wtorek, 29 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 4

(Playlista, numer utworu: 7)



 "Twierdził, że może mieć każdą, udowodniłam mu, że się myli"

Od samego rana jej telefon nie miał ani chwili wytchnienia. Daniel postanowił systemtycznie przypominać jej o wieczornej randce. Nawet przy obiedzie nie mogła skupić się na jedzeniu.
Po piątym smsie o tej samej treści rzuciła telefonem o stół.
- Kocha i żyć nie daje? - zaświerogtała pani Aniela, która od dobrej chwili przyglądała się poczynaniom dziewczyny. 
- Czy to przypadkiem nie ten chłopak, którego wypłoszyłem wczoraj sprzed domu? - Piotr podłapał temat i postanowił wypytać się córki o wczorajszą sytuację.
Nie był surowym rodzicem, który kontroluje swoje dziecko a każdym kroku. Bianka jest dorosła, więc ma prawo podejmować wszystkie decyzje samodzielnie, co nie wyklucza jego ewentualnej pomocy, wskazówki.
- Nie - fuknęła kolejny raz spoglądając na swój ciągle wibrujący telefon - to Twój kochaniutki zawodnik, z którym ostatnio mnie swatałeś.
- Daniel? - trenr Polonii zaintrgowany podjętym tematem odłożył na bok najnowszy numer magazynu sportowego - dobry chłopak z niego. Byłaby z Was ładna para.
- Ty sobie chyba żartujesz! - ucięła krótko - nie jestem głodna.
I tyle widziano ją w jadalni. Pani Aniela pokiwała z politowaniem głową widząc jak dziewczyna zabierając z kanapy torbę wychodzi z domu.

Pojechała do jedynego z miejsc które daje jej ukojenie. Zaparkowała na podziemnym parkingu jednej z największych stołecznych galerii handlowych. Weszła do swojego ulubionego sklepu głęboko odetchnąwszy zapachem nowych ubrań. Lubiła to. Wybieranie, przymierzanie i kupowanie sprawiało jej niezłą frajdę. Po jakże udanych zakupach weszła do jednej z niewielkich przytulnych restauracyjek na trzecim piętrze. Przy barze zamówiła szarlotkę i gorącą czekoladę. Już miała wyjmować portfel, gdy ktoś ją uprzedził i położył banknot na ladzie.
- Ja płace, przecież to ja zapraszałem Cię na randkę - uśmiechnął się zadziornie - dla mnie to samo co dla tej pani -  mrugnął okiem do dziewczyny stojącej po drugiej stronie baru.
Wzrokiem odprowadził Biankę do stolika i poczekał na realizacje zamówienia.
- Jak mnie tu znalazłeś? - wygarnęła, gdy tylko usiadł na przeciwko niej.
- Mam swoje sposoby - wzruszył ramionami - jesteśmy na randce, więc mogłabyś się zachowywać odpowiednio do tej sytuacji.
- Ale ja się na żadną randkę z Tobą nie umawiałam.
- Nie rób scen. Ludzie patrzą - szepnął kiwając z politowaniem głową.
- Zależy Ci na ich opinii? - dziewczyna upiła łyk gorącego napoju delikatnie parząc sobie język.
- Nie mam wyboru. Muszę dbać o reputacje - schylił głowę widząc za oknem piszczącą nastolatkę natarczywie wymierzającą w niego placem wskazującym.
- To kim Ty niby jesteś, że aż tak bardzo zależy Ci na tym jak postrzegają Cię ludzie? - spytały kolejny raz odrzucając połączenie od Daniela.
- Odpowiem Ci na to pytanie jeśli Ty odpowiesz mi na moje. Pasi? - poczekał aż blondynka kiwnęła twierdzącą głową - Kto do Ciebie wydzwania?
- Nie musisz wiedzieć - parsknęła.
- Więc Ty nie musisz wiedzieć czym się zajmuje.
Milczeli. Oboje analizowali zaistniałą sytuację. Bianka zastanawiała się czemu ten chłopak jest tak natarczywy i  jak w ogóle znalazł ją w centrum handlowym. Przypadek? Nie sądze. Karol natomiast próbował rozgryźć blondynkę. Zastanawiał się dlaczego jest taka oschła i sucha. I do jakich wniosków doszedł? Do żadnych, bo zaintrygował go mężczyzna, który wszedł do kawiarenki i podchodząc do ich stolika cmoknął dziewczynę w policzek.
- Bianik, przyjechał pod Twój dom, a trener powiedział mi, że pojechałaś do zakupy. Od Luśki dowiedziałem się, że lubisz te sklepy. Ganiam jak głupi, a ty tu siedzisz z jakimś frajerem - oburzony Gołębiewski wytykał jej wszystkie błędy - byliśmy umówieni na seans kinowy - podkreślił dobitnie.
Bianka była co najmniej zdenerwowana całą tą sytuacją. Nie tolerowała Daniela nawet w najmniejszym stopniu i miała szczerą ochotę wstać i przywalić piłkarzowi prosto w twarz. Miała jednak godność, która jej to uniemożliwiała.
Kłos obserwował całą sytuację w milczeniu. Doskonale widział jak blondynka męczy się towarzystwem Gołębiewskiego.
- Kupiłem już bilety! - położył na okrągłym stoliku dwa kartoniki - jak zaraz wyjdziemy to jeszcze zdążymy.
- Człowieku, czy nie rozumiesz, że ona nie chce nigdzie z Toba iść?- siatkarz wstał ze swojego miejsca - i gdybyś był tak uprzejmy to proszę Cię wyjdź i nie zakłócaj nam spotkania.
- Następny piątek zarezerwuj tylko dla mnie, a nie dla jakiegoś pajaca - piłkarz popchnął Karola do tyłu.
Wtedy też zainterweniował właściciel restauracji. Gołębiewski zdąży uciec, a Karola i Biankę poproszono o opuszczenie lokalu.
- Teraz to już chyba musisz mi podziękować - Kłos nonszalancko skrzyżował ręce na klatce piersiowej - uratowałem Ci dupe aż dwa razy.
- Dzięki - mruknęła cicho spuszczając głos.
Środkowy mruknął coś niezrozumiałego wskazując palcem na swój policzek. Dziewczyna z głośnym westchnięciem wspięła się na palce i niewinnie musnęła wyznaczone miejsce.
- A teraz idziemy do kina! Bilety nie mogą się przecież zmarnować! - dodał rozbawiony zabierając od blonydnki torby z zakupami. 

sobota, 26 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 3


"Piękno kobiety nie przejawia się w ubraniach, które nosi, 
w jej figurze lub sposobie w jaki układa włosy. 
Piękno kobiety musi być widoczne w jej oczach, 
ponieważ one są drzwiami do jej serca - miejsca gdzie mieszka miłość".



Nie nałożyła na twarz pół tony pudru i dwóch kilogramów malinowego błyszczyka, bo i tak osobiście woli brzoskwiniowe. Nie jest fanką pięciogodzinnego nakładania "tapety", którą później pani Aniela musiałaby zrywać przy użyciu młotka i jakiejś dziwnej szpachelki pożyczonej od pana Heńka, ogrodnika.
Jest piękna bez makijażu i nie zamierza tego w żadne sposób ukrywać. Przeszła do garderoby i z poszczególnych półek wyciągała kolejno: czarne rurki, jedwabną białą koszulę i ciemne platformy. Dorzuciła jeszcze skórzaną kurtkę i torebkę. Była już spóźniona, ale to nie odgrywało największej roli. Spóźnienia to były u niej norma. Podjechała na vipowski parking i okazując bilet weszła na stadion. Zajęła swoje miejsce w loży dla rodzin i lekko znudzona obserwowała grę dwóch warszawskich drużyn. Mecz zakończył się remisem, ale kibice obu drużyn trochę przeszarżowali w swoim zachowaniu. Wyszła bocznym wyjściem nie chcąc  zostać zauważona przez jakichkolwiek „kibiców”.
- O patrzcie, patrzcie. Córeczka trenera – prychnął jeden z trzech mężczyzn palących przed wyjściem papierosy.
Zauważyła na ich szyjach szaliki Legii, co nie wróżyło nic dobrego.
Minęła ich bez słowa kierując się w stronę swojego samochodu.
- No śliczna, poczekaj na nas – zagwizdał ten drugi i szybko podbiegł do dziewczyny.
- Jak myślisz, tatuś się zdenerwuje gdy jego jedyna córeczka nie wróci do domu?  - zagaił ten pierwszy.
Bianka spotykała się z takim zachowaniem prawie po każdym meczu. Zazwyczaj „zaczepiacze” nie byli aż tak nachalni.
- Przepraszam panów, ale się śpieszę – wyminęła ich jednak oni byli nieugięci.
- No ale my panience zajmiemy tylko chwileczkę – prychnął jeden z nich chwytając blondynkę za pupę.
- Nie rozumiecie, że pani nie życzy sobie panów towarzystwa? – do rozmowy włączył się jeszcze jeden, trochę młodszy mężczyzna.

Dwójka pozostałych zmierzyła go wzrokiem i wymieniając między sobą porozumiewawcze spojrzenia oddalili się z parkingu. 
- Nie musiałeś, poradziłabym sobie - prychnęła nie zamierzając dziękować swojemu wybawcy.
- Jasne, skończyłabyś gdzieś w krzakach jak te wszystkie odważne dziewczyny - zaironizował.
- Czekasz, aż Ci podziękuje? Twoje niedoczekanie.
- Gdybyś byla dobrze wychowana, to już dawno zaprosiłayś mnie na kawę - uśmiechnął sie zadziornie.
- Gdybyś był dobrze wychowany sam byś to zaproponał - mruknęła odwracając się na piecie stukając platformami.
- W takim razie zapraszam - odparł zanim Ona zdążyła wsiąść do samochodu.
- W takim razie nie skorzystam z zaproszenia - niczym brytyjska monarchini wsiadła do auta.
- Czemu? - zatrzymał drzwi, które właśnie zamykała.
- Bo wyglądasz jak desperata, który jest w stanie zrobić o wiele więcej dla jednego spotkania - spojrzała na Niego rozszyfrowując jego intencje doskonale.
- Zrobię co tylko chcesz.
- Wykaż się inicjatywą - zaśmiała się złośliwie.
Zostawiła go lekko otępiałego na środku parkingu. Zawirowała Mu w głowie. Jej stanowczość owładnęła Jego myśli, a chęć ponownego zobaczenia blondynki nie pozwalała mu racjonalnie myśleć.
Nie zastanawiał sie długo, wsiadł w swój luksusowy samochód, który wcale nie odbiegał wyglądem od samochodu dziewczyny. Jechał z nadzieją, że gdzieś Ją znajdzie, bo przecież Warszawa to wcale nie jest takie duże miasto. I nie mylił sie. Złapał Ją na pierwszych światłach. Odbiło Mu na Jej punkcie już po pierwszym spotkaniu. Jak psychopata pojechał za Nią do domu, a zatrzymując sie przed ogromną, białą willą prawie oniemiał. Zaczął się zastanawiać kim tak na prawdę jest blondynka, więc stała się dla Niego jeszcze bardziej intrygująca.
- Teraz już musisz się ze mną umówić - podszedł do Jej BMW zanim Ona zdążyła opuścić jego wnętrze.
- Wystraszyłeś mnie - mruknęła opanowujac lekko przyśpieszone bicie serca.
- Umów się ze mną - nalegał.
Na podjeździe zatrzymał sie jeszcze jeden samochód.
- Jesteś córka trenera Polonii? - spytał zdziwiony obecnością Piotra Stokowca.
- Masz z tym jakiś problem? - zamknęła samochód i odmachała swojemu tacie - śpieszę się.
Wyminęła go i ścieżką ruszyła do drzwi, u progu których przywitał ją merdający ogonem Goldi.
- I tak sie ze mną umówisz! - krzyknął, po czym odjechał w stronę swojego rodzinnego domu.


środa, 16 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 2


"Uroda kobiety jest formą władzy".


Nowoczesne osiedle domków jednorodzinnych. Jedna z posiadłości odznaczała się przed wszystkim wielkością. Ogromny dom, a wręcz willa. Przed podwójnym garażem stały dwa najnowsze modele samochodów. Do drzwi prowadziła kamienna ścieżka, a na marmurowej posadzce wygrzewał się Goldi - młody Labrador - ulubieniec domowników.
Pani Aniela, dojrzała kobieta z ogromnym bagażem życiowych doświadczeń już od dobrej godziny krzątała się po kuchni. To ona od zawsze zastępowała Biance matkę i przyjaciółkę, bo tej prawdziwej dziewczyna nigdy nie spotkała.
W kolejnym pomieszczeniu Aster - wielki, jak z resztą wszystko w tym domu, perski kot - dumnie prężył swoje ciało na skórzanej kanapie.

W przestronnym pokoju na drugim pietrze w białej pościeli wylegiwała się Bianka. Była śpiochem, a teraz gdy skończyła studia nic nie stało na przeszkodzie, aby poleniuchować trochę dłużej.
Jej ojca i tak nie było w domu. Zawzięcie szykuje swoich podopiecznych do jutrzejszych derbów Warszawy. Od tygodnia nie mówi o niczym innym jak o nowych taktykach, a blondynka wręcz wychodzi z siebie. Od dwóch dni bilet na mecz leżał na jej biurku i tylko czekał na pokazanie go rosłemu ochroniarzowi.

Niespodziewanie jedna część podwójnych białych drzwi otworzyła się i do pokoju wpadła zdyszana pani Aniela.
- Panienko ! - krzyknęła normując oddech.
Bianka wzdrygnęła się i momentalnie usiadła na łóżku. Pani Aniela nigdy nie fatygowała się osobiście na piętro, no chyba że miała coś ważnego do przekazania. Tak też było i tym razem.
- Pan Piotr zostawił w gabinecie jakieś ważne dokumenty i prosi abyś niezwłocznie mu je przywiozła. Czarna teczka - dodała wychodząc z sypialni.

W kuchni złapała tylko tosta i wsiadła do swojego czarnego BMW.
Przejechała ulicami zatłoczonej stolicy, a po trzydziestu minutach zaparkowała przy Konwiktorskiej 6.
Przeszła przez środek murawy, a piłkarze aż odwracali wzrok by popatrzeć na niej długie nogi, na które dzisiejszego dnia wsunęła jedynie krótkie szorty.
Usiadła na ławce rezerwowych i obserwowała latających po całym boisku zawodników. Na jej nieszczęście na przerwie przysiadł się do niej niejaki Daniel Gołębiewski. Jej ojciec już od początku sezonu próbuje ich wyswatać. Jak na razie marne skutki jego starań.
- Blanik, poszłabyś ze mną do kina? - spytał upijając łyk wody ze swojej butelki.
Ich ostatni "wypad" do kina skończył się opuszczeniem sali przez dziewczynę już po dziesięciu minutach. Taki mały, osobisty rekord.
- Wiedziałem, że się zgodzisz - zadowolony cmoknął ją w policzek - będę u Ciebie pojutrze o osiemnastej.
Najwidoczniej Gołębiewski wyznaje zasadę, że milczenie oznacza zgodę.

Ale to jest mało ważne. Najważniejsze jest to, że Bianka ma fajną dupę, a Daniel lubi fajne dupy. Dodatkowo plus-uje jeszcze u trenera, ale i tak dobra dupa jest fajniejsza.

Widziała jak ojciec z zadowolenia zaciera ręce. Piotr chciał dla córki jak najlepiej. Chciał żeby wreszcie się ustatkowała, a w swoim napastniku widział idealnego kandydata na zięcia. Ale czy Blanka tego chciała?
Ona przecież nie chce się zakochać. Bardziej wierzy, że odnajdzie wioskę Smerfów, niż w prawdziwą miłość.


taki tam wstępnik.
rospierol emocjonalny ciąg dalszy -,-

sobota, 12 października 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 1


"Udawała silną kobietę, którą nic i nikt nie może złamać. 
Tak na prawdę miała serce tak delikatne, jak z porcelany;
sztuczny uśmiech przyklejony do twarzy,
a łzy, przy których inni myśleli, że są ze szczęścia, tak na prawdę były z bólu.
Wszyscy patrzyli na to jak się zachowuje.
Gdyby popatrzyli jej w oczy zobaczyliby smutek, jakiego nigdy nie widzieli;
strach, jakby gonił za nią bandyta z nożem
i tą bezradność, która doszczętnie ją niszczy".



Ona : dwudziestoczteroletnia Warszawianka z krwi i kości. Wychowana na "salonach". Niczego jej nie brakowało. Ubierała się w drogich, markowych sklepach, jeździła drogimi samochodami, mieszkała w wielkim domu. Była oczkiem w głowie swojego ojca. Matki nigdy tak na prawdę nie poznała. Umarła kilka lat po jej narodzinach.
Od porannego joggingu wolała sklepowy maraton. Wszyscy zazdrościli jej przepięknych, długich blond włosów, ogromnych błękitnych oczu, idealnej sylwetki i zgrabnych nóg.
W szkole była prymuską. Rzadkością do dziennika trafiała przy jej nazwisku czwórka, a o niżej ocenie nawet nie ma co wspominać. Obracała się w szkolnej elicie. Najładniejsze koleżanki, najprzystojniejsi koledzy. 
Jedyną rzeczą, która nie była jej wtedy potrzebna do szczęścia był wf. Nie lubiła sportu. Nie lubiła oglądać go w telewizji. Nie lubiła go uprawiać. Postronny obserwator dziwił się, gdy widział ją na meczach jednego z warszawskich klubów piłkarskich. Córka trenera musi czasem się poświęcić i przez dziewięćdziesiąt minut oglądać stado mężczyzn biegających w tą i z powrotem za piłką.
Nie była zadufaną w sobie bogatą panienką. Co to to nie. Miała sumienie i duszę. Miała uczucia. Potrafiła współczuć. Potrafiła również kochać. Choć szczerze wolałaby aby to uczucie w ogóle nie istniało.

On : dwudziestoczteroletni Warszawianin z krwi i kości. Sportowiec. Sport to całe jego życie, hobby, wzloty i upadki, jedyna jak dotąd prawdziwa miłość. Bez sportu nie potrafi normalnie egzystować. I nie mówię tutaj od o siedzeniu przed telewizorem z puszką piwa i oglądaniu zmagań swojej ulubionej drużyny. On czynnie bierze udział w rozgrywkach, a w szczególności tych siatkarskich.
Zagorzały kibic Legii Warszawa.
Wyprostowany. Sylwetka niczym u greckiego boga. Z łatwością przyjęliby go na mityczny Olimp. Magnetyczne oczy z tym błyskiem, iskrą radości. Zawsze idealnie wystylizowane włosy. Perfekcyjne rysy twarzy. Cóż więcej tu mówić: udał się chłopak rodzicom.
Nie był zapatrzonym w siebie gwiazdorem. Co to to nie. Nie uważał się za obiekt westchnień połowy kobiecej siatkarskiej Polski. Był normalny w swojej sławie. Był ostrożny. Nie chciał wpaść w paranoje.
W zamian oczekiwał tylko jednego. Możliwości wspólnego zestarzenia się z ukochaną kobietą przy boku. Możliwości wspólnego wychowania dzieci. Oczekiwał tylko jednego. Oczekiwał miłości.

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą.

Kto by pomyślał, że tak odmienne charakterem i stylem życia osoby spotkają się, zapoznają, zakolegują, zaprzyjaźnią...
Kto by pomyślał, że będą spędzać ze sobą tak dużo czasu, że Ona pokocha dla Niego sport, że On pokocha dla Niej zakupy.
Łączyła ich tylko idealność. Zewnętrzne piękno. Gdy przechodziła ulicą oglądali się za nią wszyscy mężczyźni. Nie ważne czy spacerowali sami, z psem, czy z drugą połówką. 
Z Nim każda fanka siatkówki chciała spędzić głupie pięć minut, chciała poczuć na sobie jego spojrzenie.
Kto by pomyślał, że połączy ich coś jeszcze. Coś o wiele trwalszego niż wygląd.

Kto by pomyślał, że połączy ich miłość. Miłość, której ona tak się wystrzegała. Miłość, której on tak pragnął.   




taki tam dziwny początek, dziwnego opowiadania z Kłosikiem.
bo ogólnie wszystko jest dziwne. 

środa, 9 października 2013

Ósmy kolor tęczy - 7


"Bo ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa
będzie umierał ze strachu do końca swoich dni."

Pamiętasz jak siedziałaś przed salą rozpraw nerwowo przebierając nogami, a słysząc zamieszania dochodzące z końca korytarza podniosłaś, wcześniej opuszczoną głowę, do góry i zobaczyłaś Marcina. Może i serce nie zabiło Ci szybciej na Jego widok, ale łzy natychmiast pojawiły się w Twoich oczach. Przewinęły Ci się wszystkie momenty Waszego wspólnego życia, te dobre i te złe. Zacisnęłaś dłonie w pięści, gdy przechodząc obok Ciebie przesłał Ci nienawistne spojrzenie. Przymknęłaś powieki i zaczęłaś głębiej oddychać. Potrzebowałaś wyciszenia, chwili relaksu, ale ciągle przed oczami miałaś Marcina. 

Stanęłaś przy barierkach. Nogi miałaś jak z waty, a towarzyszący temu wszystkiemu strach spowodował, że zapomniałaś swoje imienia i nazwiska. Obiecałaś sobie, że nie spojrzysz na Wellmana i jak na razie doskonale Ci ta sztuka wychodziła. Skupiłaś się na postaci sędziny i zgodnie z prawdą odpowiadałaś na Jej wszystkie pytania. Usiadłaś na ławce i przysłuchiwałaś się najpierw zeznaniom Michała, a później Sylwii. Przyjmujący, gdy tylko usiadł obok Ciebie mocno chwycił Twoją dłoń, dodając Ci przy tym krztę odwagi i poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowałaś. 
Nie czekałaś na wyrok. Miałaś dość siedzenia na sali rozpraw. Zbyt bardzo ciążył na Tobie wzrok Marcina. Za zgodą sędziny opuściłaś pomieszczenie i wyszłaś przed gmach sądu. 
Świerze powietrze wypełniły Twoje nozdrza i od razu poczułaś się znacznie lepiej. Usiadłaś na ławeczce w pobliskim parku delektując się chwilą spokoju.
- Już po wszystkim -odetchnął Kubiak siadając obok Ciebie.
- Nareszcie - dodałaś poprawiając rozwiane przez wiatr włosy.
Pierwszy raz od dłuższego czasu wyszłaś na światło dzienne. Przestałaś ukrywać się w ścianach kubiakowego mieszkania, a Twoja twarz mogła złapać promienie słońca.
- Zbierajmy się, bo czym szybciej wyjedziemy, tym dłużej będziemy mogli cieszyć się tymi pięknymi widokami - Michał wstał i ciągnąc Cię za rękę prowadził w stronę samochodu.
- Wyjedziemy? - Twoja buzia przypominała lotnisko dla biedronek i innych owadów.
- Zabieram Cię na małą, weekendową wycieczkę - oznajmił otwierając dla Ciebie drzwi auta - uprzedzam Twoje dwa pytania. Jesteś już spakowana, walizka jest w bagażniku i nie, nie powiem Ci gdzie jedziemy. 

Późnym wieczorem siedzieliście na drewnianym tarasie z kubkami gorącej malinowej herbaty, a przed Wami rozpościerał się widok na nasze polskie Tatry. Czułaś magię tego miejsca. Nawet nie zorientowałaś się w którym momencie, Michał objął Cię ramieniem, a Ty tak po prostu wtuliłaś się w Jego ciepłą, polarową bluzę. Górskie powietrze mieszało się z wonią Jego perfum. A to dopiero był początek niespodzianek jakie Kubiak przygotował na ten weekend. 
Następnego dnia wybraliście się na wędrówkę nad Morskie Oko. Kilkugodzinny spacer szlakiem zakończyliście małym piknikiem nad brzegiem jeziora. Zjedliście kanapki przygotowane przez gospodynię domu, w którym się zatrzymaliście, po czym zaczęłaś zbierać się w drogę powrotną. 
Michał miał jednak inne plany. Złapał Cię w pasie i zachłannie wpił się w Twoje usta. Tak bardzo tego pragnął. Zresztą Ty też podświadomie tylko czekałaś na tą chwilę. Bez słowa wtuliłaś się w jego umięśniony tors. Teraz do szczęścia nie było Ci już nic potrzebne. Bo znalazłaś je zamknięte w jednej osobie, osobie Michała Kubiaka, który stał się dla Ciebie ósmym kolorem tęczy - jedynym w swoim rodzaju wyznacznikiem szczęścia.


Koniec




głupie, głupie, głupie
przepraszam. 

z czym teraz startujemy? 

sobota, 5 października 2013

Ósmy kolor tęczy - 6

Wieczorem usiedliście na kanapie z talerzem smakowicie wyglądających kanapek. Pierwszy raz odkąd opuściłaś szpital, mogłaś zjeść „normalny” posiłek. Miałaś po dziurki w nosie kleików, owsianek, czy śladowej ilości żółtego sera na czerstwym pieczywie. Wreszcie mogłaś napisać się gorącej herbaty, a nie zimnej herbatopodobnej lury. I wreszcie miałaś towarzystwo człowieka, a nie samotne cztery „białe” ściany.
- To co dzisiaj oglądamy? – niby standardowe pytanie, jednakże wywołało u Ciebie smutek i żal.
Przypomniałaś sobie pierwsze tygodnie wspólnego mieszkania z Marcinem. Jak codziennie siadaliście na skórzanej kanapie i debatowaliście nad tytułem filmu, który miał Wam umilić wieczór. Czułaś się cholernie źle i nawet nie spostrzegłaś jak kolejne łzy spływały po Twoich policzkach.
- Ewuś, co się dzieje? – troskliwy głos Michała wzbudził u Ciebie kolejny wybuch płaczu.
Dziwnym sposobem miałaś wyrzuty sumienia. Obwiniałaś się za to, że Marcin teraz siedzi w areszcie i byłaś w stanie nawet wycofać oskarżenie, wybaczyć Mu wszystko i wpaść w Jego ramiona, jak za dawnych, dobrych czasów. Kochałaś go i za cholerę nie umiałaś tego zmienić.

„Zazwyczaj My Kobiety kochamy tych skurwieli którzy wprowadzą łzy do naszego życia.
Rozkochają nas w sobie i zapewnią ból...
Tak My Kobiety nie umiemy pokochać tego kto kocha Nas bardziej niż My Jego.”

- Nie płacz Ewka. Nie warto – przyciągnął Twoje podatne na wszystko, zmęczone ciało bliżej siebie i mocno przytulił.
- Ale ja Go kurwa kocham! – wykrzyczałaś spoglądając na siatkarza zapłakanym wzrokiem.
- Wiem Ewcia, wiem. I nie oczekuje od Ciebie nagłego odkochania się. Wróżką nie jestem i nie dam Ci eliksiru na zapomnienie, ale postaram Ci się pomóc.
Słowa Michała wniosły w Twoje życie nową nadzieje. Teraz byłaś pewna, że możesz na Niego liczyć w każdej sytuacji.
- Nie patrz tak na mnie – wygarnęłaś widząc ten rozmarzony, jakby nieobecny wzrok Kubiaka spoczywający na Twoim ciele.
- Że niby jak?
- Tak jakby między nami mogło coś być – wyszeptałaś łamliwym głosem.
Nic nie odpowiedział. Tylko zamknął Cię w jeszcze silniejszym uścisku, dodatkowo całując w czoło.
Czułaś się bezpieczna – nareszcie.

Nie chciałaś dać tego po sobie poznać, ale panicznie bałaś się zostać sama w domu. Nie mogłaś jednak dać tego po sobie poznać, w przeciwnym razie Michał po raz kolejny zrezygnowałby z treningów.
Zaraz po jego wyjściu dokładnie zamknęłaś mieszkanie i zaszyłaś się w swoim pokoju. Odliczałaś minuty do powrotu Kubiaku, a napięcie sięgnęło zenitu, gdy usłyszałaś pukanie do drzwi. Na chwiejnych, niczym z waty, nogach wyszłaś z pokoju. Spojrzałaś przez wizjer w dłoni ściskając potężny stojak na kurtki. Widząc Sylwie odetchnęłaś z ulgą. Wpuściłaś kubiakową siostrę do mieszkania, nerwowo zamykając za nią drzwi.
- Cały czas boję się, że Marcin mnie znajdzie, że tu przyjdzie – wyznałaś podajac dziewczynie kubek z kawa.
- Ewa, przecież dobrze wiesz, że Marcin jest teraz w areszcie .
- Będę musiała zobaczyć się z nim na rozprawie, to przeraża mnie chyba w tym wszystkim najbardziej.
- Michał załatwił już tą sprawę. Jeżeli chcesz nie musisz zeznawać.
- Nie chce już okazywać słabości wobec tego skurwysyna.
- Rozprawa jest za dwa tygodnie, masz jeszcze czas aby to przemyśleć.
- Już wróciłem!- po mieszkaniu rozniósł się głos Michała, a już po chwili chłopak siedział na fotelu ze szklanką soku pomarańczowego – o czym tak dyskutujecie?
- O niczym ważnym – uprzedziłaś w odpowiedzi wyrywającą się do zebrania głosu Sylwie.
Nie chciałaś, aby przyjmujący jeszcze bardziej się o Ciebie martwił. Przysporzyłaś Mu wystarczająco dużo problemów.
Sylwia opuściła Was dopiero wieczorem, uprzednio dając Ci dobitnie do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze.

Powoli zaczęłaś przyzwyczajać się do mieszkania z Kubiakiem, mimo to nie odważyłaś się jeszcze wyjść „do ludzi”. Twoje ciało ciągle było poobijanie i posiniaczone. Schudłaś, zbladłaś. Wyglądałaś jak cień człowieka. Wrak. Strach przejął nad Tobą kontrolę, a apogeum osiągnął przed salą rozpraw.

Od samego rana bolał Cię brzuch i kręciło się w głowie. Z ledwością „wmusiłaś”  w siebie zjedzenie śniadania. Ale to nie było najgorsze. Najgorsze miało dopiero nastąpić.