czwartek, 28 marca 2013
Duma i uprzedzenie - 4
- gdzie On jest ? - spytałaś rozglądając się po bartoszowych czterech kątach.
- przyszedł tutaj, przebrał się i wyszedł - oznajmił Ci przyjmujący - zostawił Cię ?
Kiwnęłaś głową i wróciłaś do siebie. Ubrałaś się cieplej i wyszłaś na balkon. Chwilę postałaś oparta o drewnianą, rzeźbioną balustradę i postanowiłaś zejść na śniadanie.
Siedział tam. Ale nie sam, a jego towarzyszem nie był Kurek, tylko długowłosa blondynka. Trzymał jej dłoń w swojej. Tego było dla Ciebie za dużo. Wybiegłaś z płaczem taranując przy tym zarówno Bartosza jak i Michaela. Zamknęłaś się w pokoju i zaczęłaś pakować swoje rzeczy. W recepcji zapłaciłaś za nocleg i niepostrzeżenie wsiadłaś do czekającej tylko i wyłącznie na Ciebie taksówki.
Przespał się z Tobą, a potem wrócił do swojej dziewczyny, narzeczonej, a może nawet i żony! To wszystko Cię przerosło. Kazałaś zatrzymać się kierowcy na dworcu kolejowym. Podeszłaś do kasy i zakupiłaś bilet powrotny do Berlina. Po półgodzinnym czekaniu wsiadłaś do pociągu. Odnalazłaś przydzielone Ci miejsce. Otworzyłaś drzwi przedziału. Siedział tam. Czekał.
- chyba nie myślałaś, że dam Cie wyjechać. Nie chcę Cię stracić po raz drugi.
Wziął Twoją walizkę i położył ją na półce zaraz obok swojej.
- dlaczego mi nie powiedziałeś, że kogoś masz? - spytałaś siadając na przeciwko Niego
- już nie mam. Zerwałem z nią dziś rano. Przepraszam, że wcześniej Ci nie powiedziałem, ale nie chciałem Cię spłoszyć. Zawaliłem, wiem, ale gdy Kurek powiedział mi, że Cię widział, a potem.. potem stałaś na tym balkonie.. wszystko wróciło. Wera, ja Cię dalej kocham.
Patrzył w Twoje oczy. Poczułaś jak łzy płyną Ci po policzkach. Kucnął naprzeciwko Ciebie i jednym ruchem otarł słone krople. Ujął Twoją twarz i delikatnie musnął swoimi wargami Twoje. Nie widząc Twojego sprzeciwu zaczął penetrować językiem twoją jamę ustną. Toczyliście wewnętrzny bój. Napawaliście się sobą, bo przecież mimo tego, że kryliście swoje uczucia i próbowaliście o nich zapomnieć, one ciągle żyły gdzieś na dnie waszego serca.
Weszliście do Twojego mieszkania. Siatkarz kazał spakować Ci Twoje rzeczy, ba! on nawet pomógł Ci to zrobić. Rankiem przyjechał Kurek ze Shmittem. Pożegnałaś się z Niemcem, a w pracy złożyłaś wypowiedzenie. Razem z dwójką sportowców ruszyłaś na berlińskie lotnisko. Po kilkugodzinnym locie wylądowaliście w Latinie. Taksówką dojechaliście do mieszkania atakującego. Bartosz pomieszkiwał z wami przez kilka dni, po czym odleciał do Polski, a później do rosyjskiej stolicy - Moskwy.
Mieszkaliście razem. Zaczął się sezon ligowy, więc Twój partner codziennie znikał na trening. Ty w tym czasie uczyłaś się włoskiego. Zatrudniłaś się nawet w miejscowej gazecie, dla której od czasu do czasu pisałaś krótki artykuł do sportowej rubryki.
Żyliście z dnia na dzień. Zaręczyliście się i planowaliście ślub w Polsce. Trwał sezon reprezentacyjny, więc wróciłaś razem z Nim do kraju. Znów spotkałaś wszystkich siatkarskich znajomych i o dziwo część z nich nadal Cię pamiętała.
Dwudziestego piątego sierpnia stanęłaś na ślubnym kobiercu Patrząc Mu głęboko w oczy wypowiedziałaś słowa małżeńskiej przysięgi. Kurek trochę się zagapił i w ostatniej chwili podał księdzu Wasze obrączki z wygrawerowaną datą ślubu i waszymi inicjałami. Atakujący podniósł twój welon do góry i przypieczętował zawarty sakrament namiętnym pocałunkiem. Zgromadzeni goście bili wam braw. W rytmach weselnego marszu wyszliście z Kościoła. Przez dłuższą chwilę zbieraliście monety, którymi zostaliście obsypani. Następnie białą limuzyną udaliście się na lotnisko. Miesiąc miodowy, który w Waszym przypadku trwał zaledwie tydzień, poświęciliście na wylegiwanie się na plażach Majorki.
Następny sezon ligowy spędziliście w ojczystym kraju. On grał w barwach Zaksy, a ty spodziewałaś się dziecka, Waszego pierwszego dziecka. Zamieszkaliście w Kędzierzynie, gdzie 30 maja przyszedł na świat Wasz syn. Seweryn był oczkiem w głowie tatusia. Rósł jak na drożdżach i coraz bardziej ciągnęło go do siatkarskiego boiska.
- Ród Jaroszów dalej będzie kontynuował siatkarską historię - śmialiście się widząc pierwsze próby odbicia piłki przez Waszego syna.
Przeżyliście tak wiele. Rozstaliście się, by potem jakimś cudownym, a wręcz magicznym sposobem znów się spotkać. Drugiej szansy już nie zaprzepaściliście. Pomimo waszemu uparciu udało się przezwyciężyć strach i zaufać miłości. I już żadna duma, ani uprzedzenie nie przeszkodzi wam stworzyć szczęśliwej rodziny.
____________________________________________
To już koniec historii Wery i... Jakuba :>
W następnym rozdziale widzimy się albo z siatkarzem z mojego klubu z województwa, albo z którymś z naszych amerykańskich Polaków :D
sobota, 23 marca 2013
Duma i uprzedzenie - 3
- Jak chcesz to możemy stąd wyjechać lub zmienić kurort - zaproponował
- O nie ! Dwóch zapatrzonych w siebie siatkarzy nie zepsuje nam wyjazdu!
- Uparta jesteś - zauważył
- Rudzielce już tak mają - westchnęłaś rozpamiętując stare czasy.
Wieczorem poszliście na wieczór karaoke. Byłaś pewna, że Go tam nie spotkasz, bo On nigdy nie lubił takich zabaw. Zapomniałaś jednak, że Kurek, wręcz przeciwnie. Weszliście na sale, a Bartosz akurat próbował zaśpiewać jedną z niemieckich piosenek. Zaśmiałaś się w duchu widząc jak kaleczy już dość pokaleczony język.
Wiedziałaś, że Cię zauważył. Ba, on nie spuszczał Cię z oka. Zaraz gdy zszedł z podwyższenia podbiegł do swojego przyjaciela. Zaszyłaś się w najciemniejszym kącie i razem z Michaelem popijaliście chmielowe napoje.
Zauważyłaś Go jak wchodził po schodkach na scenę. Stanął przed mikrofonem i poprosił o podkład.
- To jak sen, który spełnił się, w dłoni dłoń, jedno bicie serc..
Tylko ty chwytasz każdy zmysł, teraz wiem czym miłość jest.
Znika lęk, kiedy zjawiasz się, jesteś jak na pustyni deszcz
Noc i dzień Twoje imię ma, dla nas nie istnieje czas.
Oooo. Cały mój świat, to na ziemi raj, kiedy Ty jesteś przy mnie.
Oooo. Cały mój świat, a w nim znaczenia brak, kiedy nie ma Cie dla mnie.
Wierzę w nas, wierzę w każdą obietnicę, mamy czas, zatrzymamy czas. *
Dotarł do Ciebie Jego melodyjny głos. Może nie we wszystkie dźwięki trafił czysto, ale Ciebie to urzekło. Śpiewał dla Ciebie. Byłaś o tym w stu procentach pewna. Gdy tylko znalazł Cię w tłumie, nie spuszczał oka z Twojej osoby. Przeszły Cię dreszcze, gdy na końcu swojego występu dodał po polsku "Weroniko, ja nadal Cię kocham". Nie oprócz Ciebie i Kurka nie zrozumiał za pewne Jego słów. Przeprosiłaś Shmitta i pod pretekstem panującej w lokalu duchoty wyszłaś przed kurort. Rzeczywiście chciałaś zaczerpnąć świeżego powietrza. Chciałaś to wszystko przemyśleć. Nie brałaś pod uwagę tego, że dwójka siatkarzy ciągle wodzi za Tobą wzrokiem.
Poczułaś dłoń na swoim ramieniu. Nakryłaś ją Swoją. Wiedziałaś, że to On. W głębi duszy czekałaś na Niego.
- tak bardzo tęskniłem - wyszeptał muskając oddechem Twoją skórę.
- ja również - odparłaś niepewnie.
Ale jednak przyznałaś się. Przyznałaś się do czegoś, co tak bardzo chciałaś ukryć. Jednym ruchem ręki odwrócił Cię przodem do siebie. Uniosłaś głowę do góry i spojrzałaś w Jego oczy. Teraz już wiedziałaś, że przez ten cały czas czekałaś właśnie na Niego. Bałaś się ponownego zaangażowania w jakikolwiek związek, więc tym bardziej w ten.
Zgodziłaś się na spacer. Chodziliście wokół uśpionej doliny słuchając ciszy. Nie wiedzieliście co macie powiedzieć. Za dużo było myśli kłębiących się w Waszych głowach, za mało słów aby opowiedzieć o tym co się wydarzyło w czasie waszego "koleżeństwa".
Niepewnie chwycił Twoją dłoń i splótł Wasze palce. Przyłapałaś się na uśmiechu. Tak, to ewidentnie najlepszy urlop w Twoim życiu, a przecież jeszcze się nie skończył. Twoje serce z każdą sekundą przyśpieszało uderzenia. Jego usta były tak blisko Twoich. Czułaś Ich smak, którego mimo tak długiej przerwy nie zapomniałaś. Ciągle miałaś Go w głowie, choć wypierałaś się na każdy możliwy sposób. Wypierałaś się miłości, a przed miłością i tak nie uciekniesz. Ona zawsze przyjdzie i to w najmniej oczekiwanym momencie. Twoja miłość do niego powróciła z zaświatów. Ożyła. Zmartwychwstała. Tak mogłaś to sobie tłumaczyć, ale w rzeczywistości uczucie, którym darzyłaś Tego Siatkarza nigdy nie umarło. Ciągle tliło się na dnie Twojego serca. I tylko podświadomość próbował oszukać Cię, że tak nie jest.
Po burzliwej i pełnej namiętności nocy spędzonej w Twoim pokoju obudziłaś się bez Niego. Przejechałaś dłonią po miejscu, gdzie uprzedniej nocy spał. Zostawił Cię samą, a już myślałaś, że możesz mu ponownie zaufać. Myliłaś się. Cholernie się myliłaś, Weroniko.
*Ewa Jach - Mamy czas.
poniedziałek, 18 marca 2013
Duma i uprzedzenie - 2
- no widzisz nie ma jej !
- ale ona tu była ! - Bartosz twardo trzymał się swojej teorii.
- Kurek, imbecylu ty! Okulary Ci potrzebne? czy co?
Po raz ostatni jego głos świdrował Twoje bębenki dzisiejszego wieczora. Szybko weszłaś do łazienki, gdzie następne kilka minut spędziłaś pod prysznicem. Gorąca woda zmyła z Ciebie wszystkie wspomnienia kończącego się dnia. O tak, to Ci było potrzebne. Chwila maksymalnego odprężenia i zapomnienia. O to drugie modliłaś się całą noc. Robiłaś wszystko aby zasnąć. Posunęłaś się nawet do błahego liczenia baranków i owieczek. Zrezygnowana włożyłaś swoje stopy w pluszowe kapcie, a na ramiona nałożyłaś zimową kurtkę. Wyszłaś na balkon, czego od razu pożałowałaś. Stał tam. Stał oparty o drewnianą balustradę. Gdy usłyszał Twoje kroki momentalnie się odwrócił. Nawiązaliście kontakt wzrokowy. Przestraszyłaś się. Twoje serce zamarło, gdy tylko ujrzałaś jego oczy. Oczy pełne nadziei i miłości. Oboje nic nie powiedzieliście. Nie mogliście znaleźć słów. Ale w końcu nie wytrzymałaś. Wróciłaś do pokoju. Jednak to nie przyniosło żadnego rezultatu. Usłyszałaś pukanie do drzwi. Doskonale znałaś ten sposób dobijania się. Najpierw głośne stuknięcie, a potem dwa cichsze. Tak, to było Jego pukanie.
- Weronika, wiem, że tam jesteś. Otwórz, proszę.
Znów Twoje ciało przeszły ciarki spowodowane barwą Jego głosu. Było grubo po drugiej w nocy, a On odstawiał szopkę pod Twoimi drzwiami. Nie dałaś jednak za wygraną, a On po jakimś czasie odpuścił. Dobrze wiedziałaś, że musisz go teraz unikać jak ognia. Potrzebujesz czasu, aby ułożyć sobie to wszystko na nowo. I mimo tego, że rozstaliście się w przyjaźni, przyjaciółmi nigdy nie zostaliście. Zabraniała wam tego wasza duma. A oboje byliście uparci jak osły.
Po długiej katordze udało Ci się zamknąć oczy. Sen nie przyszedł Ci jednak łatwo. Razem z nim nadchodziły wspomnienia. Setki wspomnień, ale na szczęście tabletka nasenna poradził sobie również i za takim problemem.
Następnego dnia obudził Cię odgłos pukania do drzwi. Nie był to system Jego pukania, ale dla pewności krzyknęłaś po angielsku "kto tam?". Odpowiedział Ci Michael, więc szybko wpuściłaś go do środka. Poprosiłaś aby chwilę na Ciebie poczekał, a sama poszłaś do łazienki. Odświeżyłaś się i delikatnie pomalowałaś. Tak jak On kiedyś lubił. Nie za mocno, ale jednak widocznie. Sama nie wiedziałaś dlaczego właśnie przy tak banalnej czynności jakim jest malowanie kreski na powiecie pomyślałaś własnie o Nim. Ubrałaś narciarskie spodnie i wełniany golf. Wyszłaś z łazienki, a Twój przyjaciel zmierzył Cię wzrokiem prawiąc komplement. Pech chciał, że gdy opuszczaliście pokój to samo ubzdurało się również dwóm polskim siatkarzom. Nie zwracając uwagi na szepty Kurka, chwyciłaś Michaela pod rękę i zeszliście do stołówki. Znów nie miałaś szczęścia, bo Twoim sąsiadom również zachciało się jeść. Ze też Pan Bóg wyposażył ich w żołądki. Usiedliście w dwóch różnych końcach sali, ale i tak czułaś ich wzrok błądzący po Twoim ciele. Nie zwracałaś na to uwagi, przynajmniej starałaś się tego nie robić. Do reszty pochłonęła Cię rozmowa z Twoim niemieckim znajomym. Wspólnie postanowiliście pójść poszusować na stoku, więc zaraz po śniadaniu udaliście się po swój sprzęt. Zakupiliście karnety i wjechaliście na sam szczyt trasy dla średnio zaawansowanych. Tam się rozdzieliliście. Michael popędził w dół na swojej desce, a ty dla bezpieczeństwa poprawiłaś jeszcze swoje narty i kijki. Odmówiłaś modlitwę i zaczęłaś zjeżdżać na dół. Narty nigdy nie były Twoją mocną stroną. Stanowczo wolałaś łyżwy. Twój zjazd nabierał prędkości, aż w końcu tak jak można się było tego spodziewać, straciłaś kontrole. Krzyknęłaś rozpaczliwie i wpadłaś na jakiegoś snowboardzistę. Oboje wylądowaliście w śniegu. Mężczyzna podniósł się pierwszy i pomógł Ci wstać. Zdjął swoje google, a Ty ponownie poczułaś, że nogi odmawiają Ci posłuszeństwa.Patrzyłaś w Jego oczy, a on niepewnie zaczął zdejmować Twoje sportowe okulary. Teraz już wiedziałaś, że nie ma odwrotu. Bez pamięci wzajemnie zatopiliście się w swoich zielonych tęczówkach. W końcu opamiętałaś się i pozbierałaś swój narciarki sprzęt. Chciałaś odejść. Chciałaś, ale nie mogłaś, bo On mocno przytrzymywał Twoją dłoń.
- Wera.. to na prawdę Ty... - znów usłyszałaś ten Jego melodyjny głos.
- miło mi Cię znowu widzieć - próbowałaś wysilić się na obojętny ton.
Próbowałaś. Poczułaś jak do oczu napływają Ci łzy, ale byłaś twarda. Przemogłaś swoją chwilę słabości. Jednak ON zaskoczył Cię. Zatonęłaś w Jego mocnym uścisku. Nawet w najskrytszych snach nie wyobrażałaś sobie, że kiedyś znowu poczujesz jego obecność.
_______________________________________
ach <3
rzygam miłością *.*
poznałyśmy już Kurka - Jego przyjaciela
A kto jest Nim ? :D
czwartek, 14 marca 2013
Duma i uprzedzenie - 1
Rozstaliście się w zgodzie. Obiecaliście sobie, że w razie kłopotów możecie na siebie liczyć. Wiesz, że zakończenie waszego i tak nie długiego, bo raptem pięciomiesięcznego związku, było konieczne. Nie przetrwalibyście blisko rocznej, a może nawet dwuletniej rozłąki. Ty wyjeżdżasz do Niemiec, on przenosi się do włoskiego klubu. Odkąd rozstaliście się nie dzwoniliście, nie pisaliście, nie mieliście ze sobą żadnego kontaktu. Nawet wtedy, gdy przeżywałaś załamanie nerwowe i byłaś w silnej depresji po śmierci matka, nie zadzwoniłaś. Złamałaś daną mu obietnicę. Ale on przecież sam nie był lepszy. Również nie dał znaku życia. Czasem wieczorami, siadałaś na parapecie i wspominałaś wszystkie chwile spędzone z Nim. Dokładnie pamiętałaś zarys jego ponętnych ust i rozwichrzone w każdą stronę włosy. Brakowało Ci zapachu jego perfum. Perfum, których używał tylko dla Ciebie. Twoje przemyślenia zwykle nie trwały bardzo długo i kończyły się zazwyczaj pojedynczą łzą spływającą wolno po policzku. Tłumaczyłaś to sobie gorszym dniem, czy czymś w tym rodzaju.
Z dnia na dzień myślałaś o Nim coraz mniej, aż w końcu w ogóle zapomniałaś, że ktoś taki istnieje. Zapomniałaś o uczuciu, którym Go obdarzyłaś. Wyrzuciłaś go z pamięci. A jednak, na przekór przede wszystkim Twojej osobie, to przeklęte przywiązanie do Niego tliło się dalej gdzieś pod grubą stertą zapomnienia na dnie Twojego serca.
I wszystko byłoby cudownie. Ale jeden dzień zmienił wszystko. Przewrócił cały Twój ułożony świat o 180 stopni.
Miałaś wspaniałego przyjaciela. Co z tego, że był tym cholernym Niemcem, jak łączyła cię z Nim wspólna pasja, a nawet potrafiliście znaleźć wspólny język. Teraz to dla Niego budziłaś się każdego ranka i szłaś do pracy, gdzie razem próbowaliście kreować sportowe pisemko.
Czasem musiałaś czytać artykuły o twoim siatkarzu. Twoim byłym siatkarzu. Z przymrużeniem oka wodziłaś wzrokiem po ekranie służbowego laptopa. Cieszyłaś się czytając o sukcesach Jego klubu. Smuciłaś się porażkami. Ale byłaś twarda. Przynajmniej takie sprawiałaś wrażenie. W obecności innych pracowników zachowywałaś się jakbyś nigdy nie znała jednego z reprezentantów polskiej siatkówki. W duchu czułaś, że dłużej już tak nie wytrzymasz. Sezon reprezentacyjny dobiegał końca, a wasz magazyn wydawał numer specjalny poświęcony Letnim Igrzyskom Olimpijskim w Londynie. Polska - wielcy przegrani turnieju.
Właśnie czytałaś jeden z artykułów na temat zawodników twojego kraju, gdy próg twojego gabinetu przekroczył Michael - twój niemiecki przyjaciel. Zauważyłaś w jego niebieskich, a wręcz błękitnych oczach ten błysk. Błysk, który ukazywał się w nich tylko wtedy gdy był szczęśliwy, gdy miał powód do zadowolenia. Na codzień był poważnym redaktorem naczelnym jednego z najlepiej sprzedającego się magazynu sportowego w Niemczech.
- coś ty taki szczęśliwy? Miłość swojego życia odnalazłeś? - zaśmiałaś się i wyłączyłaś zarys notatki biograficznej t w o j e g o siatkarza.
- lepiej kochana, lepiej.
Jego istnieie aryjska uroda od zawsze cię pociągała. Blond czupryna nigdy nie była jakoś specjalnie uczesana. Miałaś podstawy by stwierdził iż twój przyjaciel nie posiada w domu ani grzebienia ani lustra.
Wzrokiem zmierzyłaś Michaela od góry do dołu. Miał wspaniałe wyczucie stylu. Na temat najnowszych trendów wiedział więcej niż ty, a mimo tego ciągle użerał się ze sportem. Ale spokojnie nie był gejem. Nie mógł nim być bo przecież przespał się z tobą. Co z tego, że oboje byliście pijani? Rano uciekłaś, a potem wymazałaś tą noc z pamięci. Na zawsze.
Dopiero gdy Shmitt położył na twoim biurku powolenie urlopu , a drugim machał tuż przed twoim nosem, wiedziałaś, że wreszcie odpoczniesz. Jednak na wyczekane wakacje musiałaś jeszcze poczekać. Dokładnie 31 dni.
Odliczałaś. Każdego wieczora skreślałaś kolejną cyfrę, a później liczbę na twoim domowym kalendarzu. Aż w końcu nadszedł ten dzień. Wpakowałaś walizka do michasiowego samochodu i ruszyliście w daleką podróż. Postanowiliście spędzić swoje urlopy razem. I niby ktoś może nazwać ten pomysł głupim, bo przebywa widucjecie się pięć dni w tygodniu. Co ja mówię! Wy widujecie się siedem dni w tygodniu. Takie tam uroki mieszkania po sąsiedzku.
Późnym wieczorem dotarliście na miejsce. Weszliście do jednego z alpejskich kurortów. I wszystko byłoby w porządku, gdybyś nie zorientowała się, że w kolekcje do recepcji stoi On. Razem ze swoim przedstawicielem również postanowił odpocząć i wykorzystać jakoś swój wolny czas przed rozpoczęciem sezonu ligowego. Od razu poznałaś ich obu. Starzy, dobrzy przyjaciele.
Bez względu na wszystko postanowiłaś nie zwracać uwagi na dwóch siatkarzy, którzy jak na złość zatrzymali się w tym samym miejscu co ty. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Ostateczna batalia nastała gdy dotarłaś do swojego pokoju. Okazało się, że twoi starzy znajomi pomieszkują zaraz za ścianą. Brakowało jeszcze tylko wspólnej łazienki. A tfu! Odpukać w niemalowane.
Rzuciłaś walizkę w kąt pokoju i wyszłaś na balkon odetchnąć świeżym, górskim powietrzem. Pech chciał, że twój sąsiad również postanowił podziwiać zaśnieżnoną dolinę przy blasku księżyca. Na szczęście to nie był On tylko Jego przyjaciel. Polski przyjmujący niespodziewanie odwrócił głowę w twoją stronę. Wasze spojrzenia wzajemnie się napotkały. Poznał cię. Wiedziałaś to. Siatkarz szybko wbiegł do swojego pokoju.
- stary widziałem ją! - usłyszałaś jego podniesiony głos. Ku twojemu zaskoczeniu nie był on przepełniony złością i rozżaleniem, ale radością i ulgą.
- ale kogo? - w twojej głowie odbijał się J e g o głos. Głos, którego od dawna nie było ci dane dopuścić do uszu. Teraz go słyszysz. Panikujesz. Chcesz zniknąć we wnętrzu twojej sypialni, ale coś ci to uniemożliwia. Nogi jakby przykute łańcuchami stały się ciężkie. Nie umiałaś zrobić ani jednego kroku.
- Weronikę ! Twoją Were!
- ty chyba za mocno uderzyłeś się w głowę w tym samolocie - zaśmiał się. Jego śmieci przeszył cię na wskroś.
- jak nie wierzysz to chodź zobaczyć. Stoi na przyległym balkonie.
******
Tak więc kto wie kim jest TEN siatkarz, a kim jest JEGO przyjaciel? :)
niedziela, 10 marca 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 11
Słowo jest głównym środkiem komunikacji międzyludzkiej. Zaczynamy od gu, bu, poprzez mama, tata, a kończymy na konstantynopolitańczykowianeczce. A co jeśli nie możemy wypowiedzieć ani jednego słowa? Jeżeli język nam się zawiąże, a gula utkwi w gardle?
Taki zanik mowy napadł na mnie gdy tylko moje oczy spotkały się z czekoladowymi tęczówkami Aleksa. Stałam tak na przeciwko Serba i pozwalałam aby swoim spojrzeniem doprowadzał mój mózg do szaleństwa. Nawet nie wiem kiedy jego wielkie dłonim spoczęły na moich biodrach.
- wiedziałem, że wrócisz. Tylko nie myślałem, że aż tak szybko - oznajmił z triumfem w głosie.
- daj sobie spokój - klepnęłam go w policzek, gdyż jego twarz zbliżała się do mojej - nie wiem nawet po co wracałam jak ty znalazłeś już sobie kogoś nowego.
- Lizkaa... ale o co ci chodzi? - zdezorientowanie malowało się na jego twarzy.
- nie udawaj debila. Znałeś ją przed tym jak ze sobą spaliśmy czy dopiero jak wróciłeś z Nowego Jorku? - zapytałam przechadzając się po kuchni.
- nie wiem o co ci chodzi..
- ją też przelecisz i zostawisz? - westchnęłam nalewając sobie do szklanki soku pomarańczowego.
- cholera jasna - atakujący zatrzymał mój bezcelowy maraton po kuchni mocno chwytając mnie za ramiona - Eliza o czym ty mówisz?
- o tej brunetce z która widziałam z tobą przed halą i z którą dzisiaj tutaj przyszedłeś - odparłam spuszczając wzrok
- aaa, chodzi Ci za pewne o Nine - błysnął
- mhm. Nina, ładne imię. Serbskie? - nie czekając na odpowiedź dalej kontynuowałam swoją wypowiedź - tak więc bez zbędnych ceregieli życzę wam szczęścia, dzieci i tak dalej. A teraz leć do niej. Pewnie bardzo ci na niej zależy - odwróciłam się do niego tyłem aby nie widział jak po moich policzkach spływają łzy.
- głuptasie - zaśmiał re i obrócił mnie przodem do siebie - jedyna dziewczyna na której mi zależy stoi właśnie przede mną i odpierdala jakieś cyrki.
Spojrzałam na niego osłupiała. Moje źrenice powiększył się maksymalnie i już miałam coś powiedzieć, gdy do pomieszczenia wpadł Winiarski zaświecając uprzednio światło.
- ekm.. sory nie chciałem - przyjmujący podparał się po karku - ja tylko po cole.
- nic się nie stało. My już skończyliśmy rozmawiać.
Wyminęłam Aleksa i dołączyłam do reszty towarzystwa tylko po to aby zakomunikować im że muszę już się zbierać. Po wysłuchaniu ich jęków jeszcze raz życzyłam Kłosowi miłego mieszkania i zabierając swoje rzeczy wyszłam z mieszkania.
Tym razem to ja uciekłam. Nie Aleks. Przestraszyłam się odpowiedzialności, miłości aż po grób i ckliwych wyznań.
Szłam bełchatowską ulicą w duchu powtarzając sobie jaka to jestem głupia. Na własne życzenie podwójnie straciłam idealnego faceta. Jaki z tego wniosek? Ja chyba nie nadaje się na dziewczynę. Miłość to dla mnie magia, a ja nie znam jeszcze tego jedynego zaklęcia.
Na ulicy panował półmrok. Kątem oka zauważyłam zatrzymujący się obok mnie samochód. Zignorowałam to i szłam dalej. Byłam już kilka przecznic od domu. Słyszałam jak drzwi tego samochodu trzaskają a po chwili moje ciało przeszła gęsia skórka spowodowana silnymi rękami podnoszącymi moje ciało do góry. Owe ręce współpracując z nogami zaniósły mnie do samochodu.
- proszę Cię tylko nie krzycz - ten głos rozpoznam wszędzie.
Mój porywacz usiadł za kierownicą i odpalił silnik. Z piskiem opon odjechaliśmy. Nawet nie wiem gdzie.
- Atanasijević ja chce wysiąść ! - krzyknęłam i próbowałam otworzyć drzwi. Cwaniak zatrzasnął je - kurwa mać Aleks co ty do jasnej cholery robisz ?!
- porywam Cię - zaśmiał się i za pewne aby nie słyszeć moich wrzasków włączył radio, a jego głośność ustawił chyba na maksa.
- wiesz że na to są paragrafy!? - próbowałam przekrzyczeć radio. Po kilku nieudanych próbach wyłączyłam go.
- ej słuchałem tej piosenki - jęknął
- ej nie zgadzałam się na żadne porwania - sparodiowałam go.
- Elizka proszę cię nic nie mów. Ja ci za chwilę to wszystko wyjaśnie - przyłożył mi palec do ust po czym ponownie skupił się na drodze.
Nie wiem dokładnie ile jechaliśmy, bo znużona przelatującymi za szybą obrazami usnęłam. Siatkarz obudził mnie już na miejscu. Otworzył przed mną drzwi i zostawiając włączone przednie lampy samochodu zaprowadził na niewielką polanę. Szum potoku zagłuszały świsty wiatru.
- Aleks co ty znowu za szopkę odstawiasz? - warknęłam - takim romantyzmem to ty Nine zaszczycaj a nie mnie!
- boże kobieto, a ty znowu z tą Niną. Chcesz wiedzieć kim ona jest?
Kiwnęłam twierdząca głową, po czym tak jak Aleksandar przykazał usiadłam obok niego na rozłożonym uprzednio kocu.
- Ninka to jest dziewczyna Cupka - zaśmiał się - ach gdybyś widziała swoją minę.
- idiota. Debil. Baran. Pustak..
Jeszcze długo wymieniałabym epitety pod jego adresem gdyby nie przerwał mi pocałunkiem.
Nieoczekiwanie przerwał i chwytając mnie za rękę pociągnął w stronę dróżki między drzewami. Pilotem wyłączył światła i zamknął samochód. Biegliśmy alejką usłaną mchem i liśćmi, aż w końcu moim oczom ukazała się mała drewniana chatka. Serb wyciągnął spod wycieraczki klucz i szepcząc tylko "nie pytaj" przekręcił go w zamku. Popchnął drzwi nogą i wciągnął mnie do środka. Nie zaświecając żadnego światła po omacku wbiegliśmy po schodach. Dopiero tam do moich oczu dotarł blask sztucznego oświetlenia. Mimowolnie rozejrzałam się po pomieszaneniu zajmującym całe piętro. Nie dane mi było jednak nacieszyć się urokiem leśnej chatki. Atanasijević popchnął mnie na miękki materac i ponownie wpił się w moje usta.
- Aleks co my w ogóle robimy ? - zapytałam gdy atakujący powoli rozpinał guziki mojej eleganckiej koszuli.
- to co robią zakochani ludzie - odparł i nie dając mi ponownie dojść do słowa zamknął moje usta pocałunkiem.
Moja koszula znalazła swoje miejsce na drewnianej podłodze, po chwili dołączyła do niej również męską odmiana tego odzienia. Język atakującego pieścił moje ramiona, gdy ja próbowałam uporać się z paskiem okalającym jego biodra. Po morderczej walce z kawałkiem sztucznej skóry zsunęłam z niego spodnie, a on ze mnie czarną spódniczkę. Pozerałam wzrokiem jego umięśnioną klatkę piersiową. Błyskawicznie pozbyliśmy się zdobiącej nasze ciała bielizny, która musiała zadowolić się spędzeniem nocy w ciemnym kącie.
Aleksandar bardzo szybko uwięczył dzisiejszy wieczór. Pewnymi ruchami swoich bioder doprowadzał do szaleństwa zarówno mnie jak i jego, a ustami próbował zatrzymać wydobywające się z mojej krtani jęki. Moje paznokcie pozostawiły czerwone ślady na jego plecach. Wykończona i spełniona ułożyłam głowę na jego torsie i zasnęłam.
Promienie słońca niemiłosiernie oświetlały moją twarz. Zamrugałam kilka razy oczami rozpamiętując wydarzenia ubiegłej nocy. Upewniając się, że Aleks śpi podniosłam się i już chciałam wstawać, gdy zostałam przytrzymana.
- nie uciekaj mi - szepnął ponownie kładąc moje ciało w jasnej pościeli.
- nie chce już uciekać - przyznałam patrząc jak usta siatkarza rozciągają się w uśmiech.
- no ja myślę. Bo musisz wiedzieć, że gdziekolwiek wyjedziesz ja i tak Cię znajdę i porwe - zaśmiał się nawijając sobie pukiel moich włosów na palec - Kocham Cię Elizka. Tak bardzo Cię kocham.
Mimowolnie spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki w których był cały mój świat. Nachyliłam się nad nim i oddechem wodziłam po jego policzku.
- Ja też cię kocham - wyszeptałam w końcu i poczułam się taka... lekka.
Jakbym właśnie zdradziła komuś największy sekret w historii świata.
Tak na prawdę odkryłam w końcu tak bardzo poszukiwane zaklęcie na miłość. Dwa słowa. Dziewięć liter. Trzy sylaby magii. Bo magia tkwi w tajemnicy. Tajemnicy dwojga ludzi.
I nie ważne jak bardzo chcemy pojąć czym jest miłość, doświadczymy tego dopiero gdy tak jak Eliza odnajdziemy takiego swojego Aleksa, który wskoczy za nami w ogień, a my wyjedziemy za nim nawet na koniec świata.
******
Historia panny Nawrockiej i niejakiego Atanasijevića dobiegła końca. W sekrecie zdradzę wam że wzięli ślub, przeżyli huczne wesele na którym to Cupko złapał welon i doczekali się potomstwa. Teraz za pewne siedzą gdzieś na ganku swoje domu i patrzą na to jak ich wnuki bawią się w ogrodzie.
Już za niedługo spotkamy się (na tym blogu) z bardzo krótką historia pewnej Weroniki i jednego z reprezentów Polski.
Tak więc do zobaczenia :)
czwartek, 7 marca 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 10
piątek, 1 marca 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 9
Wyszłam przed blok i rzucając tylko śmiercionośne spojrzenie ciągle stojącemu na balkonie Aleksowi, ruszyłam w stronę najlepszego w dzielnicy Pub'u. Usiadłam przy barze i nawiązałam rozmowę z bardzo dobrze znanym mi barmanem. Mężczyzna postawił przede mną kieliszek czystej. który bez zastanowienie przechyliłam, a jego zawartość znalazła się w mojej jamie ustnej i przełyku. Kilka kolejnych weszło jeszcze szybciej i nawet bez popitki. Alkohol zmieszał się z moją krwią, choć i to nie ukoiło bólu i uczucia smutku, który ogarnął cały mój organizm.
Bo przecież jak on mógł nazwać mnie dzieckiem ? Przespał się ze mną a później odwala takie cyrki. Zabrakło tylko wyznania nieograniczonej miłości do końca życia.. o wtedy byłoby na prawdę zajebiście.
- jesteś pieprzoną egoistką - skwitował Nick, gdy skończyłam opowiadać mu całą moją historię - ty go kochasz! ale twoja duma i ta cholerna kobieca inteligencja nie pozwala ci przyznać się do tego uczucia. Liz, ogarnij się dziewczyno!
Wzruszyłam tylko ramionami. Zatopić smutki w kieliszku wódki, tylko tyle mi pozostało. Ale nawet to nie było mi dane. Zaprzyjaźniony barman odmówił nalania mi przeźroczystej cieczy do kieliszka.Słowa Nicka zagrzmiały w moim mózgu, jak echo niosące głowy w Wielkim Kanionie. Miał rację. Miał tą pieprzoną rację. Uroniłam pierwszą łże, a z kolejnymi poszło już łatwiej, o wiele łatwiej. Słone krople niczym górski potok spływały po moich policzkach rozmazując na nich pozostałości czarnego tuszu do rzęs.
Gdy tylko Nick skończył pracę podparłam się na nim i na chwiejnych nogach, zataczając się i kilkakrotnie wywracając na prostej drodze, wspólnymi siłami dotarliśmy do mieszkania
- myślisz, że jeszcze uda mi się to wszystko naprawić ? - zapytałam odszukując w kieszeni kluczy do mieszkania.
- trzeba mieć nadzieję. Pogadaj z nim rano.
Przekręciłam brzęczącą stalą w zamku i popchnęłam dębowe drzwi. Ledwo utrzymując równowagę przestąpiłam próg, o który ku mojemu nieszczęściu się potknęłam.
Przed oczami miałam wizję moich zębów porozrzucanych na jasnych panelach, jednak w ostatniej chwili Nick złapał mnie za nadgarstek i uratował od bliższego spotkania z podłogą. Zaniósł mnie do salonu i posadził na kanapie.
- pójdę po coś do picia - zaproponował i zniknął w kuchni. Wrócił po chwili ze szklanką wody i białą kopertą - leżało na szafce - dodał widząc jak mój wzrok zatrzymał się na liście
Odebrałam od niego rzeczy, a pierwsze co zrobiłam to otworzyłam zaadresowaną do mnie kopertę.
Kiwnęłam twierdząco głową i z otwartymi ramionami rzuciłam się na Nicka. Nawet nie zauważyłam jak sprawa zwana "Aleks" zbliżyła nas do siebie, a przecież wcześniej widziałam go może kilka razy gdy wpadałam na drinki do baru.
- idź pod prysznic, zjedz coś, a później się wyśpij. Pamiętaj o samolocie. I życzę Ci powodzenia z tym siatkarzem. Daj znać jak się sprawy mają - wcisnął mi w rękę karteczkę z zapisanym ciągiem dziewięciu cyfr. - trzymaj się - dodał i ostatni raz delikatnie mnie przytulił, po czym odbił swoje wargi na moim czole.
Zatrzasnęłam za nim drzwi i jeszcze tego samego wieczora, a raczej nocy miałam spakowaną walizkę.
Czas zostawić Nowy Jork. Czas ponownie wrócić do mojej Polski i próbować ratować to co zepsułam przez głupi błąd jakim było wyjście z mieszkania. Ale gdyby nie ten głupi błąd, nie spotkałabym Nicka, który by nie uświadomił mi jakim uczuciem darze Atanasijevića. A może, może to po prostu wymysł mojej wyobraźni? Może tak na prawdę nieświadoma tego co mówię, pod wpływem alkoholu, opowiedziałam Nickowi całkiem inną wymyśloną historię?
Trzeba czasu aby wszystko sobie poukładać.
Trzeba czasu aby wszystko sobie przemyśleć.
Trzeba czasu aby znaleźć rozwiązanie.
Trzeba czasu... ale przecież nasze życie nie trwa wiecznie.
_____________________________________
Tak wiem, Elizka jest niespełna rozumu.
Historia miała się już zakończyć, ale na prośbę mojej koleżanka trwa dalej :)