Moje najlepsze miejsce na ziemi jest gdzieś między
Twoim prawym, a lewym ramieniem.
Obudziła się naga, opleciona jego umięśnionymi ramionami.
Delikatnie wyślizgnęła się spod kołdry i zabierając z walizki potrzebne rzeczy
weszła do łazienki. Wzięła chłodny prysznic, który choć trochę otrzeźwił jej
umysł. Ubrała spodnie w
kwiatki, różową bokserkę i malinową marynarkę. Spryskała szyję perfumami i
wyszła z pomieszczenia.
- Ładnie się dziś ubrałaś – mruknął tuż nad jej uchem –
ale niepotrzebnie, bo i tak zaraz ściągniesz te ubrania.
- Może lepiej coś zjedzmy – wyminęła go nakładając bo
drodze na bose nogi szpilki.
Kątem oka zauważyła jak Daniel usiadł na kanapie i
włączył telewizor. Faceci – pomyślała
i wzięła się za szykowanie śniadania. Dość późnego śniadania, bo było już po
dwunastej.
- Teraz już jesteś tylko moja – szepnął namiętnie
wpijając się w jej usta.
Odsunęła się od niego, co lekko go zirytowało.
- Chciałabym pozwiedzać okolice – zrobiła najsłodszą minę
jaką zdołała z siebie wykrzesać.
- Okolicę? Wolałbym zwiedzać okolice, ale Twoje brzucha –
uśmiechnął się zadziornie układając dłonie na biodrach dziewczyny.
Powoli ściągał z niej kolejne ubrania, a ona tylko
ukradkiem spoglądała na zegarek, który nieubłagalnie zbliżał się do godziny
zapisanej na bilecie.
Jak na złość zaczął od gry wstępnej. Całował jej ciało milimetr
po milimetrze, aż w końcu Bianka nie wytrzymała. Zebrała z podłogi swoje
ubrania i zamknęła się w łazience. Nie zwracała uwagi na coraz głośniejsze
pukanie do drzwi. Ubrała się i z impetem popchnęła drewnianą płytę.
- Gdzie się wybierasz? – załapał ją za dłoń, gdy zbierała
z kuchennej wyspy torebkę.
- Nie Twój zasrany interes.
Stanowczym ruchem wywinęła się z uścisku Gołębiewskiego,
co jeszcze bardziej go rozzłościło.
- Nigdzie nie idziesz, a tym bardziej do tego siatkarzyka
– warknął wściekle przygniatając ją do ściany.
- Nie będziesz mną rządził! – wykrzyknęła wprost w jego
twarz.
- I tu się grubo mylisz! Twój tata dobitnie dał mi do
zrozumienia, że jesteś tylko moja – zaśmiał się szyderczo.
Spoliczkowała go. Wykorzystując chwilę jego nieuwagi
kopnęła go w krocze i zwijając z komody kluczyki do samochodu wybiegła z domku.
Drżącą dłonią odpalała silnik, ale widząc wychodzącego na
ganek Daniela wcisnęła gaz do dechy i odjechała w stronę Warszawy.
- Może jeszcze zdążę – modliła się w duchu pokonując
kolejne kilometry.
Zaparkowała pod halą i zaczęła przeszukiwać swoją
torebkę. Wysypała całą jej zawartość na fotel pasażera. Odetchnęła z ulgą
dopiero wtedy, gdy zza jej kosmetyczki wyleciał bilet. Pobieżnie wrzuciła
wszystko z powrotem do środka i wyszła z auta.
Serce podchodziło jej do gardła gdy wchodziła na halę.
Głośne dopingi kibiców obu drużyn wypełniały cały obiekt. Nie zdążyła. Ludzie
zaczęli powoli opuszczać trybuny, a po zawodnikach nie było śladu.
Usiadła na plastikowym krzesełku w dolnym rzędzie i tępo
wpatrywała się w płytę boiska. Łzy powoli rozmazywały jej pole widzenia. Nie czuła
już nic oprócz bezradności. Za późno zrozumiała, że go kocha.
Długo siedziała na trybunie, aż w końcu jakiś pan z
ochrony zainteresował się jej losem. Z ledwością wyłkała, że szuka Karola
Kłosa, i że to bardzo ważne.
- Zawodnicy Skry powinni byś jeszcze w szatni –
uśmiechnął się pokrzepiająco – zaprowadzę panią.
Niepewnie podążyła za mężczyzną w stronę wąskiego
korytarza. Facet wskazał jej odpowiednie drzwi, ale ona nie odważyła się
zapukać. Usiadła na ławeczce nieopodal i cierpliwie czekała. Przymykając oczy
oparła się plecami o zimną ścianę. Na dworze zrobiło się już całkiem ciemno, co
mogła zauważyć przez przeszklone drzwi.
- Jesteś – usłyszała cichy głos, po czym utonęła w jego
wielkich ramionach.
- Jestem – wyszeptała podnosząc na niego zapłakane oczy.
- Nie musisz już płakać – opuszkami kciuka starł mokre
strużki z jej policzków – On już nic Ci nie zrobi.
Jeszcze mocniej wtuliła się w jego ramiona, jakby bojąc
się, że Karol zaraz zniknie.
- Już będę, zawsze – obiecał delikatnie muskając jej
usta.
On pojechał do hotelu, z którego już jutro wyjeżdżał w
podróż powrotną do Bełchatowa. Obiecała, że go odwiedzi, po czym sama wsiadła
do danielowego auta i odjechała w stronę swojego domu.
W salonie paliło się światło co nie wróżyło nic dobrego. Po
cichu weszła do środka, chcąc jak najszybciej wbiec po schodach na górę. Na próżno
ściągała szpilki. Ojciec czekał już na nią w przedpokoju.
- Coś Ty najlepszego zrobiła? - krzyknął nerwowo zaciskając dłoń na
komodzie.
- Ja? To Ty obiecałeś mnie Danielowi! Jak mogłeś – nie szczędziła
głosu wyrzucając z siebie kolejne emocje.
- Bo taki układ byłby dla Ciebie najlepszy.
- Mylisz się! Nie możesz wiedzieć co dla mnie jest najlepsze,
bo przecież nawet nie jesteś moim biologicznym ojcem! Nie zdajesz sobie sprawy
z tego co teraz czuje!
- Nie muszę. Jesteś pod moich dachem i będziesz robić to
co Ci każe – chwycił ją za ramiona i mocno potrząsnął.
- Wiesz co? Masz racje! Czas się wyprowadzić! – pobiegła
do swojego pokoju.
Wyjęła spod łóżka obszerną walizkę i zaczęła pakować
najpotrzebniejsze ubrania.
Pani Aniela przyglądała się ich wymianie zdań z boku. Doskonale
wiedziała, że Piotr nie jest ojcem Bianki. Adoptował ją wraz z teraz już
świętej pamięci żoną zaraz po jej narodzinach, kiedy to pani Barbara nie mogła
zajść w ciąże. Biologiczna matka oddała ją do adopcji, nie mając warunków aby
ją wychować.
Nie pochwalała wybuchu swojego szefa, ale była dumna z
Bianki za racjonalne myślenie i podjętą decyzję. Z kantorka wyjęła kilka
kartonów i przemyciła je na górę.
- Przecież on Cię wywali – stwierdziła blondynka zabierając
od gospodyni tekturowe pudła.
- To jest już nieważne – Aniela posłała w jej kierunku
ciepły uśmiech i pomogła pakować rzeczy.
- Będzie mi Ciebie brakować – szepnęła ocierając cieknące
po policzkach łzy.
- Mi Ciebie też, córeczko – załkała tuląc ją do siebie.
Super rozdzial i czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńTak trzymaj dalej :-)