"Udawała silną kobietę, którą nic i
nikt nie może złamać.
Tak na prawdę miała serce tak delikatne, jak z porcelany;
sztuczny uśmiech przyklejony do twarzy,
a łzy, przy których inni myśleli, że są ze szczęścia, tak na prawdę były z bólu.
Wszyscy patrzyli na to jak się zachowuje.
Gdyby popatrzyli jej w oczy zobaczyliby smutek, jakiego nigdy nie widzieli;
strach, jakby gonił za nią bandyta z nożem
i tą bezradność, która doszczętnie ją niszczy".
sztuczny uśmiech przyklejony do twarzy,
a łzy, przy których inni myśleli, że są ze szczęścia, tak na prawdę były z bólu.
Wszyscy patrzyli na to jak się zachowuje.
Gdyby popatrzyli jej w oczy zobaczyliby smutek, jakiego nigdy nie widzieli;
strach, jakby gonił za nią bandyta z nożem
i tą bezradność, która doszczętnie ją niszczy".
Ona : dwudziestoczteroletnia Warszawianka z
krwi i kości. Wychowana na "salonach". Niczego jej nie brakowało.
Ubierała się w drogich, markowych sklepach, jeździła drogimi samochodami,
mieszkała w wielkim domu. Była oczkiem w głowie swojego ojca. Matki nigdy tak
na prawdę nie poznała. Umarła kilka lat po jej narodzinach.
Od porannego joggingu wolała sklepowy
maraton. Wszyscy zazdrościli jej przepięknych, długich blond włosów, ogromnych
błękitnych oczu, idealnej sylwetki i zgrabnych nóg.
W szkole była prymuską. Rzadkością do
dziennika trafiała przy jej nazwisku czwórka, a o niżej ocenie nawet nie ma co
wspominać. Obracała się w szkolnej elicie. Najładniejsze koleżanki,
najprzystojniejsi koledzy.
Jedyną rzeczą, która nie była jej wtedy
potrzebna do szczęścia był wf. Nie lubiła sportu. Nie lubiła oglądać go w
telewizji. Nie lubiła go uprawiać. Postronny obserwator dziwił się, gdy widział
ją na meczach jednego z warszawskich klubów piłkarskich. Córka trenera musi
czasem się poświęcić i przez dziewięćdziesiąt minut oglądać stado mężczyzn
biegających w tą i z powrotem za piłką.
Nie była zadufaną w sobie bogatą panienką.
Co to to nie. Miała sumienie i duszę. Miała uczucia. Potrafiła współczuć.
Potrafiła również kochać. Choć szczerze wolałaby aby to uczucie w ogóle nie
istniało.
On : dwudziestoczteroletni Warszawianin z
krwi i kości. Sportowiec. Sport to całe jego życie, hobby, wzloty i upadki,
jedyna jak dotąd prawdziwa miłość. Bez sportu nie potrafi normalnie egzystować.
I nie mówię tutaj od o siedzeniu przed telewizorem z puszką piwa i oglądaniu
zmagań swojej ulubionej drużyny. On czynnie bierze udział w rozgrywkach, a w
szczególności tych siatkarskich.
Zagorzały kibic Legii Warszawa.
Wyprostowany. Sylwetka niczym u greckiego
boga. Z łatwością przyjęliby go na mityczny Olimp. Magnetyczne oczy z tym
błyskiem, iskrą radości. Zawsze idealnie wystylizowane włosy. Perfekcyjne rysy
twarzy. Cóż więcej tu mówić: udał się chłopak rodzicom.
Nie był zapatrzonym w siebie gwiazdorem. Co
to to nie. Nie uważał się za obiekt westchnień połowy kobiecej siatkarskiej
Polski. Był normalny w swojej sławie. Był ostrożny. Nie chciał wpaść w
paranoje.
W zamian oczekiwał tylko jednego.
Możliwości wspólnego zestarzenia się z ukochaną kobietą przy boku. Możliwości
wspólnego wychowania dzieci. Oczekiwał tylko jednego. Oczekiwał miłości.
Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla
siebie znaczą.
Kto by pomyślał, że tak odmienne
charakterem i stylem życia osoby spotkają się, zapoznają, zakolegują,
zaprzyjaźnią...
Kto by pomyślał, że będą spędzać ze sobą
tak dużo czasu, że Ona pokocha dla Niego sport, że On pokocha dla Niej zakupy.
Łączyła ich tylko idealność. Zewnętrzne
piękno. Gdy przechodziła ulicą oglądali się za nią wszyscy mężczyźni. Nie ważne
czy spacerowali sami, z psem, czy z drugą połówką.
Z Nim każda fanka siatkówki
chciała spędzić głupie pięć minut, chciała poczuć na sobie jego spojrzenie.
Kto by pomyślał, że połączy ich coś
jeszcze. Coś o wiele trwalszego niż wygląd.
Kto by pomyślał, że połączy ich miłość.
Miłość, której ona tak się wystrzegała. Miłość, której on tak pragnął.
taki tam dziwny początek, dziwnego opowiadania z Kłosikiem.
bo ogólnie wszystko jest dziwne.
Świetny ten rozdział! ;) Już nie mogę się doczekać następnych. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajny początek. Jak zawsze będę czytać. Czekan na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuń