.
Gdyby tak jak w stereo
usłyszeć głos
co ciągle woła...

Sekunda. Minuta. Godzina. Czas biegnie nieubłagalnie. Na dworze powoli robi się już ciemno. Gdzieniegdzie gwiazdy migają dodają uroku tej nocy, urodzinowej nocy.
Blondynka, której policzki zdobią plamy po rozmazanym tuszu do rzęsach, siedzi na podłodze oparta plecami o ścianę. Na przeciwko niej znajduję się okno, w które tępo utkwiła wzrok. Patrzy na księżyc, który od zawsze ją fascynował, dawał jej nadzieję na lepsze jutro i chęci do życia.
Nieoczekiwanie podnosi się z ciemnych drewnianych desek. Wędruje do kuchni, skąd zabiera butelkę czerwonego wina i kieliszek. Z wieszaka zdejmuje kurtkę i ubierając ją wychodzi na werandę.
Wieczór wcale nie jest aż tak mroźny. Chyba zaczyna przychodzić odwilż. a ulicy jest cicho i spokojnie. Przez ostatnie pięć minut przejechał może jeden samochód. Przez drogę przechodzi właśnie jakiś mężczyzna z wielkim pudłem z czerwoną kokardą na czubku. No tak! Przecież dzisiaj Walentynki... 
 Blondynka ukrywa błękitne źrenice pod ociężałymi powiekami, spod których po chwili wypływają gorzkie łzy. Że też musiała urodzić się w Święto Zakochanych! I że też teraz musi spędzać ten podwójnie ważny dzień sama! 
- Twoje zdrowie, Kocie - unosi kieliszek do góry, w stronę ulicy - za wszystkie nasze grzechy!
Stuka szkłem o drewnianą balustradę i wypija zawartość jednym tchem. A potem następny i następny i następny. I tak wypija całą butelkę. A później jeszcze jedną. Za zakochanych. Za przyjaźń. Za miłość. I za cierpienie. 
 - Ten ostatni, za moje dwadzieścia dwa lata życia, oby te następne były lepsze - mruczy dopijając ostatnie mililitry cieczy.
Wstaje i na lekko chwiejnych nogach zmierza leżącej nieopodal pustej butelki. Podnosi ją potykając się o własne nogi. Od upadku ratuje ją balustrada, której się przytrzymuje/
- Pieprzyć miłość, tą cholerną kurwę! – krzyczy wymachując butelką, która potem ląduje gdzieś w krzakach.
Opiera się bezwładnie na drewnianej desce, a spod przymkniętych powiek potokiem wypływają kolejne łzy. Ironicznie uśmiecha się do życia. Ma już dość. Czuje, że wszystko co złe spotyka właśnie ją. Najpierw odszedł Maciek, później jej rodzice giną w wypadku samochodowym. To dla niej za wiele. Z miłą chęcią wypiłaby jeszcze jedną butelkę wina, a nawet i czegoś mocniejszego, ale w domu nie znajdzie już ani kropelki alkoholu.
Po chwili słychać trzask szkła. Blondynka wypuszcza z ręki kieliszek widząc męską sylwetkę zbliżającą się w jej kierunku.
Czym prędzej odwraca się na pięcie i wkopując drugą butelkę pod ławkę szybko otwiera drzwi do domu.
Nie chce się z nim spotkać. Nie chce go znać, bo każde spotkanie wywołuje u niej te same uczucia, których nawet ona  nie potrafi nazwać. Szczęście miesza się ze smutkiem. Żal z radością, a łzy szczęścia z łzami rozpaczy.
- Przepraszam – słyszy tuż nad swoim uchem.
Nie odwraca się. Doskonale poznaje jego głos. Ten sam głos, który ciągle doprowadza ją do gęsiej skórki. Paraliżuje ją jego dotyk, gdy opuszkami palców muska skórę jej karku pomagając przy zdjęciu kurtki. Serce łomocze jej coraz szybciej, chcąc rozerwać jej delikatną klatkę piersiową. Nie wie czym mózg przepełniony jest pomysłami, czy świeci pustkami od ich braku. Jej policzki płoną, kiedy jego oddech owiewa jej szyje. Nie wytrzymuje wzrastającego napięcia, błyskawicznie odwraca się w jego kierunku u wpija się w jego usta. Zarzuca mu ręce na szyję, mocno napierając na  niego ciałem. On obejmuje ją w pasie, zaciskając palce na skraju jej bluzy.
- Kochaj się ze mną – szepcze tuż nad jego uchem składając pocałunek kolejno na jego policzku, a później szyi.
- Mery, jesteś pijana – bardziej oznajmia, niż pyta, po czym delikatnie chwyta ją za dłoń i odszukuje sypialnie.
- Idź spać – poleca wskazując na łóżko.
- Kochaj się ze mną – ponawia propozycje dobierając się do jego paska – potrzebuję Cię – mruczy odszukując jego usta.
Jest pijana. Kompletnie pijana. Ale przecież po pijanemu robi się rzeczy na które w stanie trzeźwości nie jesteśmy w stanie się odważyć.
Jest pijana. Kompletnie pijana. Ale potrzebuje bliskości. I odwzajemnionej miłości. I mężczyzny, który da jej poczucie bezpieczeństwa, i ciepło. Ciepło, które daje tylko drugie trzydzieści sześć i sześć obok.

Jest pijana. Kompletnie pijana.

Ale on znów zapomniał.


***
Melduje się, po świątecznej przerwie z przedostatnim (chyba) rozdziałem tej "skocznej" historii.
A teraz keep calm and watch TCS! 
Trzymamy kciuki!!

sobota, 7 grudnia 2013

1000 metrów nad ziemią - 3

Życie może być jak Babilon.
Nie pozwalaj by cię zwabił on.
Dlatego lepiej oddech weź.
Wszystko możemy przejść.

Serce pompuje krew coraz szybciej. Oddech staje się nieunormowany. Kolejno płytsze i głębsze wdechy. Żołądek fika już piętnastego koziołka w ciągu wolno upływającej minuty. A to wszystko spowodowane jest strachem. Tą cholerną obawą, która wpisała się w umysł Kota.
Nerwowo kręci się na swoim miejscu, wyginając palce praktycznie w każdym kierunku. 
- Maciek, o co Ci chodzi? - rzuca dziewczyna coraz bardziej denerwując się zachowaniem kolegi.
Przełyka głośno ślinę wyszukując choć krzty odwagi. Boi się reakcji dziewczyny, bo wciąż mu na niej zależy.
- Wiesz dlaczego wyjechałem? - zadaje pytanie, na które odpowiedź zna tylko jego serce - przestraszyłem się. Zaczynałem zauważać w Tobie kogoś więcej niż przyjaciółkę czy znajomą.
- Nie mogłeś mi o tym powiedzieć? - fuka nie bardzo rozumiejąc jego reakcje.
- Bałem się, że Ty nie czujesz tego samego co ja. Nie chciałem psuć naszej relacji -  spuszcza głowę wciskając wzrok w swoje wełniane skarpetki - nie radziłem sobie z tym ci chwilę narastającym uczuciem. Biłem się z własnym sobą, aby któregoś dnia Cię nie pocałować. To było silniejsze ode mnie. I nadal jest - ostatnie zdanie wypowiada już znacznie ciszej. Maria wyłapuje tylko jakieś szmery.
- Wyjechałeś, bo nie chciałeś się ze mną widywać? - wyciąga wnioski, poniekąd słuszne.
- Mańka to nie tak - próbuje złapać ją za dłoń, ale dziewczyna szybko się odsuwa.
Nie ufa mu. Stracił w jej oczach w dniu kiedy nie przyszedł na umówione spotkanie. Mieli iść razem do kina, a on tak po prostu wystawił ją do wiatru. Zniknął i już nie wrócił, aż do teraz. Zaskakujące jest to, że odszedł dokładnie w jej urodziny. I teraz znowu wraca. Znowu w jej urodziny. Znowu burzy jej poukładany świat. Przypadek? Chyba raczej przeznaczenie.
- No to niby jak? - warczy oburzona.
- Pogubiłem się. Z jednej strony byłaś Ty i moje uczucie względem Ciebie z drugiej moja rozwijająca się kariera. Hej, spójrz na mnie - podnosi palcem jej podbródek zmuszając ją do spojrzenia w jego oczy.
W jego serce wbił się sztylet, gdy w jej niebieskich, jak niebo po burzy oczach zobaczył łzy. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo ją zranił. Ociera jej mokre policzki. Sam próbuje powstrzymać się od płaczu. Cierpią oboje. Bo niewątpliwie oboje czują do siebie coś więcej niż popularne 'lubię Cię'. Maciek wiedział to już od dobrych dwóch lat, a Maria dopiero powoli to odkrywała.
- Wybaczysz mi? - szepcze gładząc jej polik kciukiem.
- Potrzebuje czasu - rzuca cicho po chwili milczenia. 
- Ile tylko będziesz chciała. Chcę naprawić nasze stosunki – wstaje z kanapy powoli kierując się w stronę drzwi.
Naciska już na metalową klamkę, gdy jego serce wysyła jednoznaczny impuls do mózgu. Zawraca i przygniata dziewczynę swoim ciężarem do oparcia zielonej kanapy. Napiera na nią swoim ciałem wpijając się namiętnie w jej spierzchnięte wargi.
Tym razem nie mógł się powstrzymać. Za długo wyobrażał sobie smak jej ust. Za długo śnił o tej chwili, by teraz tak po prostu wyjść. Zdziwienie maluje się na jego twarzy, gdy zauważa, że Maria nie jest bierna. Rozchyla delikatnie wargi umożliwiając głębszą penetrację wnętrza swoich jam ustnych.
Cmoka ją jeszcze w usta i czym prędzej wychodzi. Nie odwraca się nawet na moment. Biegnie w stronę samochodu, a później odjeżdża. I tak jest już spóźniony.

Przejeżdża palcem po wargach, na których ciągle czuje obecność Maćka. Spod powiek znów strużkami wypływają łzy zostawiając mokre plamy na zaczerwienionych policzkach. To miała być tylko przyjaźń.

Tęskniła za nim każdego dnia. I każdej nocy. Tęskniła za nim każdej minuty. I znów tęskni. Bo choć miała go przez chwilę przy sobie nie potrafiła tego wykorzystać. Dopiero teraz zorientowała się jak bardzo go jej brakuje. I to nie tylko jego obecności, ale i jego bezpiecznych ramion, klasycznych perfum, nocnych rozmów. Brakuje jej całego jego. Ale czy nie jest jeszcze za późno, aby go odzyskać? 

Znów zapomniał o moich urodzinach.

sobota, 30 listopada 2013

1000 metrów nad ziemią - 2

Znowu ktoś woła S.O.S
Ty z autopsji znasz to lecz
po co nam zawahania stan?
Potrzebujemy zmian.

Krupówki. Masa ludzi przewijających się między stoiskami. Sezon zimowy rozpoczął się w pełni. Zakopane zostało oblężone przez turystów, nawet tych z zagranicy. Między nimi przewija się pewna blondynka. Wzrostem nie odbiega od swoich rówieśniczek. Ubrana jest w ciepłą, puchową kurtkę. Na głowie ma wełnianą czapkę, na rękach "dwupalcowe" rękawiczki, a na nogach zimowe trapery. Dziś świętuje swoje dwudzieste drugie urodziny. Świętuje samotnie, choć wokół niej przewija się tłum znajomych lub całkiem nieznajomych ludzi. Od samego rana ignoruje wiadomości z życzeniami. Już dawno temu odcięła się od znajomych. Odcięła się po tym jak straciła swojego najlepszego przyjaciela. Wtedy gdy straciła Maćka Kota.
Ciągle to rozpamiętuje, tłumaczy sobie, że tak postanowił Bóg. Jednak ciągle nie wie dlaczego On tak na prawdę wyjechał.
Ukradkiem wyciera kilka łez, które zawsze się pojawiają gdy wspomina.
Poprawia pasek od przewieszonej przez ramie torby i ruszyła dalej. Lubiła zimę. Zaczęła rozglądać się dookoła podziwiając ośnieżone dachy i drzewa. I wtedy staje się coś... dziwnego. Przez moment dostrzega po drugiej stronie ulicy postać Maćka. Jest zdziwiona, bo nie widziała się z nim od dobrych dwóch lat. Ale wszędzie pozna jego sylwetkę i uśmiech goszczący na twarzy.
- To przecież nie możliwe - mruknęła sama do siebie.
Kilkakrotnie mruga oczami i o dziwo ciągle go widzi! Kot nonszalancko opiera się o ścianę piekarni, z której po chwili wychodzi jego starszy brat. A później znikają z jej pola widzenia. Przez dłuższą chwilę blondynka musiała unormować szybsze bicie swojego serca, a to co najgorsze miało dopiero nastąpić.
Mróz coraz bardziej szczypie ją w policzki. Wchodzi na chwilę do spożywczaka i kupuje kilka produktów, których potrzebuje do zapełnienia lodówki. Pakuje zakupy do papierowej, ekologicznej torby i wychodzi ze sklepu nieoczekiwanie wpadając na... Maćka.
- Przepraszam - rzuca, nawet nie patrząc na kogo wpada.
- Mery? - Kot łapie dziewczynę za ramię próbując ją zatrzymać.
- Miło Cię znowu widzieć – fuka chcąc jak najszybciej oddalić się od skoczka –śpieszę się.
- Gdzie Cię mogę znaleźć? Chcę porozmawiać – znów ją zatrzymuje, tym razem już na zewnątrz.
- Mieszkam na Brodackiego. W starym domku rodziców – unika jego wzroku i odchodzi.
Zaczęła biec. Trącając co chwilę przechodniów przemierza kolejne ulice Zakopanego.
Dlaczego znów poczuła do niego coś więcej niż przyjaźń? Dlaczego znów jej serce szybciej zabiło? Dlaczego on powrócił i zniszczył jej teoretycznie ułożone życie? Dlaczego, no? Dlaczego?!
Wpada do domku, po drodze wywracając się o prowadzące na taras schodki. Wrzuca na hura zakupione produkty do lodówki, po czym szybko udaje się na poddasze. To jej ulubione miejsce. Siada na fotelu pod oknem i zaczyna układać sobie formułkę, którą później wyklepie Kotowi.
Nim się obejrzała po całym domku roznosi się dźwięk dzwonka ze drzwi. Zrywa się z miejsca i zbiega po schodach. Szybko dopada da drzwi, za którymi stoi Maciek. Spogląda na Nią wzrokiem przepełnionym tęsknotą, po czym zamyka ją w swoich ramionach. Oboje są zdziwieni. On swoją reakcją, Ona – jego zachowaniem.
Trzyma ją w uścisku od kilku dobrych chwil, ciesząc się jej bliskością.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam – szepcze, a jego głos wypełniony jest żalem. Tęsknił?  - jesteś na mnie zła?
- To chyba nie ja wyjechałam bez słowa wyjaśnienia – fuknęła odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
- Mańka, tak bardzo mi przykro.. ale pogubiłem się wtedy we własnym życiu. Daj mi się wytłumaczyć, proszę.
Blondynka z krzywym, wręcz wymuszonym uśmiechem odsuwa się na bok i gestem ręki zaprasza mężczyznę do salonu. Po chwili podaje mu kubek gorącej czekolady, a drugi ściska w dłoniach.
- Spanikowałem, gdy uświadomiłem sobie jedną ważną rzecz.. – rozpoczął, uprzednio parząc się w język gorącym napojem.

Dziś mam urodziny, pamiętasz jeszcze? 



*** 
coś te konkursy w skokach nie mają szczęścia się odbyć.
a Stefek Hula miałby sznase na naprawdę wysokie miejsce. 

oddaje w Wasze "posiadanie" kolejny epizod Maćka Kota. 
nie wiem co mam na temat tego na górze powiedzieć.
wyszło jak wyszło. 
gniotujemy. 

piątek, 22 listopada 2013

1000 metrów nad ziemią - 1

Szkolny dzwonek odbił się echem po kolorowych ścianach budynku.
Pierwszy dzień w nowej szkole... w podstawówce!
Gwar na korytarzu ustał, a uczniowie stadami wchodzili do klas. Także tutaj panowała zasada : kto pierwszy ten lepszy. Grupa chłopców, klasowych macho, zaczęła rozpychać się swoimi niezbyt umięśnionymi barami, aby zająć najlepsze, ostatnie ławki.
ONA też potrafi pokazać pazur i powalczyć o swoje, a tym bardziej jak chodzi o upatrzoną już wczoraj na rozpoczęciu roku ławkę zaraz przy oknie, skąd rozciągał się najlepszy widok na ośnieżone szczyty gór, na które ona mogłaby patrzeć godzinami.
Nikt nie usiadł obok niej. Dziwne? W tym wieku dla dzieciaka liczy się zabawa, a nie bezmyślne wpatrywanie się w widoczek za oknem, który oni w ciągu swojego siedmioletniego życia naoglądali się wystarczająco. Nie miała na głowie ani pięknych koczków, ani wymyślnych fryzur. Miała długie, jasne włosy, które mama co rano przed wyjściem czesze jej w dwa warkocze, a na końcu wiąże kolorowe wstążeczki. Jej oczy do złudzenia przypominały błękit nieba. Na nosie opierały się korygujące okulary z oprawkami z motywem królika Buggs'a, a na zęby założono jej aparat ortodontyczny. Nie przyciągała spojrzeń przedstawicieli płci przeciwnej, którzy woleli rzucać papierowymi samolocikami w utwardzone lakierem do włosów koki Zuźki czy Baśki.
Po powierzchownym zapoznaniu się z nowymi kolegami i koleżankami, z którymi od teraz blondynka będzie musiała zmagać się kilka godzin dziennie przez całe sześć lat podstawówki, pani wychowawczyni dała im czas na zabawę i utworzenie swoich "grupek".
Marysia całkowicie pochłonęło oglądanie książki, którą dostała na urodziny od taty. Dokładnie oglądała każdy obrazek przedstawiający najwyższe i najpiękniejsze góry świata. Zamarzyła jej się wyprawa na Mount Everest.  Chciała poczuć te emocje. Już w zeszłym roku, gdy jej tata - ratownik GOPR-u - pierwszy raz zabrał ją na przechadzkę łatwymi górskimi szlakami, postawiła sobie za cel zobaczyć "świat" ze szczytu najwyższej góry.

Nieoczekiwanie poczuła, że ktoś mocno szarpnął ją za włosy. Wystraszyła się przez co nieznacznie podskoczyła na krzesełku. Obróciła się dookoła chcąc namierzyć sprawcę tego karygodnego czynu, jednakże nikogo w pobliżu nie zobaczyła. Chłopcy siedzieli kilka ławek dalej śmiejąc się w najlepsze, tylko jeden z nich patrzył na nią takim dziwnym wzrokiem, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały posłał jej jeden z najpiękniejszych uśmiechów jaki kiedykolwiek widziała. Nie znała go, tak jak i reszty. Przeprowadziła się dopiero dwa tygodnie temu z Zakopanego, do odziedziczonego przez rodziców domu babci. Od przeprowadzki cały dniami siedziała za huśtawce i patrzyła na rozciągające się pasma gór. Nie kręciła jej zabawa lalkami i robienie głupich żartów pierwszym miłostkom. Wolała siedzieć z mamą na tarasie i oglądać chowające się za najwyższym szczytem słońce.
Zaraz po tym niewinnym uśmiechu policzki Marysi oblały się rumieńcem, więc speszona szybko odwróciła się przodem do tablicy.
Równo o trzynastej zadzwonił ostatni już dzisiejszego dnia dzwonek. Dzieciaki czym prędzej schowały swoje książki do plecaków i wybiegły ze szkoły. Przed budynkiem czekali już stęsknieni rodzice lub dziadkowie. Dziewczynka szybko zlokalizowała swoją mamę, po czym wbiegła w jej otwarte ramiona.
- Musimy dzisiaj odprowadzić jeszcze syna sąsiadki - oznajmiła pani Jadzia, gdy jej córka wreszcie skończyła opowiadać o przebiegu szkolnej części dnia - Maciek ! - zawołała, a jeden z chłopców momentalnie się odwrócił .

Zostali najlepszymi przyjaciółmi. Razem chodzili do szkoły. Razem z niej wracali. Siedzieli w jednej ławce. Wspólnie odrabiali lekcje i spędzali przerwy. Rozumieli się bez słów, czego często zazdrościli im ich znajomi. Wspierali się w trudnych dla ich nastoletniego życia chwilach. Po rozstaniach tonami jedli lody czekoladowe i pili kakao. Byli nierozłączni, jak dwie papużki.

Jednak nastąpił dzień przełomu. On wyjechał. Zniknął z jej życia i już nigdy się nie pojawił. Cierpiała. Próbowała zapomnieć, lecz kiepsko jej to wychodziło. Nie było nocy, kiedy by nie płakała. Nie było myśli, w której by o nim nie pomyślała. A on się nie odezwał ani słowem. Nie zostawił listu, nie wysłał smsa. Nawet nie powiedział gdzie, czy po co jedzie.
Brakowało jej go. Brakowało jej wspólnych rozmów, wybuchów niekontrolowanych śmiechów i ciepła jego ciała, do którego w każdej chwili mogła się przytulić.

Ich przyjaźń zniknęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.  Rozpadła się jak zrzucona na podłogę szklanka. A przecież takie szklanki same się nie naprawiają, one przecież w ogóle się nie naprawiają!

To dlaczego, gdy teraz spotkali się na ulicy ich serca znowu ożyły i zaczęły bić tym samym rytmem? 


***
Taki tam króciutki wstępik do historii. 
Trzymajmy kciuki za naszych skoczków!
A jutro Hala Legionów <3

niedziela, 17 listopada 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 8

To dziwne, kiedy budzę się rano i mam zupełnie inne spojrzenie na świat niż wczoraj w nocy.

Zastygła w bezruchu. Świat jej nagle zawirował przed oczami, a ciało zrobiło się ciężkie. 
- Anielo, czy Ty.. - urwała ocierając spływające po policzkach łzy. 
- Jestem Twoją matką - odparła dobrze wiedząc co chciała powiedzieć blondynka - przepraszam, ale nie miałam warunków żeby Cię wychować - schował twarz w dłonie i zaczęła płakać – jakieś dziesięć lat temu wróciłam do Warszawy, odnalazłam Cię, Piotr przyjął mnie do pracy nie wiedząc, że jestem Twoją matką.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – przerwała jej wyrzucając z siebie choć część emocji.
- Miałaś tu wszystko, czego ja nigdy bym Ci nie zapewniła, nawet w najmniejszym stopniu… Przepraszam, zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mnie znać – dopakowała kilka książek do pudełka, po czym wstała z zamiarem opuszczenia pokoju.
- Wyjedziesz? – blondynka przełknęła głośno ślinę.
- Mam w Gdańsku starą przyjaciółkę, którą już dawno miałam odwiedzić – zatrzymała się w drzwiach.
- Odwiedzisz mnie kiedyś?
- Oczywiście. Nie chcę Cię znowu stracić – wróciła i pocałował ją w czoło – a teraz się spakuj. Karol zaraz tu będzie.
I wyszła zostawiając Biankę samą. Dziewczyna długo nie mogła pozbierać się po rozmowie ze swoją mamą. Ciągle nie mogła uwierzyć, że przez cały ten czas jej rodzicielka była tak blisko niej. Oparła się plecami o brzeg łóżka i zaczęła płakać. Łzami wielkimi jak ziarna grochu. Wreszcie poczuła, że jej życie składa się w jedną, spójną całość, że znalazła wszystkie puzzle układanki. Powoli odcina się od zaborczego przybranego ojca, odnalazła biologiczną matkę i ma u swojego boku osobę, którą może darzyć zaufaniem.
Właśnie ta osoba siada teraz koło niej i mocno przytula ją do swojej klatki piersiowej. To właśnie ten sam chłopak, który pomógł jej rozprawić się z dwójką napaleńców po derbach Warszawy.
- Nie płacz. Teraz zaczniesz nowe życie – odgarnął niesforny kosmyk włosów zagarniając go za ucho.
- Ja nawet nie mam się gdzie podziać – wyłkała spuszczając wzrok, bo przecież mokre plamy na jej bluzce, które pozostawiły spływające jak potoki łzy są o wiele ciekawszym widokiem i hipnotyzujące oczy Kłosa.
- Jak to nie masz? Mnie się tak szybko nie pozbędziesz! – zaśmiał się wpajając w blondynkę choć trochę optymizmu – jedziesz ze mną do Bełchatowa.
- Jesteś tego pewien? – zmarszczyła czoło i spojrzała na siatkarza.
- Oczywiście, tak jak tego, że dwa plus dwa daje cztery – pocałował ją w czubek głowy ponownie tuląc do swojego torsu – a teraz mów mi co jeszcze muszę spakować, a które pudła zanieść do Twojego samochodu.
Przez następne piętnaście minut w ekspresowym tempie udało im się spakować jej cały dobytek w kilka kartonów, które z trudem upchnęli w bagażniku jej auta. Pożegnała się z Astrem i Goldim, po czym wraz z Karolem pomogła Anieli załadować dwie walizki do zamówionej taksówki.
- Wyślij mi adres. Przyjadę – oznajmiła nie zwracając uwagi na pośpieszającego ją kierowcę.
- Na pewno – blondynka przytuliła się do swojej rodzicielki, która już po chwili zniknęła za rogiem ulicy.
- Nie pożegnasz się z ojcem? – zagadnął Karol, gdy pakowali ostatnią walizkę.
- To nie jest mój ojciec – wzruszyła obojętnie ramionami.
- Ale jednak wychowywał Cię przez całe Twoje życie – chłopak dalej naciskał. Złapał dłoń dziewczyny i spojrzał głęboko w jej smutne oczy – Bianka, nie bądź egoistką.
- Nie jestem jeszcze gotowa, aby ponownie spojrzeć mu w oczy. Zranił mnie. Cholernie mnie zranił. Potrzebuję czasu aby to wszystko sobie poukładać.
- Jak uważasz – mruknął unosząc delikatnie kąciki ust do góry – jedziemy?
Przytaknęła i zasiadła na miejscu pasażera odruchowo włączając radio.
- A Ty nie powinieneś być w hotelu z resztą drużyny? – zapytała, gdy byli już na obrzeżach Warszawy.
- Załatwiłem sobie u trenera powrót na własną rękę. Ma się ten urok osobisty – zaśmiał się, a jego dobry humor udzielił się też i współtowarzyszce podróży.
Przez całą podróż zachowywali się jak najlepsi przyjaciele, nie chcąc złamać tej bariery. Całe dwie godziny nie poruszali niebezpiecznych tematów, bo przecież będą mieli na to jeszcze czas.
- Jutro wypakujemy. Teraz chodźmy spać – złapał ją za rękę i nie pewnie splótł ich palce razem.
Uśmiechnęła się pod nosem spoglądając na ich złączone dłonie.
Zaczynała wszystko od nowa. Bez Piotra. Bez Daniela. Z dala od Warszawy. Przy boku faceta, na którym naprawdę zaczęło jej zależeć i to nie w ten sposób koleżeński, ale w ten przyozdobiony miłością.
- Mam tylko jeden pokój, więc nie będę Ci wciskał kitu, że będę spał na kanapie, bo i tak będziesz spała ze mną – zaznaczył na wejściu – poczekaj!
Zatrzymał ją w progu, gdy w jego głowie zapaliła się lampka z napisem super genialny pomysł. Wziął ja na ręce i niczym nowożeniec wniósł ją do mieszkania. Następnie postawił ją w przedpokoju jedną ręką zamykając na klucz drzwi.
- Kocham Cię – powiedział napierając na jej usta.
- Pakujesz się w to na całe życie, zdajesz sobie z tego sprawę? – odchyliła się kładąc swoje dłonie na jego umięśnionym torsie.
- Jak najbardziej. I wiesz co? Wyjdź za mnie! Wtedy będę miał pewność, że już do końca naszych dni będziesz tylko moja – wykrzyczał przepełniające go emocje podnosząc dziewczynę do góry.
- Głupek – zaśmiała się, uciekając z jego objęć.

- To jak wyjdziesz za mnie? – zapytał, gdy leżeli już w łóżku i bezmyślnie wpatrywali się w biały sufit.
- Ale że teraz? – uniosła się na łokciach i spojrzała na niego jak na największego idiotę świata, którym on niewątpliwie był.
- Chociażby jutro! Bądź dla mnie Julią, a ja będę Twoim Romeo – położył dłoń na jej policzku, delikatnie gładząc fakturę jej skóry.
- Ale oni umarli – prychnęła.
- Kurna – mruknął – nie doczytałem do końca.
- Ale przecież to miało tylko kilkadziesiąt stron – załamał ręce i ponownie opadła na miękki materac.
- I bądź tu romantycznym – fuknął odwracając się do niej plecami -  nie zabieraj mi w nocy kołdry, bo zrzucę Cię z łóżka!
- Wyjdę za Ciebie – szepnęła delikatnie przytulając się do jego pleców.
- Teraz to Ty sobie możesz ale wyjść na spacer – burknął strzelając największego focha w swoim życiu.

Czasami zachowywali się poważnie. Jak dorośli. Częściej jednak ich rozum nie dorównywał inteligencji pięciolatka, nie ubliżając oczywiście dzieciakom. Sami byli zaskoczeni tym, że pomimo tylu różnic udało im się nie pozabijać w jednym mieszkaniu, a nawet dogadywali się całkiem dobrze, licząc oczywiście kilka słów pomiędzy pocałunkami.
To dziwne, że wśród tylu ludzi odnaleźli siebie i potrafili zaakceptować wszystkie dzielące ich przepaście. On polubił zakupy i z uśmiechem na ustach mówił jak ładnie wygląda w setnej już tego dnia kreacji. Ona polubiła sport. Coraz częściej dawała się namawiać na przychodzenie na mecze, a kilka razy wybrali się również na przejażdżkę rowerową!
Ona była jak Julia. On był jak Romeo. Tylko, że od szekspirowskiego dramatu odróżnia ich zakończenie historii. Bo oni żyli długo i szczęśliwie, tak jak w tych wszystkich bajkach, które teraz czytają swoim dzieciom.


KONIEC.


wtorek, 12 listopada 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 7

Moje najlepsze miejsce na ziemi jest gdzieś między Twoim prawym, a lewym ramieniem.

Obudziła się naga, opleciona jego umięśnionymi ramionami. Delikatnie wyślizgnęła się spod kołdry i zabierając z walizki potrzebne rzeczy weszła do łazienki. Wzięła chłodny prysznic, który choć trochę otrzeźwił jej umysł. Ubrała spodnie w kwiatki, różową bokserkę i malinową marynarkę. Spryskała szyję perfumami i wyszła z pomieszczenia.
- Ładnie się dziś ubrałaś – mruknął tuż nad jej uchem – ale niepotrzebnie, bo i tak zaraz ściągniesz te ubrania.
- Może lepiej coś zjedzmy – wyminęła go nakładając bo drodze na bose nogi szpilki.
Kątem oka zauważyła jak Daniel usiadł na kanapie i włączył telewizor. Faceci – pomyślała i wzięła się za szykowanie śniadania. Dość późnego śniadania, bo było już po dwunastej.
- Teraz już jesteś tylko moja – szepnął namiętnie wpijając się w jej usta.
Odsunęła się od niego, co lekko go zirytowało.
- Chciałabym pozwiedzać okolice – zrobiła najsłodszą minę jaką zdołała z siebie wykrzesać.
- Okolicę? Wolałbym zwiedzać okolice, ale Twoje brzucha – uśmiechnął się zadziornie układając dłonie na biodrach dziewczyny.
Powoli ściągał z niej kolejne ubrania, a ona tylko ukradkiem spoglądała na zegarek, który nieubłagalnie zbliżał się do godziny zapisanej na bilecie.
Jak na złość zaczął od gry wstępnej. Całował jej ciało milimetr po milimetrze, aż w końcu Bianka nie wytrzymała. Zebrała z podłogi swoje ubrania i zamknęła się w łazience. Nie zwracała uwagi na coraz głośniejsze pukanie do drzwi. Ubrała się i z impetem popchnęła drewnianą płytę.
- Gdzie się wybierasz? – załapał ją za dłoń, gdy zbierała z kuchennej wyspy torebkę.
- Nie Twój zasrany interes.
Stanowczym ruchem wywinęła się z uścisku Gołębiewskiego, co jeszcze bardziej go rozzłościło.
- Nigdzie nie idziesz, a tym bardziej do tego siatkarzyka – warknął wściekle przygniatając ją do ściany.
- Nie będziesz mną rządził! – wykrzyknęła wprost w jego twarz.
- I tu się grubo mylisz! Twój tata dobitnie dał mi do zrozumienia, że jesteś tylko moja – zaśmiał się szyderczo.
Spoliczkowała go. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi kopnęła go w krocze i zwijając z komody kluczyki do samochodu wybiegła z domku.
Drżącą dłonią odpalała silnik, ale widząc wychodzącego na ganek Daniela wcisnęła gaz do dechy i odjechała w stronę Warszawy.
- Może jeszcze zdążę – modliła się w duchu pokonując kolejne kilometry.
Zaparkowała pod halą i zaczęła przeszukiwać swoją torebkę. Wysypała całą jej zawartość na fotel pasażera. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy zza jej kosmetyczki wyleciał bilet. Pobieżnie wrzuciła wszystko z powrotem do środka i wyszła z auta.
Serce podchodziło jej do gardła gdy wchodziła na halę. Głośne dopingi kibiców obu drużyn wypełniały cały obiekt. Nie zdążyła. Ludzie zaczęli powoli opuszczać trybuny, a po zawodnikach nie było śladu.
Usiadła na plastikowym krzesełku w dolnym rzędzie i tępo wpatrywała się w płytę boiska. Łzy powoli rozmazywały jej pole widzenia. Nie czuła już nic oprócz bezradności. Za późno zrozumiała, że go kocha.
Długo siedziała na trybunie, aż w końcu jakiś pan z ochrony zainteresował się jej losem. Z ledwością wyłkała, że szuka Karola Kłosa, i że to bardzo ważne.
- Zawodnicy Skry powinni byś jeszcze w szatni – uśmiechnął się pokrzepiająco – zaprowadzę panią.
Niepewnie podążyła za mężczyzną w stronę wąskiego korytarza. Facet wskazał jej odpowiednie drzwi, ale ona nie odważyła się zapukać. Usiadła na ławeczce nieopodal i cierpliwie czekała. Przymykając oczy oparła się plecami o zimną ścianę. Na dworze zrobiło się już całkiem ciemno, co mogła zauważyć przez przeszklone drzwi.
- Jesteś – usłyszała cichy głos, po czym utonęła w jego wielkich ramionach.
- Jestem – wyszeptała podnosząc na niego zapłakane oczy.
- Nie musisz już płakać – opuszkami kciuka starł mokre strużki z jej policzków – On już nic Ci nie zrobi.
Jeszcze mocniej wtuliła się w jego ramiona, jakby bojąc się, że Karol zaraz zniknie.
- Już będę, zawsze – obiecał delikatnie muskając jej usta.
On pojechał do hotelu, z którego już jutro wyjeżdżał w podróż powrotną do Bełchatowa. Obiecała, że go odwiedzi, po czym sama wsiadła do danielowego auta i odjechała w stronę swojego domu.
W salonie paliło się światło co nie wróżyło nic dobrego. Po cichu weszła do środka, chcąc jak najszybciej wbiec po schodach na górę. Na próżno ściągała szpilki. Ojciec czekał już na nią w przedpokoju.
- Coś Ty najlepszego zrobiła?  - krzyknął nerwowo zaciskając dłoń na komodzie.
- Ja? To Ty obiecałeś mnie Danielowi! Jak mogłeś – nie szczędziła głosu wyrzucając z siebie kolejne emocje.
- Bo taki układ byłby dla Ciebie najlepszy.
- Mylisz się! Nie możesz wiedzieć co dla mnie jest najlepsze, bo przecież nawet nie jesteś moim biologicznym ojcem! Nie zdajesz sobie sprawy z tego co teraz czuje!
- Nie muszę. Jesteś pod moich dachem i będziesz robić to co Ci każe – chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął.
- Wiesz co? Masz racje! Czas się wyprowadzić! – pobiegła do swojego pokoju.
Wyjęła spod łóżka obszerną walizkę i zaczęła pakować najpotrzebniejsze ubrania.

Pani Aniela przyglądała się ich wymianie zdań z boku. Doskonale wiedziała, że Piotr nie jest ojcem Bianki. Adoptował ją wraz z teraz już świętej pamięci żoną zaraz po jej narodzinach, kiedy to pani Barbara nie mogła zajść w ciąże. Biologiczna matka oddała ją do adopcji, nie mając warunków aby ją wychować.
Nie pochwalała wybuchu swojego szefa, ale była dumna z Bianki za racjonalne myślenie i podjętą decyzję. Z kantorka wyjęła kilka kartonów i przemyciła je na górę.
- Przecież on Cię wywali – stwierdziła blondynka zabierając od gospodyni tekturowe pudła.
- To jest już nieważne – Aniela posłała w jej kierunku ciepły uśmiech i pomogła pakować rzeczy.
- Będzie mi Ciebie brakować – szepnęła ocierając cieknące po policzkach łzy.  

- Mi Ciebie też, córeczko – załkała tuląc ją do siebie.

środa, 6 listopada 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 6

Idąc ulicą wciąż wyobrażam sobie setki sytuacji, w których mogłabym Cię za chwilę spotkać. Co powinnam powiedzieć, co zrobić, jak spojrzeć i jak bardzo udawać, że już o Tobie zapomniałam.


Otuleni miękką pościelą tworzyli sielankowy obrazek idealnej pary. Ale tak przecież nie było. Przecież on leciał tylko na jej ciało i względy u trenera, a ona nie wyznawała takiej wartości jak miłość, przynajmniej tak sobie wpajała.
Blondynka ocknęła się ze snu i powoli rejestrowała zarysy pokoju. Czuła się okropnie. Jej psychika rozpadła się na milion kawałeczków, a serce okalało się jeszcze grubszym drutem kolczastym. Ściągnęła rękę Daniela przyciskającą jej brzuch i ściągając z fotela szlafrok zniknęła w łazience. Nie spojrzała w lustro. Wstydziła się samej siebie, za to jak odreagowała znajomość z Karolem. Stanęła pod natryskiem, a lodowata woda strużkami oblewała jej nagie ciało. Zmyła z siebie dotyk piłkarza, który ni stad ni zowąd pojawił się w zaparowanej łazience.
- Myślałem, że uciekłaś – ucałował jej nagi obojczyk podając jeden z kilku puszystych ręczników.
- Jakim sposobem miałabym uciec z własnego domu? – prychnęła zdenerwowana okręcając ciało ręcznikiem.
- Pośpieszmy się. Aniela już pewnie czeka ze śniadaniem – zaśmiał się przyjaźnie.
- Zamierzasz zostać na śniadanie?
- Zamierzam spędzać tutaj znacznie więcej czasu, Kochanie.

Zeszli na dół, a gdy weszli do części „posiłkowej” parteru Gołębiewski splótł ich palce. Gospodyni uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła podawać śniadanie. – Moje drogie dzieci – pan Piotr w wyśmienitym humorze zajął swoje miejsce za stołem – jak miło widzieć Was razem.
Przeszły ją dreszcze. To wszystko nie miało tak wyglądać. On miał nie myśleć, że oni są razem. To miała być tylko jedna, nic nie znacząca noc. Ona miała nie udawać, że wszystko jest okej, bo nie było. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że z ogromnym poczuciem satysfakcji i wyższości zobaczyłaby minę Karola, gdy ten dowie się z pozoru idealnym, a w rzeczywistości jednostronnym związku.

I tak sobie żyli z dnia na dzień. Bianka, ku prośbom Daniela, przychodziła na treningi Polonii, on zabierał ją imprezy, razem spędzali wieczory w domowym zaciszu. Unikała jak ognia słodkich słówek, siłowo wmuszała w siebie pocałunki z piłkarzem, a od łóżkowej pikanterii uciekała jak diabeł od święconej wody. I to się jej udawało. Wszyscy wokół zachwycali się ich związkiem, a blondynka powoli sama zaczynała wierzyć, że łączy ich chemia, zapominając przy tym o Karolu.

Daniel miał wolny weekend. Postanowił zabrać Biankę do domku jego rodziców usytuowanym kilka kilometrów za Warszawą. Nie chciała jechać, ale on nie dał jej wyboru. Był zaborczy i porywczy, a ona bała się, że może ją uderzyć.
Tak więc piątkowego popołudnia wpakowała walizkę do danielowego samochodu i wtedy zobaczyłaś jego.
Wrócił. Tak jak obiecał, po równych dwóch tygodniach znów zawitał w stolicy. Nie zapomniał o Niej. Nie mógł wyrzucić jej z głowy. Owładnęła jego myślami. Nie mógł skupić się na treningach. W ostatnim meczu wyleciał z podstawowej szóstki, a to wszystko przez Nią. Przez jej uśmiech, dołeczki w policzkach, błyszczące oczy i wyjątkowy charakter, który skradł jego serce, na dobre.
Korzystając z tego, że Gołębiewski omawia coś jeszcze z jej ojcem, zebrała w sobie całą odwagę i delikatnie zbliżyła się do Karola.
- Wyjeżdżasz? – spytał z żalem wypisanym na twarzy.
- Na weekend. Z Danielem – odparła wzruszając ramionami.
- Mnie nie oszukasz – ujął jej twarz w dłonie – nie jesteś z Nim szczęśliwa.
Czytał z Niej jak z otwartej książki. Wystarczyło, że spojrzy w jej oczy i będzie wiedział wszystko, bo ją kocha. Cholernie kocha. A człowiek zakochany widzi o wiele więcej niż normalny.
- Co Ty możesz o mnie wiedzieć? – poruszyła się gwałtownie.
- Wiem więcej niż możesz sobie wyobrazić. Bianka, dlaczego mi to robisz? Nie widzisz, że kurewsko mi na Tobie zależy i jestem w Tobie bezgranicznie zakochany?
- Karol proszę Cię, przestań. Daniel zaraz przyjdzie. Powinieneś już pójść.
- Ja z Ciebie nie zrezygnuje. Udowodnię Ci, że nie pasujecie do siebie z Danielem. Proszę Cię przemyśl to wszystko. Jutro gram mecz na Torwarze. Przyjdź – wcisnął jej w dłoń tekturowy kartonik, po czym ucałował jej czoło i zniknął we wnętrzu swojego samochodu. 
Wrzuciła bilet do przewieszonej przez ramię torebki, a słysząc trzask zamykanych drzwi od domu, odwróciła się na pięcie.
- Miłego weekendu – Piotr zamknął za córką drzwi sportowego auta.
Teraz już nie było odwrotu. Musiała jechać z Gołębiewskim. Przez całą podróż nie odezwała się ani słowem. Wbiła wzrok w krajobrazy przelatujące za szybą. Nawet się nie obejrzała, a byli już na miejscu. Rzucił w jej stronę kluczami, a sam wyjął z bagażnika walizki.
- Teraz już jesteś tylko moja – wyszeptał przyciągając ją do siebie.

Łapczywie zrywał z niej ubrania całując nagie ciało. Nie broniła się. Sama mu na to pozwoliła dwa tygodnie temu, a teraz przyszło jej płacić za swoją głupotę. Uśmiechała się do Niego zalotnie, bo przed oczami wcale nie widziała twarzy Daniela. W myślach ciągle miała Karola. Karola, z którym postanowiła się spotkać. Jutro. Na Torwarze. Nawet jeśli musiałaby uciekać z żelaznego uścisku piłkarza. 





sobota, 2 listopada 2013

Ona i On. Dwa rożne światy, a tyle dla siebie znaczą - 5

Jestem samolubna, niecierpliwa i trochę niepewna siebie.
Popełniam błędy, tracę kontrolę i czasem jestem trudna do zniesienia.
Ale jeśli nie potrafisz znieść mnie, kiedy jestem najgorsza,
to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza.


Nie przejęła się próbującym się z nią skontaktować tatą i Danielem. Tak po prostu pierwszy raz w życiu na poważnie olała swojego ojca nie dając mu znać, gdzie jest i kiedy wróci. Spędziła naprawdę miłe popołudnie w towarzystwie Karola.
Nie popędziła jak na złamanie karku do łazienki, gdy w czasie filmu popłakała się ze śmiechu i prawie rozmazała makijaż. Nie poprawiła roztrzepanej przez chłopaka fryzury. On nie wymaga od niej idealności pod każdym względem. Polubił ją naturalną, roztrzepaną i wredną. Polubił ją taką jaka naprawdę była.

Było już późno. Galeria miała zostać zaraz zamknięta, a oni dopiero zbierali się do wyjścia. Okazał się, że zaparkował samochód zaraz koło jej BMW. Oparł się nonszalancko o swoje auto i przyglądał się blondynce, która pakowała do bagażnika torby z ubraniami.
- Jutro wyjeżdżam – przełknął głośni ślinę.
- Miłej podróży – wyminęła go, nie chcąc dać po sobie poznać, że wcale z tego faktu nie jest zadowolona.
- Przyjadę jeszcze, obiecuje – złapał ją za dłoń.
Nie chciał wyjeżdżać. Nie chciał jej opuszczać. Nie chciał się z nią rozstawać. Nie wyobrażał sobie dnia bez spojrzenia w jej niebieskie oczy, a przecież znają się dopiero od wczoraj.
- Będziesz na mnie czekać? – zapytał próbując odszukać wzrok dziewczyny – będę w Warszawie za dwa tygodnie.
Uśmiechnęła się nieznacznie, po czym zniknęła w czeluściach swojego samochodu. Odpaliła silnik i  nawet nie patrząc w lusterku odjechała. Postanowiła, że już nigdy nie dopuści do ich spotkania, bo po dzisiejszym dniu on w pewnym sensie uzależnił ją od siebie. Zadrżała włączając kierunkowskaz. Jeszcze nie było za późno. Jeszcze mogła zawrócić. Zaczęła płakać. Spojrzała w lusterku, a widząc jego samochód czym prędzej nacisnęła pedał gazu i odjechała. Zostawiła go w tyle. Pozbyła się problemu.
Parkując na podjeździe otarła mokre policzki. Zabrała z siedzenia obok torebkę i otworzyła bagażnik, aby wyjąć torby.
Zobaczyła zarys postaci na drugiej stronie ulicy. Zbliżała się w jej kierunku z dość szybką prędkością. Przestraszyła się i przyśpieszyła wyjmowanie zakupów. Nieoczekiwanie poczuła woń męskich perfum, a przed sobą zobaczyła Karola.
- Czemu płaczesz? – wyszeptał opuszkami palców ścierając z jej twarzy łzy.
- To tylko alergia – burknęła zamykając klapę bagażnika.
- Bianka.. nie oszukuj mnie – mruknął zagarniając niesforny kosmyk jej włosów za ucho.
- Czego Ty ode mnie chcesz?! – uderzyła pięścią w jego klatkę piersiową.
Nie powiedział nic. Wpił się w jej usta, chcąc zapamiętać ich kształt i smak. A potem odszedł. Wsiadł do samochodu i odjechał. Odjechał zostawiając blondynkę osłupiałą na środku podjazdu. Zanim pogodziła się z zaistniałą sytuacją minęło kilka dobrych minut. Wbiegła do domu od razu udając się do swojego pokoju. Zauważyła palące się w salonie światło, ale zignorowała obecność jakichkolwiek gości, czy czekającego ojca. Runęła jak długa na łóżko wypłakując wszystkie smutki i złości w poduszkę.
Wzdrygnęła się, gdy poczuła męską dłoń na swoich lędźwiach. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że może to Karol, że może wrócił.
- Zabije skurwysyna – krzyknął, gdy tylko zobaczył jej zapłakaną twarz.
- Kto Cię tutaj wpuścił? – błyskawicznie podkuliła nogi i przesunęła się na drugi koniec materaca.
- Czekałem z Twoim tatą. Martwiliśmy się o Ciebie i najwidoczniej mieliśmy rację. Nie możesz się z nim widywać – oznajmił łapiąc ją za dłoń.
To nie było to samo co dotyk Karola. Żaden prąd ani fala ciepła nie zalała jej organizmu.
- Nie możecie mi tego zakazać.
- Bianik spójrz na siebie! Jesteś w opłakanym stanie. Rozczochrane włosy, spuchnięte oczy i czerwony nos. On źle na Ciebie działa!
- Co Ty możesz w ogóle o nim wiedzieć.
- Nie muszę wiedzieć nic, ale widzę jak na Ciebie działa. Chodź do mnie – otworzył ramiona i przygarnął jej ciało do siebie – prześpij się i zapomnij o nim.
Próbowała usnąć w objęciach Danielowych ramion.  Zamknięta w jego szczelnym uścisku. Ale nie zapomniała. Ciągle w myślach miała jego wygląd, na ustach czuła jego usta, a na ciele jego dotyk. Gołębiewski nie był w stanie zastąpić jej Karola, co nie zmienia faktu, że musiała zapomnieć.
Nie zważając na konsekwencje swojego czynu uniosła się delikatnie i przyłożyła swoje wargi do warg piłkarza. Chciała jak najszybciej zmyć i wyrzucić z siebie wszystko co związane z Karolem.
Zdjął z niej bluzkę językiem wytaczając ścieżkę od szyi, między jej piersiami, aż do pępka. A później pozbył się jej spodni. Całował wewnętrzną stronę jej ud, stopniowo pozbywając się też swoich ubrań. Miał ją. Oddała mu się całkowicie. Tłumił jej jęki pocałunkami.
Ale nawet to nie potrafiło wyrzucić z jej głowy Karola.
- Kocham Cię piękna – wyszeptał kładąc głowę na jej brzuchu.
Nie wydobyła z siebie żadnego, nawet najmniejszego dźwięku. Rozczochrała jego włosy delikatnie naciskając skórę głowy palcami. On usnął. Ona nie potrafiła. Przez całą noc nie zmrużyła oka. Wstydziła się tego co zrobiła. Ale chciała zapomnieć. Tylko, że nawet seks z Gołębiewskim nie pozwolił nawet w najmniejszym stopniu pozbyć się chociażby jego uśmiechu.








Ahahahahaah.

Lubię utrudniać sobie życie.

wtorek, 29 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 4

(Playlista, numer utworu: 7)



 "Twierdził, że może mieć każdą, udowodniłam mu, że się myli"

Od samego rana jej telefon nie miał ani chwili wytchnienia. Daniel postanowił systemtycznie przypominać jej o wieczornej randce. Nawet przy obiedzie nie mogła skupić się na jedzeniu.
Po piątym smsie o tej samej treści rzuciła telefonem o stół.
- Kocha i żyć nie daje? - zaświerogtała pani Aniela, która od dobrej chwili przyglądała się poczynaniom dziewczyny. 
- Czy to przypadkiem nie ten chłopak, którego wypłoszyłem wczoraj sprzed domu? - Piotr podłapał temat i postanowił wypytać się córki o wczorajszą sytuację.
Nie był surowym rodzicem, który kontroluje swoje dziecko a każdym kroku. Bianka jest dorosła, więc ma prawo podejmować wszystkie decyzje samodzielnie, co nie wyklucza jego ewentualnej pomocy, wskazówki.
- Nie - fuknęła kolejny raz spoglądając na swój ciągle wibrujący telefon - to Twój kochaniutki zawodnik, z którym ostatnio mnie swatałeś.
- Daniel? - trenr Polonii zaintrgowany podjętym tematem odłożył na bok najnowszy numer magazynu sportowego - dobry chłopak z niego. Byłaby z Was ładna para.
- Ty sobie chyba żartujesz! - ucięła krótko - nie jestem głodna.
I tyle widziano ją w jadalni. Pani Aniela pokiwała z politowaniem głową widząc jak dziewczyna zabierając z kanapy torbę wychodzi z domu.

Pojechała do jedynego z miejsc które daje jej ukojenie. Zaparkowała na podziemnym parkingu jednej z największych stołecznych galerii handlowych. Weszła do swojego ulubionego sklepu głęboko odetchnąwszy zapachem nowych ubrań. Lubiła to. Wybieranie, przymierzanie i kupowanie sprawiało jej niezłą frajdę. Po jakże udanych zakupach weszła do jednej z niewielkich przytulnych restauracyjek na trzecim piętrze. Przy barze zamówiła szarlotkę i gorącą czekoladę. Już miała wyjmować portfel, gdy ktoś ją uprzedził i położył banknot na ladzie.
- Ja płace, przecież to ja zapraszałem Cię na randkę - uśmiechnął się zadziornie - dla mnie to samo co dla tej pani -  mrugnął okiem do dziewczyny stojącej po drugiej stronie baru.
Wzrokiem odprowadził Biankę do stolika i poczekał na realizacje zamówienia.
- Jak mnie tu znalazłeś? - wygarnęła, gdy tylko usiadł na przeciwko niej.
- Mam swoje sposoby - wzruszył ramionami - jesteśmy na randce, więc mogłabyś się zachowywać odpowiednio do tej sytuacji.
- Ale ja się na żadną randkę z Tobą nie umawiałam.
- Nie rób scen. Ludzie patrzą - szepnął kiwając z politowaniem głową.
- Zależy Ci na ich opinii? - dziewczyna upiła łyk gorącego napoju delikatnie parząc sobie język.
- Nie mam wyboru. Muszę dbać o reputacje - schylił głowę widząc za oknem piszczącą nastolatkę natarczywie wymierzającą w niego placem wskazującym.
- To kim Ty niby jesteś, że aż tak bardzo zależy Ci na tym jak postrzegają Cię ludzie? - spytały kolejny raz odrzucając połączenie od Daniela.
- Odpowiem Ci na to pytanie jeśli Ty odpowiesz mi na moje. Pasi? - poczekał aż blondynka kiwnęła twierdzącą głową - Kto do Ciebie wydzwania?
- Nie musisz wiedzieć - parsknęła.
- Więc Ty nie musisz wiedzieć czym się zajmuje.
Milczeli. Oboje analizowali zaistniałą sytuację. Bianka zastanawiała się czemu ten chłopak jest tak natarczywy i  jak w ogóle znalazł ją w centrum handlowym. Przypadek? Nie sądze. Karol natomiast próbował rozgryźć blondynkę. Zastanawiał się dlaczego jest taka oschła i sucha. I do jakich wniosków doszedł? Do żadnych, bo zaintrygował go mężczyzna, który wszedł do kawiarenki i podchodząc do ich stolika cmoknął dziewczynę w policzek.
- Bianik, przyjechał pod Twój dom, a trener powiedział mi, że pojechałaś do zakupy. Od Luśki dowiedziałem się, że lubisz te sklepy. Ganiam jak głupi, a ty tu siedzisz z jakimś frajerem - oburzony Gołębiewski wytykał jej wszystkie błędy - byliśmy umówieni na seans kinowy - podkreślił dobitnie.
Bianka była co najmniej zdenerwowana całą tą sytuacją. Nie tolerowała Daniela nawet w najmniejszym stopniu i miała szczerą ochotę wstać i przywalić piłkarzowi prosto w twarz. Miała jednak godność, która jej to uniemożliwiała.
Kłos obserwował całą sytuację w milczeniu. Doskonale widział jak blondynka męczy się towarzystwem Gołębiewskiego.
- Kupiłem już bilety! - położył na okrągłym stoliku dwa kartoniki - jak zaraz wyjdziemy to jeszcze zdążymy.
- Człowieku, czy nie rozumiesz, że ona nie chce nigdzie z Toba iść?- siatkarz wstał ze swojego miejsca - i gdybyś był tak uprzejmy to proszę Cię wyjdź i nie zakłócaj nam spotkania.
- Następny piątek zarezerwuj tylko dla mnie, a nie dla jakiegoś pajaca - piłkarz popchnął Karola do tyłu.
Wtedy też zainterweniował właściciel restauracji. Gołębiewski zdąży uciec, a Karola i Biankę poproszono o opuszczenie lokalu.
- Teraz to już chyba musisz mi podziękować - Kłos nonszalancko skrzyżował ręce na klatce piersiowej - uratowałem Ci dupe aż dwa razy.
- Dzięki - mruknęła cicho spuszczając głos.
Środkowy mruknął coś niezrozumiałego wskazując palcem na swój policzek. Dziewczyna z głośnym westchnięciem wspięła się na palce i niewinnie musnęła wyznaczone miejsce.
- A teraz idziemy do kina! Bilety nie mogą się przecież zmarnować! - dodał rozbawiony zabierając od blonydnki torby z zakupami. 

sobota, 26 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 3


"Piękno kobiety nie przejawia się w ubraniach, które nosi, 
w jej figurze lub sposobie w jaki układa włosy. 
Piękno kobiety musi być widoczne w jej oczach, 
ponieważ one są drzwiami do jej serca - miejsca gdzie mieszka miłość".



Nie nałożyła na twarz pół tony pudru i dwóch kilogramów malinowego błyszczyka, bo i tak osobiście woli brzoskwiniowe. Nie jest fanką pięciogodzinnego nakładania "tapety", którą później pani Aniela musiałaby zrywać przy użyciu młotka i jakiejś dziwnej szpachelki pożyczonej od pana Heńka, ogrodnika.
Jest piękna bez makijażu i nie zamierza tego w żadne sposób ukrywać. Przeszła do garderoby i z poszczególnych półek wyciągała kolejno: czarne rurki, jedwabną białą koszulę i ciemne platformy. Dorzuciła jeszcze skórzaną kurtkę i torebkę. Była już spóźniona, ale to nie odgrywało największej roli. Spóźnienia to były u niej norma. Podjechała na vipowski parking i okazując bilet weszła na stadion. Zajęła swoje miejsce w loży dla rodzin i lekko znudzona obserwowała grę dwóch warszawskich drużyn. Mecz zakończył się remisem, ale kibice obu drużyn trochę przeszarżowali w swoim zachowaniu. Wyszła bocznym wyjściem nie chcąc  zostać zauważona przez jakichkolwiek „kibiców”.
- O patrzcie, patrzcie. Córeczka trenera – prychnął jeden z trzech mężczyzn palących przed wyjściem papierosy.
Zauważyła na ich szyjach szaliki Legii, co nie wróżyło nic dobrego.
Minęła ich bez słowa kierując się w stronę swojego samochodu.
- No śliczna, poczekaj na nas – zagwizdał ten drugi i szybko podbiegł do dziewczyny.
- Jak myślisz, tatuś się zdenerwuje gdy jego jedyna córeczka nie wróci do domu?  - zagaił ten pierwszy.
Bianka spotykała się z takim zachowaniem prawie po każdym meczu. Zazwyczaj „zaczepiacze” nie byli aż tak nachalni.
- Przepraszam panów, ale się śpieszę – wyminęła ich jednak oni byli nieugięci.
- No ale my panience zajmiemy tylko chwileczkę – prychnął jeden z nich chwytając blondynkę za pupę.
- Nie rozumiecie, że pani nie życzy sobie panów towarzystwa? – do rozmowy włączył się jeszcze jeden, trochę młodszy mężczyzna.

Dwójka pozostałych zmierzyła go wzrokiem i wymieniając między sobą porozumiewawcze spojrzenia oddalili się z parkingu. 
- Nie musiałeś, poradziłabym sobie - prychnęła nie zamierzając dziękować swojemu wybawcy.
- Jasne, skończyłabyś gdzieś w krzakach jak te wszystkie odważne dziewczyny - zaironizował.
- Czekasz, aż Ci podziękuje? Twoje niedoczekanie.
- Gdybyś byla dobrze wychowana, to już dawno zaprosiłayś mnie na kawę - uśmiechnął sie zadziornie.
- Gdybyś był dobrze wychowany sam byś to zaproponał - mruknęła odwracając się na piecie stukając platformami.
- W takim razie zapraszam - odparł zanim Ona zdążyła wsiąść do samochodu.
- W takim razie nie skorzystam z zaproszenia - niczym brytyjska monarchini wsiadła do auta.
- Czemu? - zatrzymał drzwi, które właśnie zamykała.
- Bo wyglądasz jak desperata, który jest w stanie zrobić o wiele więcej dla jednego spotkania - spojrzała na Niego rozszyfrowując jego intencje doskonale.
- Zrobię co tylko chcesz.
- Wykaż się inicjatywą - zaśmiała się złośliwie.
Zostawiła go lekko otępiałego na środku parkingu. Zawirowała Mu w głowie. Jej stanowczość owładnęła Jego myśli, a chęć ponownego zobaczenia blondynki nie pozwalała mu racjonalnie myśleć.
Nie zastanawiał sie długo, wsiadł w swój luksusowy samochód, który wcale nie odbiegał wyglądem od samochodu dziewczyny. Jechał z nadzieją, że gdzieś Ją znajdzie, bo przecież Warszawa to wcale nie jest takie duże miasto. I nie mylił sie. Złapał Ją na pierwszych światłach. Odbiło Mu na Jej punkcie już po pierwszym spotkaniu. Jak psychopata pojechał za Nią do domu, a zatrzymując sie przed ogromną, białą willą prawie oniemiał. Zaczął się zastanawiać kim tak na prawdę jest blondynka, więc stała się dla Niego jeszcze bardziej intrygująca.
- Teraz już musisz się ze mną umówić - podszedł do Jej BMW zanim Ona zdążyła opuścić jego wnętrze.
- Wystraszyłeś mnie - mruknęła opanowujac lekko przyśpieszone bicie serca.
- Umów się ze mną - nalegał.
Na podjeździe zatrzymał sie jeszcze jeden samochód.
- Jesteś córka trenera Polonii? - spytał zdziwiony obecnością Piotra Stokowca.
- Masz z tym jakiś problem? - zamknęła samochód i odmachała swojemu tacie - śpieszę się.
Wyminęła go i ścieżką ruszyła do drzwi, u progu których przywitał ją merdający ogonem Goldi.
- I tak sie ze mną umówisz! - krzyknął, po czym odjechał w stronę swojego rodzinnego domu.


środa, 16 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 2


"Uroda kobiety jest formą władzy".


Nowoczesne osiedle domków jednorodzinnych. Jedna z posiadłości odznaczała się przed wszystkim wielkością. Ogromny dom, a wręcz willa. Przed podwójnym garażem stały dwa najnowsze modele samochodów. Do drzwi prowadziła kamienna ścieżka, a na marmurowej posadzce wygrzewał się Goldi - młody Labrador - ulubieniec domowników.
Pani Aniela, dojrzała kobieta z ogromnym bagażem życiowych doświadczeń już od dobrej godziny krzątała się po kuchni. To ona od zawsze zastępowała Biance matkę i przyjaciółkę, bo tej prawdziwej dziewczyna nigdy nie spotkała.
W kolejnym pomieszczeniu Aster - wielki, jak z resztą wszystko w tym domu, perski kot - dumnie prężył swoje ciało na skórzanej kanapie.

W przestronnym pokoju na drugim pietrze w białej pościeli wylegiwała się Bianka. Była śpiochem, a teraz gdy skończyła studia nic nie stało na przeszkodzie, aby poleniuchować trochę dłużej.
Jej ojca i tak nie było w domu. Zawzięcie szykuje swoich podopiecznych do jutrzejszych derbów Warszawy. Od tygodnia nie mówi o niczym innym jak o nowych taktykach, a blondynka wręcz wychodzi z siebie. Od dwóch dni bilet na mecz leżał na jej biurku i tylko czekał na pokazanie go rosłemu ochroniarzowi.

Niespodziewanie jedna część podwójnych białych drzwi otworzyła się i do pokoju wpadła zdyszana pani Aniela.
- Panienko ! - krzyknęła normując oddech.
Bianka wzdrygnęła się i momentalnie usiadła na łóżku. Pani Aniela nigdy nie fatygowała się osobiście na piętro, no chyba że miała coś ważnego do przekazania. Tak też było i tym razem.
- Pan Piotr zostawił w gabinecie jakieś ważne dokumenty i prosi abyś niezwłocznie mu je przywiozła. Czarna teczka - dodała wychodząc z sypialni.

W kuchni złapała tylko tosta i wsiadła do swojego czarnego BMW.
Przejechała ulicami zatłoczonej stolicy, a po trzydziestu minutach zaparkowała przy Konwiktorskiej 6.
Przeszła przez środek murawy, a piłkarze aż odwracali wzrok by popatrzeć na niej długie nogi, na które dzisiejszego dnia wsunęła jedynie krótkie szorty.
Usiadła na ławce rezerwowych i obserwowała latających po całym boisku zawodników. Na jej nieszczęście na przerwie przysiadł się do niej niejaki Daniel Gołębiewski. Jej ojciec już od początku sezonu próbuje ich wyswatać. Jak na razie marne skutki jego starań.
- Blanik, poszłabyś ze mną do kina? - spytał upijając łyk wody ze swojej butelki.
Ich ostatni "wypad" do kina skończył się opuszczeniem sali przez dziewczynę już po dziesięciu minutach. Taki mały, osobisty rekord.
- Wiedziałem, że się zgodzisz - zadowolony cmoknął ją w policzek - będę u Ciebie pojutrze o osiemnastej.
Najwidoczniej Gołębiewski wyznaje zasadę, że milczenie oznacza zgodę.

Ale to jest mało ważne. Najważniejsze jest to, że Bianka ma fajną dupę, a Daniel lubi fajne dupy. Dodatkowo plus-uje jeszcze u trenera, ale i tak dobra dupa jest fajniejsza.

Widziała jak ojciec z zadowolenia zaciera ręce. Piotr chciał dla córki jak najlepiej. Chciał żeby wreszcie się ustatkowała, a w swoim napastniku widział idealnego kandydata na zięcia. Ale czy Blanka tego chciała?
Ona przecież nie chce się zakochać. Bardziej wierzy, że odnajdzie wioskę Smerfów, niż w prawdziwą miłość.


taki tam wstępnik.
rospierol emocjonalny ciąg dalszy -,-

sobota, 12 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 1


"Udawała silną kobietę, którą nic i nikt nie może złamać. 
Tak na prawdę miała serce tak delikatne, jak z porcelany;
sztuczny uśmiech przyklejony do twarzy,
a łzy, przy których inni myśleli, że są ze szczęścia, tak na prawdę były z bólu.
Wszyscy patrzyli na to jak się zachowuje.
Gdyby popatrzyli jej w oczy zobaczyliby smutek, jakiego nigdy nie widzieli;
strach, jakby gonił za nią bandyta z nożem
i tą bezradność, która doszczętnie ją niszczy".



Ona : dwudziestoczteroletnia Warszawianka z krwi i kości. Wychowana na "salonach". Niczego jej nie brakowało. Ubierała się w drogich, markowych sklepach, jeździła drogimi samochodami, mieszkała w wielkim domu. Była oczkiem w głowie swojego ojca. Matki nigdy tak na prawdę nie poznała. Umarła kilka lat po jej narodzinach.
Od porannego joggingu wolała sklepowy maraton. Wszyscy zazdrościli jej przepięknych, długich blond włosów, ogromnych błękitnych oczu, idealnej sylwetki i zgrabnych nóg.
W szkole była prymuską. Rzadkością do dziennika trafiała przy jej nazwisku czwórka, a o niżej ocenie nawet nie ma co wspominać. Obracała się w szkolnej elicie. Najładniejsze koleżanki, najprzystojniejsi koledzy. 
Jedyną rzeczą, która nie była jej wtedy potrzebna do szczęścia był wf. Nie lubiła sportu. Nie lubiła oglądać go w telewizji. Nie lubiła go uprawiać. Postronny obserwator dziwił się, gdy widział ją na meczach jednego z warszawskich klubów piłkarskich. Córka trenera musi czasem się poświęcić i przez dziewięćdziesiąt minut oglądać stado mężczyzn biegających w tą i z powrotem za piłką.
Nie była zadufaną w sobie bogatą panienką. Co to to nie. Miała sumienie i duszę. Miała uczucia. Potrafiła współczuć. Potrafiła również kochać. Choć szczerze wolałaby aby to uczucie w ogóle nie istniało.

On : dwudziestoczteroletni Warszawianin z krwi i kości. Sportowiec. Sport to całe jego życie, hobby, wzloty i upadki, jedyna jak dotąd prawdziwa miłość. Bez sportu nie potrafi normalnie egzystować. I nie mówię tutaj od o siedzeniu przed telewizorem z puszką piwa i oglądaniu zmagań swojej ulubionej drużyny. On czynnie bierze udział w rozgrywkach, a w szczególności tych siatkarskich.
Zagorzały kibic Legii Warszawa.
Wyprostowany. Sylwetka niczym u greckiego boga. Z łatwością przyjęliby go na mityczny Olimp. Magnetyczne oczy z tym błyskiem, iskrą radości. Zawsze idealnie wystylizowane włosy. Perfekcyjne rysy twarzy. Cóż więcej tu mówić: udał się chłopak rodzicom.
Nie był zapatrzonym w siebie gwiazdorem. Co to to nie. Nie uważał się za obiekt westchnień połowy kobiecej siatkarskiej Polski. Był normalny w swojej sławie. Był ostrożny. Nie chciał wpaść w paranoje.
W zamian oczekiwał tylko jednego. Możliwości wspólnego zestarzenia się z ukochaną kobietą przy boku. Możliwości wspólnego wychowania dzieci. Oczekiwał tylko jednego. Oczekiwał miłości.

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą.

Kto by pomyślał, że tak odmienne charakterem i stylem życia osoby spotkają się, zapoznają, zakolegują, zaprzyjaźnią...
Kto by pomyślał, że będą spędzać ze sobą tak dużo czasu, że Ona pokocha dla Niego sport, że On pokocha dla Niej zakupy.
Łączyła ich tylko idealność. Zewnętrzne piękno. Gdy przechodziła ulicą oglądali się za nią wszyscy mężczyźni. Nie ważne czy spacerowali sami, z psem, czy z drugą połówką. 
Z Nim każda fanka siatkówki chciała spędzić głupie pięć minut, chciała poczuć na sobie jego spojrzenie.
Kto by pomyślał, że połączy ich coś jeszcze. Coś o wiele trwalszego niż wygląd.

Kto by pomyślał, że połączy ich miłość. Miłość, której ona tak się wystrzegała. Miłość, której on tak pragnął.   




taki tam dziwny początek, dziwnego opowiadania z Kłosikiem.
bo ogólnie wszystko jest dziwne. 

środa, 9 października 2013

Ósmy kolor tęczy - 7


"Bo ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa
będzie umierał ze strachu do końca swoich dni."

Pamiętasz jak siedziałaś przed salą rozpraw nerwowo przebierając nogami, a słysząc zamieszania dochodzące z końca korytarza podniosłaś, wcześniej opuszczoną głowę, do góry i zobaczyłaś Marcina. Może i serce nie zabiło Ci szybciej na Jego widok, ale łzy natychmiast pojawiły się w Twoich oczach. Przewinęły Ci się wszystkie momenty Waszego wspólnego życia, te dobre i te złe. Zacisnęłaś dłonie w pięści, gdy przechodząc obok Ciebie przesłał Ci nienawistne spojrzenie. Przymknęłaś powieki i zaczęłaś głębiej oddychać. Potrzebowałaś wyciszenia, chwili relaksu, ale ciągle przed oczami miałaś Marcina. 

Stanęłaś przy barierkach. Nogi miałaś jak z waty, a towarzyszący temu wszystkiemu strach spowodował, że zapomniałaś swoje imienia i nazwiska. Obiecałaś sobie, że nie spojrzysz na Wellmana i jak na razie doskonale Ci ta sztuka wychodziła. Skupiłaś się na postaci sędziny i zgodnie z prawdą odpowiadałaś na Jej wszystkie pytania. Usiadłaś na ławce i przysłuchiwałaś się najpierw zeznaniom Michała, a później Sylwii. Przyjmujący, gdy tylko usiadł obok Ciebie mocno chwycił Twoją dłoń, dodając Ci przy tym krztę odwagi i poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowałaś. 
Nie czekałaś na wyrok. Miałaś dość siedzenia na sali rozpraw. Zbyt bardzo ciążył na Tobie wzrok Marcina. Za zgodą sędziny opuściłaś pomieszczenie i wyszłaś przed gmach sądu. 
Świerze powietrze wypełniły Twoje nozdrza i od razu poczułaś się znacznie lepiej. Usiadłaś na ławeczce w pobliskim parku delektując się chwilą spokoju.
- Już po wszystkim -odetchnął Kubiak siadając obok Ciebie.
- Nareszcie - dodałaś poprawiając rozwiane przez wiatr włosy.
Pierwszy raz od dłuższego czasu wyszłaś na światło dzienne. Przestałaś ukrywać się w ścianach kubiakowego mieszkania, a Twoja twarz mogła złapać promienie słońca.
- Zbierajmy się, bo czym szybciej wyjedziemy, tym dłużej będziemy mogli cieszyć się tymi pięknymi widokami - Michał wstał i ciągnąc Cię za rękę prowadził w stronę samochodu.
- Wyjedziemy? - Twoja buzia przypominała lotnisko dla biedronek i innych owadów.
- Zabieram Cię na małą, weekendową wycieczkę - oznajmił otwierając dla Ciebie drzwi auta - uprzedzam Twoje dwa pytania. Jesteś już spakowana, walizka jest w bagażniku i nie, nie powiem Ci gdzie jedziemy. 

Późnym wieczorem siedzieliście na drewnianym tarasie z kubkami gorącej malinowej herbaty, a przed Wami rozpościerał się widok na nasze polskie Tatry. Czułaś magię tego miejsca. Nawet nie zorientowałaś się w którym momencie, Michał objął Cię ramieniem, a Ty tak po prostu wtuliłaś się w Jego ciepłą, polarową bluzę. Górskie powietrze mieszało się z wonią Jego perfum. A to dopiero był początek niespodzianek jakie Kubiak przygotował na ten weekend. 
Następnego dnia wybraliście się na wędrówkę nad Morskie Oko. Kilkugodzinny spacer szlakiem zakończyliście małym piknikiem nad brzegiem jeziora. Zjedliście kanapki przygotowane przez gospodynię domu, w którym się zatrzymaliście, po czym zaczęłaś zbierać się w drogę powrotną. 
Michał miał jednak inne plany. Złapał Cię w pasie i zachłannie wpił się w Twoje usta. Tak bardzo tego pragnął. Zresztą Ty też podświadomie tylko czekałaś na tą chwilę. Bez słowa wtuliłaś się w jego umięśniony tors. Teraz do szczęścia nie było Ci już nic potrzebne. Bo znalazłaś je zamknięte w jednej osobie, osobie Michała Kubiaka, który stał się dla Ciebie ósmym kolorem tęczy - jedynym w swoim rodzaju wyznacznikiem szczęścia.


Koniec




głupie, głupie, głupie
przepraszam. 

z czym teraz startujemy? 

sobota, 5 października 2013

Ósmy kolor tęczy - 6

Wieczorem usiedliście na kanapie z talerzem smakowicie wyglądających kanapek. Pierwszy raz odkąd opuściłaś szpital, mogłaś zjeść „normalny” posiłek. Miałaś po dziurki w nosie kleików, owsianek, czy śladowej ilości żółtego sera na czerstwym pieczywie. Wreszcie mogłaś napisać się gorącej herbaty, a nie zimnej herbatopodobnej lury. I wreszcie miałaś towarzystwo człowieka, a nie samotne cztery „białe” ściany.
- To co dzisiaj oglądamy? – niby standardowe pytanie, jednakże wywołało u Ciebie smutek i żal.
Przypomniałaś sobie pierwsze tygodnie wspólnego mieszkania z Marcinem. Jak codziennie siadaliście na skórzanej kanapie i debatowaliście nad tytułem filmu, który miał Wam umilić wieczór. Czułaś się cholernie źle i nawet nie spostrzegłaś jak kolejne łzy spływały po Twoich policzkach.
- Ewuś, co się dzieje? – troskliwy głos Michała wzbudził u Ciebie kolejny wybuch płaczu.
Dziwnym sposobem miałaś wyrzuty sumienia. Obwiniałaś się za to, że Marcin teraz siedzi w areszcie i byłaś w stanie nawet wycofać oskarżenie, wybaczyć Mu wszystko i wpaść w Jego ramiona, jak za dawnych, dobrych czasów. Kochałaś go i za cholerę nie umiałaś tego zmienić.

„Zazwyczaj My Kobiety kochamy tych skurwieli którzy wprowadzą łzy do naszego życia.
Rozkochają nas w sobie i zapewnią ból...
Tak My Kobiety nie umiemy pokochać tego kto kocha Nas bardziej niż My Jego.”

- Nie płacz Ewka. Nie warto – przyciągnął Twoje podatne na wszystko, zmęczone ciało bliżej siebie i mocno przytulił.
- Ale ja Go kurwa kocham! – wykrzyczałaś spoglądając na siatkarza zapłakanym wzrokiem.
- Wiem Ewcia, wiem. I nie oczekuje od Ciebie nagłego odkochania się. Wróżką nie jestem i nie dam Ci eliksiru na zapomnienie, ale postaram Ci się pomóc.
Słowa Michała wniosły w Twoje życie nową nadzieje. Teraz byłaś pewna, że możesz na Niego liczyć w każdej sytuacji.
- Nie patrz tak na mnie – wygarnęłaś widząc ten rozmarzony, jakby nieobecny wzrok Kubiaka spoczywający na Twoim ciele.
- Że niby jak?
- Tak jakby między nami mogło coś być – wyszeptałaś łamliwym głosem.
Nic nie odpowiedział. Tylko zamknął Cię w jeszcze silniejszym uścisku, dodatkowo całując w czoło.
Czułaś się bezpieczna – nareszcie.

Nie chciałaś dać tego po sobie poznać, ale panicznie bałaś się zostać sama w domu. Nie mogłaś jednak dać tego po sobie poznać, w przeciwnym razie Michał po raz kolejny zrezygnowałby z treningów.
Zaraz po jego wyjściu dokładnie zamknęłaś mieszkanie i zaszyłaś się w swoim pokoju. Odliczałaś minuty do powrotu Kubiaku, a napięcie sięgnęło zenitu, gdy usłyszałaś pukanie do drzwi. Na chwiejnych, niczym z waty, nogach wyszłaś z pokoju. Spojrzałaś przez wizjer w dłoni ściskając potężny stojak na kurtki. Widząc Sylwie odetchnęłaś z ulgą. Wpuściłaś kubiakową siostrę do mieszkania, nerwowo zamykając za nią drzwi.
- Cały czas boję się, że Marcin mnie znajdzie, że tu przyjdzie – wyznałaś podajac dziewczynie kubek z kawa.
- Ewa, przecież dobrze wiesz, że Marcin jest teraz w areszcie .
- Będę musiała zobaczyć się z nim na rozprawie, to przeraża mnie chyba w tym wszystkim najbardziej.
- Michał załatwił już tą sprawę. Jeżeli chcesz nie musisz zeznawać.
- Nie chce już okazywać słabości wobec tego skurwysyna.
- Rozprawa jest za dwa tygodnie, masz jeszcze czas aby to przemyśleć.
- Już wróciłem!- po mieszkaniu rozniósł się głos Michała, a już po chwili chłopak siedział na fotelu ze szklanką soku pomarańczowego – o czym tak dyskutujecie?
- O niczym ważnym – uprzedziłaś w odpowiedzi wyrywającą się do zebrania głosu Sylwie.
Nie chciałaś, aby przyjmujący jeszcze bardziej się o Ciebie martwił. Przysporzyłaś Mu wystarczająco dużo problemów.
Sylwia opuściła Was dopiero wieczorem, uprzednio dając Ci dobitnie do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze.

Powoli zaczęłaś przyzwyczajać się do mieszkania z Kubiakiem, mimo to nie odważyłaś się jeszcze wyjść „do ludzi”. Twoje ciało ciągle było poobijanie i posiniaczone. Schudłaś, zbladłaś. Wyglądałaś jak cień człowieka. Wrak. Strach przejął nad Tobą kontrolę, a apogeum osiągnął przed salą rozpraw.

Od samego rana bolał Cię brzuch i kręciło się w głowie. Z ledwością „wmusiłaś”  w siebie zjedzenie śniadania. Ale to nie było najgorsze. Najgorsze miało dopiero nastąpić.