niedziela, 17 listopada 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 8

To dziwne, kiedy budzę się rano i mam zupełnie inne spojrzenie na świat niż wczoraj w nocy.

Zastygła w bezruchu. Świat jej nagle zawirował przed oczami, a ciało zrobiło się ciężkie. 
- Anielo, czy Ty.. - urwała ocierając spływające po policzkach łzy. 
- Jestem Twoją matką - odparła dobrze wiedząc co chciała powiedzieć blondynka - przepraszam, ale nie miałam warunków żeby Cię wychować - schował twarz w dłonie i zaczęła płakać – jakieś dziesięć lat temu wróciłam do Warszawy, odnalazłam Cię, Piotr przyjął mnie do pracy nie wiedząc, że jestem Twoją matką.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? – przerwała jej wyrzucając z siebie choć część emocji.
- Miałaś tu wszystko, czego ja nigdy bym Ci nie zapewniła, nawet w najmniejszym stopniu… Przepraszam, zrozumiem jeśli nie będziesz chciała mnie znać – dopakowała kilka książek do pudełka, po czym wstała z zamiarem opuszczenia pokoju.
- Wyjedziesz? – blondynka przełknęła głośno ślinę.
- Mam w Gdańsku starą przyjaciółkę, którą już dawno miałam odwiedzić – zatrzymała się w drzwiach.
- Odwiedzisz mnie kiedyś?
- Oczywiście. Nie chcę Cię znowu stracić – wróciła i pocałował ją w czoło – a teraz się spakuj. Karol zaraz tu będzie.
I wyszła zostawiając Biankę samą. Dziewczyna długo nie mogła pozbierać się po rozmowie ze swoją mamą. Ciągle nie mogła uwierzyć, że przez cały ten czas jej rodzicielka była tak blisko niej. Oparła się plecami o brzeg łóżka i zaczęła płakać. Łzami wielkimi jak ziarna grochu. Wreszcie poczuła, że jej życie składa się w jedną, spójną całość, że znalazła wszystkie puzzle układanki. Powoli odcina się od zaborczego przybranego ojca, odnalazła biologiczną matkę i ma u swojego boku osobę, którą może darzyć zaufaniem.
Właśnie ta osoba siada teraz koło niej i mocno przytula ją do swojej klatki piersiowej. To właśnie ten sam chłopak, który pomógł jej rozprawić się z dwójką napaleńców po derbach Warszawy.
- Nie płacz. Teraz zaczniesz nowe życie – odgarnął niesforny kosmyk włosów zagarniając go za ucho.
- Ja nawet nie mam się gdzie podziać – wyłkała spuszczając wzrok, bo przecież mokre plamy na jej bluzce, które pozostawiły spływające jak potoki łzy są o wiele ciekawszym widokiem i hipnotyzujące oczy Kłosa.
- Jak to nie masz? Mnie się tak szybko nie pozbędziesz! – zaśmiał się wpajając w blondynkę choć trochę optymizmu – jedziesz ze mną do Bełchatowa.
- Jesteś tego pewien? – zmarszczyła czoło i spojrzała na siatkarza.
- Oczywiście, tak jak tego, że dwa plus dwa daje cztery – pocałował ją w czubek głowy ponownie tuląc do swojego torsu – a teraz mów mi co jeszcze muszę spakować, a które pudła zanieść do Twojego samochodu.
Przez następne piętnaście minut w ekspresowym tempie udało im się spakować jej cały dobytek w kilka kartonów, które z trudem upchnęli w bagażniku jej auta. Pożegnała się z Astrem i Goldim, po czym wraz z Karolem pomogła Anieli załadować dwie walizki do zamówionej taksówki.
- Wyślij mi adres. Przyjadę – oznajmiła nie zwracając uwagi na pośpieszającego ją kierowcę.
- Na pewno – blondynka przytuliła się do swojej rodzicielki, która już po chwili zniknęła za rogiem ulicy.
- Nie pożegnasz się z ojcem? – zagadnął Karol, gdy pakowali ostatnią walizkę.
- To nie jest mój ojciec – wzruszyła obojętnie ramionami.
- Ale jednak wychowywał Cię przez całe Twoje życie – chłopak dalej naciskał. Złapał dłoń dziewczyny i spojrzał głęboko w jej smutne oczy – Bianka, nie bądź egoistką.
- Nie jestem jeszcze gotowa, aby ponownie spojrzeć mu w oczy. Zranił mnie. Cholernie mnie zranił. Potrzebuję czasu aby to wszystko sobie poukładać.
- Jak uważasz – mruknął unosząc delikatnie kąciki ust do góry – jedziemy?
Przytaknęła i zasiadła na miejscu pasażera odruchowo włączając radio.
- A Ty nie powinieneś być w hotelu z resztą drużyny? – zapytała, gdy byli już na obrzeżach Warszawy.
- Załatwiłem sobie u trenera powrót na własną rękę. Ma się ten urok osobisty – zaśmiał się, a jego dobry humor udzielił się też i współtowarzyszce podróży.
Przez całą podróż zachowywali się jak najlepsi przyjaciele, nie chcąc złamać tej bariery. Całe dwie godziny nie poruszali niebezpiecznych tematów, bo przecież będą mieli na to jeszcze czas.
- Jutro wypakujemy. Teraz chodźmy spać – złapał ją za rękę i nie pewnie splótł ich palce razem.
Uśmiechnęła się pod nosem spoglądając na ich złączone dłonie.
Zaczynała wszystko od nowa. Bez Piotra. Bez Daniela. Z dala od Warszawy. Przy boku faceta, na którym naprawdę zaczęło jej zależeć i to nie w ten sposób koleżeński, ale w ten przyozdobiony miłością.
- Mam tylko jeden pokój, więc nie będę Ci wciskał kitu, że będę spał na kanapie, bo i tak będziesz spała ze mną – zaznaczył na wejściu – poczekaj!
Zatrzymał ją w progu, gdy w jego głowie zapaliła się lampka z napisem super genialny pomysł. Wziął ja na ręce i niczym nowożeniec wniósł ją do mieszkania. Następnie postawił ją w przedpokoju jedną ręką zamykając na klucz drzwi.
- Kocham Cię – powiedział napierając na jej usta.
- Pakujesz się w to na całe życie, zdajesz sobie z tego sprawę? – odchyliła się kładąc swoje dłonie na jego umięśnionym torsie.
- Jak najbardziej. I wiesz co? Wyjdź za mnie! Wtedy będę miał pewność, że już do końca naszych dni będziesz tylko moja – wykrzyczał przepełniające go emocje podnosząc dziewczynę do góry.
- Głupek – zaśmiała się, uciekając z jego objęć.

- To jak wyjdziesz za mnie? – zapytał, gdy leżeli już w łóżku i bezmyślnie wpatrywali się w biały sufit.
- Ale że teraz? – uniosła się na łokciach i spojrzała na niego jak na największego idiotę świata, którym on niewątpliwie był.
- Chociażby jutro! Bądź dla mnie Julią, a ja będę Twoim Romeo – położył dłoń na jej policzku, delikatnie gładząc fakturę jej skóry.
- Ale oni umarli – prychnęła.
- Kurna – mruknął – nie doczytałem do końca.
- Ale przecież to miało tylko kilkadziesiąt stron – załamał ręce i ponownie opadła na miękki materac.
- I bądź tu romantycznym – fuknął odwracając się do niej plecami -  nie zabieraj mi w nocy kołdry, bo zrzucę Cię z łóżka!
- Wyjdę za Ciebie – szepnęła delikatnie przytulając się do jego pleców.
- Teraz to Ty sobie możesz ale wyjść na spacer – burknął strzelając największego focha w swoim życiu.

Czasami zachowywali się poważnie. Jak dorośli. Częściej jednak ich rozum nie dorównywał inteligencji pięciolatka, nie ubliżając oczywiście dzieciakom. Sami byli zaskoczeni tym, że pomimo tylu różnic udało im się nie pozabijać w jednym mieszkaniu, a nawet dogadywali się całkiem dobrze, licząc oczywiście kilka słów pomiędzy pocałunkami.
To dziwne, że wśród tylu ludzi odnaleźli siebie i potrafili zaakceptować wszystkie dzielące ich przepaście. On polubił zakupy i z uśmiechem na ustach mówił jak ładnie wygląda w setnej już tego dnia kreacji. Ona polubiła sport. Coraz częściej dawała się namawiać na przychodzenie na mecze, a kilka razy wybrali się również na przejażdżkę rowerową!
Ona była jak Julia. On był jak Romeo. Tylko, że od szekspirowskiego dramatu odróżnia ich zakończenie historii. Bo oni żyli długo i szczęśliwie, tak jak w tych wszystkich bajkach, które teraz czytają swoim dzieciom.


KONIEC.


5 komentarzy:

  1. Piekne zakonczenie jak i cala historia :-)
    P.S Czekam na kolejna niesamowita historie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww jakie to świetne :) Dramaturgia, romantyzm i humor w jednym. Idealnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to ty możesz wyjść ale na spacer. Leżę i nie wstaję.
    Końcówka mnie po prostu rozwaliła. Dobrze że wszystko dobrze się skończyło !!!
    To które opko teraz ???
    POZDRAWIAM
    WINIAROWA♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Romantyczny Karol? Ciężko mi w to uwierzyć, ale cuda czasem się zdarzają.
    Historia tak jak pozostałe jest piękna. Dopiero oczy pokazują nam jacy naprawdę są ludzie.


    Zapraszam do siebie : http://otworz-sie-na-nowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń