wtorek, 12 listopada 2013

Ona i On. Dwa różne światy, a tyle dla siebie znaczą - 7

Moje najlepsze miejsce na ziemi jest gdzieś między Twoim prawym, a lewym ramieniem.

Obudziła się naga, opleciona jego umięśnionymi ramionami. Delikatnie wyślizgnęła się spod kołdry i zabierając z walizki potrzebne rzeczy weszła do łazienki. Wzięła chłodny prysznic, który choć trochę otrzeźwił jej umysł. Ubrała spodnie w kwiatki, różową bokserkę i malinową marynarkę. Spryskała szyję perfumami i wyszła z pomieszczenia.
- Ładnie się dziś ubrałaś – mruknął tuż nad jej uchem – ale niepotrzebnie, bo i tak zaraz ściągniesz te ubrania.
- Może lepiej coś zjedzmy – wyminęła go nakładając bo drodze na bose nogi szpilki.
Kątem oka zauważyła jak Daniel usiadł na kanapie i włączył telewizor. Faceci – pomyślała i wzięła się za szykowanie śniadania. Dość późnego śniadania, bo było już po dwunastej.
- Teraz już jesteś tylko moja – szepnął namiętnie wpijając się w jej usta.
Odsunęła się od niego, co lekko go zirytowało.
- Chciałabym pozwiedzać okolice – zrobiła najsłodszą minę jaką zdołała z siebie wykrzesać.
- Okolicę? Wolałbym zwiedzać okolice, ale Twoje brzucha – uśmiechnął się zadziornie układając dłonie na biodrach dziewczyny.
Powoli ściągał z niej kolejne ubrania, a ona tylko ukradkiem spoglądała na zegarek, który nieubłagalnie zbliżał się do godziny zapisanej na bilecie.
Jak na złość zaczął od gry wstępnej. Całował jej ciało milimetr po milimetrze, aż w końcu Bianka nie wytrzymała. Zebrała z podłogi swoje ubrania i zamknęła się w łazience. Nie zwracała uwagi na coraz głośniejsze pukanie do drzwi. Ubrała się i z impetem popchnęła drewnianą płytę.
- Gdzie się wybierasz? – załapał ją za dłoń, gdy zbierała z kuchennej wyspy torebkę.
- Nie Twój zasrany interes.
Stanowczym ruchem wywinęła się z uścisku Gołębiewskiego, co jeszcze bardziej go rozzłościło.
- Nigdzie nie idziesz, a tym bardziej do tego siatkarzyka – warknął wściekle przygniatając ją do ściany.
- Nie będziesz mną rządził! – wykrzyknęła wprost w jego twarz.
- I tu się grubo mylisz! Twój tata dobitnie dał mi do zrozumienia, że jesteś tylko moja – zaśmiał się szyderczo.
Spoliczkowała go. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi kopnęła go w krocze i zwijając z komody kluczyki do samochodu wybiegła z domku.
Drżącą dłonią odpalała silnik, ale widząc wychodzącego na ganek Daniela wcisnęła gaz do dechy i odjechała w stronę Warszawy.
- Może jeszcze zdążę – modliła się w duchu pokonując kolejne kilometry.
Zaparkowała pod halą i zaczęła przeszukiwać swoją torebkę. Wysypała całą jej zawartość na fotel pasażera. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy zza jej kosmetyczki wyleciał bilet. Pobieżnie wrzuciła wszystko z powrotem do środka i wyszła z auta.
Serce podchodziło jej do gardła gdy wchodziła na halę. Głośne dopingi kibiców obu drużyn wypełniały cały obiekt. Nie zdążyła. Ludzie zaczęli powoli opuszczać trybuny, a po zawodnikach nie było śladu.
Usiadła na plastikowym krzesełku w dolnym rzędzie i tępo wpatrywała się w płytę boiska. Łzy powoli rozmazywały jej pole widzenia. Nie czuła już nic oprócz bezradności. Za późno zrozumiała, że go kocha.
Długo siedziała na trybunie, aż w końcu jakiś pan z ochrony zainteresował się jej losem. Z ledwością wyłkała, że szuka Karola Kłosa, i że to bardzo ważne.
- Zawodnicy Skry powinni byś jeszcze w szatni – uśmiechnął się pokrzepiająco – zaprowadzę panią.
Niepewnie podążyła za mężczyzną w stronę wąskiego korytarza. Facet wskazał jej odpowiednie drzwi, ale ona nie odważyła się zapukać. Usiadła na ławeczce nieopodal i cierpliwie czekała. Przymykając oczy oparła się plecami o zimną ścianę. Na dworze zrobiło się już całkiem ciemno, co mogła zauważyć przez przeszklone drzwi.
- Jesteś – usłyszała cichy głos, po czym utonęła w jego wielkich ramionach.
- Jestem – wyszeptała podnosząc na niego zapłakane oczy.
- Nie musisz już płakać – opuszkami kciuka starł mokre strużki z jej policzków – On już nic Ci nie zrobi.
Jeszcze mocniej wtuliła się w jego ramiona, jakby bojąc się, że Karol zaraz zniknie.
- Już będę, zawsze – obiecał delikatnie muskając jej usta.
On pojechał do hotelu, z którego już jutro wyjeżdżał w podróż powrotną do Bełchatowa. Obiecała, że go odwiedzi, po czym sama wsiadła do danielowego auta i odjechała w stronę swojego domu.
W salonie paliło się światło co nie wróżyło nic dobrego. Po cichu weszła do środka, chcąc jak najszybciej wbiec po schodach na górę. Na próżno ściągała szpilki. Ojciec czekał już na nią w przedpokoju.
- Coś Ty najlepszego zrobiła?  - krzyknął nerwowo zaciskając dłoń na komodzie.
- Ja? To Ty obiecałeś mnie Danielowi! Jak mogłeś – nie szczędziła głosu wyrzucając z siebie kolejne emocje.
- Bo taki układ byłby dla Ciebie najlepszy.
- Mylisz się! Nie możesz wiedzieć co dla mnie jest najlepsze, bo przecież nawet nie jesteś moim biologicznym ojcem! Nie zdajesz sobie sprawy z tego co teraz czuje!
- Nie muszę. Jesteś pod moich dachem i będziesz robić to co Ci każe – chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął.
- Wiesz co? Masz racje! Czas się wyprowadzić! – pobiegła do swojego pokoju.
Wyjęła spod łóżka obszerną walizkę i zaczęła pakować najpotrzebniejsze ubrania.

Pani Aniela przyglądała się ich wymianie zdań z boku. Doskonale wiedziała, że Piotr nie jest ojcem Bianki. Adoptował ją wraz z teraz już świętej pamięci żoną zaraz po jej narodzinach, kiedy to pani Barbara nie mogła zajść w ciąże. Biologiczna matka oddała ją do adopcji, nie mając warunków aby ją wychować.
Nie pochwalała wybuchu swojego szefa, ale była dumna z Bianki za racjonalne myślenie i podjętą decyzję. Z kantorka wyjęła kilka kartonów i przemyciła je na górę.
- Przecież on Cię wywali – stwierdziła blondynka zabierając od gospodyni tekturowe pudła.
- To jest już nieważne – Aniela posłała w jej kierunku ciepły uśmiech i pomogła pakować rzeczy.
- Będzie mi Ciebie brakować – szepnęła ocierając cieknące po policzkach łzy.  

- Mi Ciebie też, córeczko – załkała tuląc ją do siebie.

1 komentarz:

  1. Super rozdzial i czekam na kolejny
    Tak trzymaj dalej :-)

    OdpowiedzUsuń