Obudziłam się pierwsza. Wyślizgnęłam się spod aleksowego ramienia, a on tylko mruknął coś pod nosem i obrócił się na drugi bok. Ubrałam jego koszulę, która dzisiejszej nocy zamiast w szafie lub walizce spoczywała na podłodze. Nie robiąc najmniejszego hałasu wymknęłam się do kuchni, a do sypialni wróciłam dopiero po kilku minutach z kubkiem malinowej herbaty. Usiadłam na miękkim fotelu na przeciwko łóżka i wpatrywałam się w śpiącego Serba. Wyglądał tak niewinnie. Lekko rozdziawione usta wywoływały ciarki na moim ciele, a nieład na głowie ewidentnie dodawał mu uroku.
Poczułam ukucie w sercu, a mój organizm ogarnął smutek. Czyżby wyrzuty sumienia nawiedziły moją dusze?
Co jeśli przez wydarzenia ostatniej nocy dałam mu nadzieję?
Co jeśli ja nie będę w stanie odwzajemnić jego uczucia?
A co jeśli on w ogóle mnie nie kocha, tylko bawi się mną, zaspakaja swoje potrzeby?
Bo przecież miłości nie ma. Jest tylko radość z przebywania razem, przywiązanie do drugiej osoby i tęsknota gdy nie ma jej przy nas.Na kołatanie serca i iskierki w oczach na widok bliskiej nam osoby naukowcy znaleźli już definicję. Fenyloetyloamina. C8-H11-N. Narkotyk miłości. Tak więc żadne uczucie nie istnieje, to tylko i wyłącznie chemia.
Z rozmyśleń wyrwał mnie dopiero budzący się Aleksandar. Usiadł na łóżku i wyciągnął swoje długie dłonie nieświadomie uderzając nimi w wiszącą nad posłaniem półkę. Z drewnianego prostokąta spadło kilka książek, które wylądowały na ciele zdezorientowanego atakującego. Widząc jego przestraszoną minę zaniosłam się śmiechem i po raz pierwszy dzisiejszego dnia na mojej twarzy zagościł delikatny uśmieszek.
- nie śmiej się tak. Lepiej posłuchaj tego - Aleks wziął jedną z książek leżących na jego klatce piersiowej - Cóż to, nadobna Elizo, zapadłaś, widzę, w smutek po chwili serdecznego zapału, który sprawił, iż tak wspaniałomyślnie oddałaś mi wiarę i słowo? Wzdychasz, gdy ja jestem tak pełen radości! Powiedz, miałabyś żałować, żeś mnie uczyniła szczęśliwym? Chciałabyś cofnąć zadatek uczuć, do którego miłość zdołała Cię nakłonić?
- Nie, Walery, nie żałuję niczego - dokończyłam z pamięci dalszą część "Skąpca" Moliera.
- tyle tylko, że ja nie mam na imię Walery - zaśmiał się.
Jego śmiech był ukojeniem dla moich uszu, a uśmiech uciechą dla oczu.
Nie był nieśmiały, a tym bardziej wstydliwy. Stanął przede mną tak jak go Pan Bóg stworzył. Z cwaniackim uśmiechem zbliżył się do mnie i delikatnie musnął wargami mój policzek. Jego dotyk sprawiał, że chciałam go więcej i więcej. Pożądanie to było to czym właśnie w tej chwili kierował się mój umysł. To nie była miłość, przynajmniej wolałam aby nie była.
- do twarzy Ci w tej koszuli - oznajmił zakładając bokserki
- jak każdej kobiecie w koszuli kochanka - odparłam.
Pozbierałam swoje ubrania i zamknęłam się w łazience. Wzięłam długi prysznic, który po części zmył ze mnie wydarzenia ostatniej nocy . Zmyłam z siebie emocje, uczucia i wątpliwości. Odświeżona wyszłam z łazienki, a w kuchni czekała już na mnie jajecznica na bekonie. Przełknęłam kilka kęsów i oznajmiłam Aleksowi, że wychodzę.
- zapasowe klucze są w szufladzie, wrócę za godzinę - dodałam i wyszłam z mieszkania.
Wzięłam taksówkę i udałam się na cmentarz, gdzie pochowana została Elizabeth. Przed bramą kupiłam czerwoną różę, a potem błądziłam alejkami, aby odnaleźć jej nagrobek.
Przejechałam palcem po złotych literach i przysiadłam na pobliskiej ławeczce. Łzy płynęły po moich policzkach niczym górski potok.
- oj Elizabeth.. nawet nie wiesz jak jesteś mi teraz potrzebna - wyszeptałam wycierając mokre policzki - nie wiem czy wszystko się sypie, czy może się układa. Nie wiem czy go kocham, bo przecież miłość nie istnieje.. sama mi to przecież powiedziałaś, gdy John Cię zostawił... Fakt, Aleks mnie pociąga, ma w sobie to coś.. młodzieńczy zapał, oryginalną urodę, charakter i osobowość.. ale nie wiem czy potrafiłabym związać się z nim na dłuższą metę. Ja nawet nie wiem jakie on ma zamiary wobec mnie. Elizabeth, pomóż mi proszę.
Nagle poczułam jak ktoś układa dłoń na moim ramieniu. Serce podskoczyło mi do gardła i łopotało niczym skrzydła ptaka na wietrze. Przez myśli przemknęła mi postać Beth.. jej duch, który przyszedł na ziemię aby pomóc mi rozwiać wszystkie moje wątpliwości. Ale przecież każdy czujący się na umyśle, wie, że duchy nie istnieją. Niepewnie obróciłam się i uniosłam wzrok ku górze.
- miało Cię nie być tylko godzinę, a minęły już trzy - oznajmił z surową miną
- przecież nie musiałeś mnie szukać - prychnęłam
- Elizka, zrozum, że się o ciebie martwię - siatkarz usiadł obok mnie i chwycił moje dłonie - ale cmentarz to chyba nie jest najlepsze miejsce na te rozmowy.
Miał rację. Ta rozmowa była nieunikniona, a jak już mamy ją odbyć to chociaż jak cywilizowani ludzie. Bo wątpię iż normalni ludzie odbywają rozmowy na temat swojego domniemanego związku właśnie na cmentarzu.
Wstał i pomógł mi uczynić to samo. Położyłam czerwoną różę na granitowym nagrobku i szeptając ciche "do zobaczenia przyjaciółko" podążyłam za Aleksem. Zamówiliśmy taksówkę i wróciliśmy do mieszkania. Zrobiłam nam herbaty i usiedliśmy w salonie. Żadne z nas nie chciało zacząć rozmowy, co powoli zaczęło mnie irytować. Podkuliłam pod siebie nogi i sięgnęłam po pilot do telewizora. Włączyłam sprzęt elektroniczny i po maratonie skakania z kanału na kanał zatrzymałam się na amerykańskich wiadomościach.
- Elizaaaaaaa, cholera mać ! - warknął Atanasijević i wyłączył telewizor
- po pierwsze albo kurwa mać, albo cholera jasna.. zdecyduj się.. a po drugie ja to oglądałam ! - krzyknęłam i wyrwałam mu pilota
- ale ja chcę z tobą poważnie porozmawiać, ale widzę, że wolisz zachowywać się jak dziecko - rzucił i zniknął za drzwiami prowadzącymi na balkon.
piątek, 22 lutego 2013
wtorek, 19 lutego 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 7
Śmierć jest chyba najgorszym co może nas spotkać. Tracimy wtedy kogoś na prawdę dla nas ważnego. A co dopiero czujemy, gdy to my jesteśmy już na krańcu naszej ziemskiej egzystencji ? Strach ? Złość? Smutek ? A może szczęście ?
Stojąc tak na balkonie zastanawiałam się czy Elizabeth wiedziała, że za kilka dni, bądź kilka godzin ostatni raz zaczerpnie powietrza.
Z moich oczu co chwilę wypływały łzy, po woli kapiąc do mojej szklanki z herbatą. Przezwyciężyłam samą siebie i podeszłam do podwójnych drzwi sypialni pani Green. Skromny pokoik urządzony w staro angielskim stylu od zawsze przykuwał moją uwagę. Uwielbiałam siadać na bujanym fotelu i wysłuchiwać anegdotek z życia starszej pani. Teraz też usiadłam na tym samym drewnianym fotelu i wpatrywałam się w drugi stojący nieopodal. Przez chwilę miałam wrażenie, że tak jak jeszcze kilka tygodni wcześniej siedzi na nim roześmiana od ucha do ucha Beth, która opowiada mi o swojej pierwszej prawdziwej miłości.
- Byliśmy wtedy młodzi, głupi i oczywiście bezgranicznie w sobie zakochani. Wyznał mi miłość na jednej z naszych wiejskich dyskotek. Ach, to były czasy. Stałam pod ścianą w moich kwadratowych okularach, wielkim pryszczem na czole i kwiecistą spódnicą. Kątem oka obserwowałam jak wybranek mojego serca, najprzystojniejszy chłopak w całej Luizjanie, tańczy po kolei z każdą moją koleżanką. Tylko ja stałam jak idiotka i podpierałam ściany naszej remizy. A gdy już traciłam wszelką nadzieję i miałam zamiar tak po prostu poddać się i wyjść coś mnie tchnęło. Obróciłam się a przede mną klęczał mój John z bukietem polnych kwiatów. To niewątpliwie był najszczęśliwszy dzień mojego życia
Nawet nie zauważyłam gdy do pokoju wszedł Aleks. Zorientowałam się dopiero wtedy gdy bujany fotel skrzypnął pod ciężarem jego ciała. Przybliżył się i otarł kciukiem moje mokre policzki. Przez całe ciało przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Jego twarz była coraz bliżej mojej. Jednakże mój umysł w porę się zorientował i nie uległ do końca urokowi rzuconemu przez Serba. Potrząsnęłam głową i szybko wstałam ze swojego miejsca.
- muszę iść do sklepu - wypaliłam - inaczej nie będziemy mieli co zjeść na kolację. Jak chcesz odpocząć to połóż się w pokoju obok. Nie chcę aby ktoś przebywał w pokoju Elizabeth.
- jasne. Rozumiem - podrapał się po karku jak to zwykle miał w zwyczaju gdy się denerwował, po czym wyszedł.
Wstałam z fotela na biegunach i podeszłam do stojącego w centrum pokoju łóżka. Wygładziłam dłonią wyimaginowaną grudkę na idealnie gładkiej pościeli.
Zamknęłam drzwi sypialni i chwytając po drodze swoją torebkę zbiegłam po schodach. Udałam się do mojego ulubionego małego osiedlowego sklepiku. Nie da się nie wspomnieć o tym iż pan Jones od razu mnie rozpoznał, tak więc nie obyło się bez ucięcia sobie dłuższej pogawędki przez co moje zakupy zajęły półtorej godziny. Obładowana reklamówkami wróciłam do mieszkania. Nie wiem jakim cudem zaliczyłam wszystkie zajęcia sportowe jak moja nieporadność i ciamajdowatość wychodzą na każdym kroku. Wchodząc uderzyłam o stolik na klucze i upuściłam torby wypchane produktami spożywczymi. Aleks jak na zawołanie znalazł się przy mnie i zaczął zbierać porozsypywane zakupy. Podniosłam głowę, a nasze spojrzenia spotkały się. Poczułam ukłucie w serce, ale nie wiem czy było one spowodowane świdrującymi czekoladowymi tęczówkami atakującego, czy może jego umięśnionym ciałem, które w czerwonych bokserkach prezentowało się wspaniale. Przez myśl przeszły mi rożnego rodzaju scenariusze. Jednak potrzeba bliskości wzięła górę i nawet nie sprzeciwiałam się jak kciuk Atanasijevića znajdował się na moim policzku i zmierzał ku podbródkowi. Uniósł moją głowę go góry, a ja znów spojrzałam w jego oczy. Elizo, miałaś kategorycznie unikać Jego wzroku! Przecież wiesz jak Jego spojrzenie na ciebie działa!
No działa, do jasnej cholery, działa. Nie myśląc o konsekwencjach ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Jego ciepłe wargi dotknęły moich ust, niepewnie, ale zarazem namiętnie. Powoli podnosiliśmy się z podłogi, a gdy stanęliśmy już w pionie Aleks przycisnął mnie do ściany i mocniej wpił się w moje wargi. Z młodocianym zapałem penetrował wnętrze mojej jamy ustnej, drażniąc swoim język moje podniebienie.
- Aleks... - szepnęłam, ale nie dał mi dokończyć ponownie zamykając moje usta pocałunkiem.
Pasja, młodość, uczucie.. to tylko nieliczne rzeczy które wypełniały nasz pierwszy pocałunek. Jego usta zostawiały mokre ślady na mojej szyi i ramionach.
- Eliza, ja Cię kocham - wyznał głęboko patrząc w moje oczy.
Pierwszy raz poczułam jak ciepło wypełnia całe moje ciało, a serce przyśpiesza swoje uderzenia. Złożył jeszcze całusa na moim policzku, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął zbierać rozrzucone po korytarzu zakupy.
Spuściłam głowę i odebrałam od niego jedną z ekologicznych reklamówek. Włączyłam wszystkie bezpieczniki i podłączyłam urządzenia elektryczne do kontaktów, po czym zajęłam się wypakowywaniem zakupionych produktów.
- na co masz ochotę ? - spytał Aleks zaglądając do dopiero co zapełnionej lodówki.
Na Ciebie - chciałoby się rzecz. Jednak nie przeniosłam moich myśli w rzeczywistość. Wzruszyłam tylko ramionami i nalałam sobie szklankę grejpfrutowego soku.
- przepraszam - aleksowe dłonie znalazły się na moich biodrach, a jego głowa na moim ramieniu.
Kołysaliśmy się w rytm tylko nam znanej melodii. Jego perfumy działały na mnie kojąco, a zarazem podniecająco. Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam w jego ciemne tęczówki. Uniósł moje biodra do góry i posadził mnie na blacie stołu. Szybko odnalazł moje usta i zatopił w nich swoje. Ręce włożył pod mój luźny sweter. Oplotłam jego biodra nogami i zeskoczyłam ze stołu. W pośpiechu dotarliśmy do sypialni, a jeszcze prędzej pozbywaliśmy się naszych ubrań. Język Aleksa błądził po całym moim ciele pozostawiając tylko mokre ślady. Niesieni narastającym pożądaniem, podnieceniem i rozkoszą połączyliśmy nasze ciała w jedno. Swoimi ruchami momentalnie wprawił mnie w stan ekstazy. Upojona jego bliskością szczytowałam, a wraz ze mną mój kochanek.
Stojąc tak na balkonie zastanawiałam się czy Elizabeth wiedziała, że za kilka dni, bądź kilka godzin ostatni raz zaczerpnie powietrza.
Z moich oczu co chwilę wypływały łzy, po woli kapiąc do mojej szklanki z herbatą. Przezwyciężyłam samą siebie i podeszłam do podwójnych drzwi sypialni pani Green. Skromny pokoik urządzony w staro angielskim stylu od zawsze przykuwał moją uwagę. Uwielbiałam siadać na bujanym fotelu i wysłuchiwać anegdotek z życia starszej pani. Teraz też usiadłam na tym samym drewnianym fotelu i wpatrywałam się w drugi stojący nieopodal. Przez chwilę miałam wrażenie, że tak jak jeszcze kilka tygodni wcześniej siedzi na nim roześmiana od ucha do ucha Beth, która opowiada mi o swojej pierwszej prawdziwej miłości.
- Byliśmy wtedy młodzi, głupi i oczywiście bezgranicznie w sobie zakochani. Wyznał mi miłość na jednej z naszych wiejskich dyskotek. Ach, to były czasy. Stałam pod ścianą w moich kwadratowych okularach, wielkim pryszczem na czole i kwiecistą spódnicą. Kątem oka obserwowałam jak wybranek mojego serca, najprzystojniejszy chłopak w całej Luizjanie, tańczy po kolei z każdą moją koleżanką. Tylko ja stałam jak idiotka i podpierałam ściany naszej remizy. A gdy już traciłam wszelką nadzieję i miałam zamiar tak po prostu poddać się i wyjść coś mnie tchnęło. Obróciłam się a przede mną klęczał mój John z bukietem polnych kwiatów. To niewątpliwie był najszczęśliwszy dzień mojego życia
Nawet nie zauważyłam gdy do pokoju wszedł Aleks. Zorientowałam się dopiero wtedy gdy bujany fotel skrzypnął pod ciężarem jego ciała. Przybliżył się i otarł kciukiem moje mokre policzki. Przez całe ciało przeszedł mnie dreszcz rozkoszy. Jego twarz była coraz bliżej mojej. Jednakże mój umysł w porę się zorientował i nie uległ do końca urokowi rzuconemu przez Serba. Potrząsnęłam głową i szybko wstałam ze swojego miejsca.
- muszę iść do sklepu - wypaliłam - inaczej nie będziemy mieli co zjeść na kolację. Jak chcesz odpocząć to połóż się w pokoju obok. Nie chcę aby ktoś przebywał w pokoju Elizabeth.
- jasne. Rozumiem - podrapał się po karku jak to zwykle miał w zwyczaju gdy się denerwował, po czym wyszedł.
Wstałam z fotela na biegunach i podeszłam do stojącego w centrum pokoju łóżka. Wygładziłam dłonią wyimaginowaną grudkę na idealnie gładkiej pościeli.
Zamknęłam drzwi sypialni i chwytając po drodze swoją torebkę zbiegłam po schodach. Udałam się do mojego ulubionego małego osiedlowego sklepiku. Nie da się nie wspomnieć o tym iż pan Jones od razu mnie rozpoznał, tak więc nie obyło się bez ucięcia sobie dłuższej pogawędki przez co moje zakupy zajęły półtorej godziny. Obładowana reklamówkami wróciłam do mieszkania. Nie wiem jakim cudem zaliczyłam wszystkie zajęcia sportowe jak moja nieporadność i ciamajdowatość wychodzą na każdym kroku. Wchodząc uderzyłam o stolik na klucze i upuściłam torby wypchane produktami spożywczymi. Aleks jak na zawołanie znalazł się przy mnie i zaczął zbierać porozsypywane zakupy. Podniosłam głowę, a nasze spojrzenia spotkały się. Poczułam ukłucie w serce, ale nie wiem czy było one spowodowane świdrującymi czekoladowymi tęczówkami atakującego, czy może jego umięśnionym ciałem, które w czerwonych bokserkach prezentowało się wspaniale. Przez myśl przeszły mi rożnego rodzaju scenariusze. Jednak potrzeba bliskości wzięła górę i nawet nie sprzeciwiałam się jak kciuk Atanasijevića znajdował się na moim policzku i zmierzał ku podbródkowi. Uniósł moją głowę go góry, a ja znów spojrzałam w jego oczy. Elizo, miałaś kategorycznie unikać Jego wzroku! Przecież wiesz jak Jego spojrzenie na ciebie działa!
No działa, do jasnej cholery, działa. Nie myśląc o konsekwencjach ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej. Jego ciepłe wargi dotknęły moich ust, niepewnie, ale zarazem namiętnie. Powoli podnosiliśmy się z podłogi, a gdy stanęliśmy już w pionie Aleks przycisnął mnie do ściany i mocniej wpił się w moje wargi. Z młodocianym zapałem penetrował wnętrze mojej jamy ustnej, drażniąc swoim język moje podniebienie.
- Aleks... - szepnęłam, ale nie dał mi dokończyć ponownie zamykając moje usta pocałunkiem.
Pasja, młodość, uczucie.. to tylko nieliczne rzeczy które wypełniały nasz pierwszy pocałunek. Jego usta zostawiały mokre ślady na mojej szyi i ramionach.
- Eliza, ja Cię kocham - wyznał głęboko patrząc w moje oczy.
Pierwszy raz poczułam jak ciepło wypełnia całe moje ciało, a serce przyśpiesza swoje uderzenia. Złożył jeszcze całusa na moim policzku, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął zbierać rozrzucone po korytarzu zakupy.
Spuściłam głowę i odebrałam od niego jedną z ekologicznych reklamówek. Włączyłam wszystkie bezpieczniki i podłączyłam urządzenia elektryczne do kontaktów, po czym zajęłam się wypakowywaniem zakupionych produktów.
- na co masz ochotę ? - spytał Aleks zaglądając do dopiero co zapełnionej lodówki.
Na Ciebie - chciałoby się rzecz. Jednak nie przeniosłam moich myśli w rzeczywistość. Wzruszyłam tylko ramionami i nalałam sobie szklankę grejpfrutowego soku.
- przepraszam - aleksowe dłonie znalazły się na moich biodrach, a jego głowa na moim ramieniu.
Kołysaliśmy się w rytm tylko nam znanej melodii. Jego perfumy działały na mnie kojąco, a zarazem podniecająco. Odwróciłam się do niego przodem i spojrzałam w jego ciemne tęczówki. Uniósł moje biodra do góry i posadził mnie na blacie stołu. Szybko odnalazł moje usta i zatopił w nich swoje. Ręce włożył pod mój luźny sweter. Oplotłam jego biodra nogami i zeskoczyłam ze stołu. W pośpiechu dotarliśmy do sypialni, a jeszcze prędzej pozbywaliśmy się naszych ubrań. Język Aleksa błądził po całym moim ciele pozostawiając tylko mokre ślady. Niesieni narastającym pożądaniem, podnieceniem i rozkoszą połączyliśmy nasze ciała w jedno. Swoimi ruchami momentalnie wprawił mnie w stan ekstazy. Upojona jego bliskością szczytowałam, a wraz ze mną mój kochanek.
piątek, 15 lutego 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 6
Udałam się w stronę domu. I niby od hali jest dość spory kawałek na miejsce dotarłam błyskawicznie. Otworzyłam drzwi i jeszcze raz spojrzałam na list. Oprócz czarnych zlewających się w jedną spójną wypowiedź liter, gdzieniegdzie pozostały mokre od łez plamy. Weszłam, a wręcz wbiegłam po schodach do swojego pokoju i od razu wyciągnęłam spod łóżka walizkę. Wyrzuciłam z szafy wszystkie ubrania i zaczęłam "na chama" ładować je do obszernej torby. Zmęczona nadmiarem wylanych łez usiadłam nad walizką. Słone krople nadal spływały po moich policzkach.
Dlaczego Bóg zabrał mi kolejną ważną dla mnie osobę.. ? Mało się nacierpiałam po śmierci mamy ? Dlaczego, Boże, wystawiasz mnie na kolejną próbę ? Do jasnej cholery, Dlaczego?!
Ni stąd ni zowąd usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Serce zaczęło mi mocniej bić. Poskoczyłam leciutko gdy schody zaczęły skrzypieć. Nie pewnie odwróciłam głowę do tyłu u zobaczyłam stojącego w drzwiach Aleksandara. Serb usiadł obok mnie w rozkroku, tak że klęczałam między jego długimi nogami. Przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie i mocno przytulił. Trwaliśmy złączeni w uścisku dobre kilka minut. Dookoła panowała cisza, było słychać tylko bicia naszych serce i równomierne oddechy.
- wytłumaczysz mi to wszystko ? - spytał z nadzieją w głosie, coś jakby miał na myśli : poradzimy sobie ze wszystkim.
- tu nie ma czego tłumaczyć. Osoba, która tak wiele dla mnie znaczyła.. moja najlepsza przyjaciółka.. odeszła.. - otarłam mokre policzki rękawem swojej bluzy
- była w twoim wieku ? - dopytywał gładząc dłonią moje kruczoczarne włosy
- nie.. była już w podeszłym wieku.. ale, tam, w Nowym Jorku miałam tylko ją.. a teraz okazało się, że umarła, miała zawał. Całe mieszkanie przepisała na mnie i teraz muszę jak najprędzej dostać się do Nowego Jorku, aby to wszystko wyjaśnić - mówiłam w pośpiechu wkładając ostatnie rzeczy do walizki
- jadę z Tobą ! - zadeklarował
- Alek, przecież ty masz treningi, mecze...
- i tak jestem kontuzjowany, a twój tata zapewne chciałby aby ktoś z Tobą tam był...
Wzruszyłam ramionami i zniknęłam za drzwiami łazienki. Pozbierałam swoje kosmetyki, a z szafki wyjęłam kilka świeżych ręczników. Gdy wróciłam, Aleks stał przy szafie dzierżąc w dłoniach moją listę.
- zostaw to, chyba że chcesz aby stała Ci się krzywda - warknęłam i wyrwałam mu mój spis postanowień
- i tak nic z tego nie rozumiem - machnął ręką - wiem, że w ostatnim punkcie jest coś o mnie, bo zauważyłem swoje imię i nazwisko
- bystrzak - mruknęłam pod nosem
- możesz mi powiedzieć, co tam pisze ?
- że nigdy się w tobie nie zakocham - westchnęłam
Aleksandar jednym ruchem ręki zabrał mi kartkę i sięgnął po leżącą na biurku zapalniczkę i podpalił mój sens życia, moje zasady, nakazy i zakazy.
- nigdy nie mów nigdy - podszedł do mnie i zamknął moje ciało w swoim ciasnym uścisku
- przepraszam, ale za trzy godziny mam lot, a muszę jeszcze dostać się do Łodzi - wyrwałam się i zaczęłam prowadzić swoją walizkę w stronę schodów.
- Lecę z Tobą - zapierał się
- Nie Aleks. Najlepiej będzie jak zostaniesz tutaj - nieświadomie ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej
- dobrze, ale pod jednym warunkiem : obiecaj mi, że wrócisz...
- tego nie mogę zrobić.
Ostatecznie siatkarz pomógł mi znieść na dół walizkę.W drzwiach minęłam się z ojcem i pobieżnie wytłumaczyłam mu co się stało. Bez zbędnych słów i wymuszonych czułości weszłam do czekającej na mnie taksówki. Po niespełna godzinie byłam już na łódzkim lotnisku. Miły kierowca pomógł mi z wyjęciem walizki, po czym uiściłam należytą sumę za przejazd i żegnając się prostym "do widzenia" podążyłam w stronę głównego wejścia. W kasie zakupiłam bilety. Bez problemowo przeszłam przez odprawę i czekałam na swój samolot.
Usiadłam na jednej z białych sof i jeszcze raz wczytałam się w list przysłany przez oddanego przyjaciela Elizabeth, który pełnił również funkcję jej prawnika. Znów poczułam, że moje policzki stają się mokre od nadmiaru łez.
W końcu zapowiedzieli mój lot. Lot powrotu do przeszłości. Weszłam na pokład nowoczesnego Dreamliner`a i znosem w prostokątnym kartoniku szukałam swojego miejsca. Przypadło mi siedzenie z mężczyzną "namiętnie" zaczytanym w swoją gazetę. Nic nie mówiąc zajęłam swoje miejsce, zapięłam pasy i wygrzebałam z torby mój odtwarzacz MP4. Przymknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Przecież czeka mnie długi lot.
- mówiłem, że nie pozwolę Ci wyjechać beze mnie -usłyszałam jego spokojny głos i poczułam ciepły oddech na policzku - jesteś dla mnie zbyt ważna.
- Aleks co ty tutaj robisz ? - spytałam zaskoczona wyjmując słuchawki z uszu
- siedzę. - spojrzała na niego wzrokiem "no co ty nie powiesz?" - twój tata polecił mi abym z tobą poleciał. Chyba się nie gniewasz.. ?
- jeszcze nie - mruknęłam
Po ponad godzinnym locie wylądowaliśmy w Kopenhadze. Stamtąd po blisko trzy godzinnym czekaniu odlecieliśmy do Frankfurtu, a potem już prosto do Nowego Jorku. Praktycznie cała podróż minęła nam w milczeniu. Czasami Atanasijević zadawał mi pytania na temat mieszkania w Stanach i mojej przyjaźni z Elizabeth.
Żółtą taksówką pojechaliśmy prosto do kancelarii pana Waltera. Po długiej rozmowie odebrałam klucze od mieszkania pani Green, gdzie po niespełna kilkunastu minutach się znalazłam. Stałam przed blokiem, w którym raptem kilka tygodni temu mieszkałam i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Wniosłam walizkę na czwarte piętro. Przelotnie spojrzałam na moje stare mieszkanie, które teraz wynajmuję młode małżeństwo. Otrząsnęłam się z amoku wspomnień i otworzyłam drzwi do lokalu mojej.... ulubionej sąsiadki. Ruchem ręki zaprosiłam Aleksa do środka.
Wnętrze praktycznie się nie zmieniło. Wszędzie poustawiane były pamiątki z podróży dookoła świata, zdjęcia i wszelakiego rodzaju bibeloty. Wskazałam Serbowi drogę do łazienki, a sama zaszyłam się w kuchni. W szafce znalazłam torebki z malinową herbatą, więc bez wahania zaparzyłam ją w dwóch kubkach. Z gorącym napojem w dłoniach stanęłam na balkoniku i tak po prostu się rozpłakałam, niczym dziecku, któremu w przedszkolu zabrano ulubioną zabawkę.
Dopiero teraz dotarło do mnie jakie to nasze ziemskie życie jest krótkie.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że mojej babci Eli już nie ma. Odeszła.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że trzeba żyć chwilą.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że należy spełniać marzenia
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie należy się poddawać.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że pragnę bliskości Aleksandara.
Dlaczego Bóg zabrał mi kolejną ważną dla mnie osobę.. ? Mało się nacierpiałam po śmierci mamy ? Dlaczego, Boże, wystawiasz mnie na kolejną próbę ? Do jasnej cholery, Dlaczego?!
Ni stąd ni zowąd usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Serce zaczęło mi mocniej bić. Poskoczyłam leciutko gdy schody zaczęły skrzypieć. Nie pewnie odwróciłam głowę do tyłu u zobaczyłam stojącego w drzwiach Aleksandara. Serb usiadł obok mnie w rozkroku, tak że klęczałam między jego długimi nogami. Przysunął mnie jeszcze bliżej do siebie i mocno przytulił. Trwaliśmy złączeni w uścisku dobre kilka minut. Dookoła panowała cisza, było słychać tylko bicia naszych serce i równomierne oddechy.
- wytłumaczysz mi to wszystko ? - spytał z nadzieją w głosie, coś jakby miał na myśli : poradzimy sobie ze wszystkim.
- tu nie ma czego tłumaczyć. Osoba, która tak wiele dla mnie znaczyła.. moja najlepsza przyjaciółka.. odeszła.. - otarłam mokre policzki rękawem swojej bluzy
- była w twoim wieku ? - dopytywał gładząc dłonią moje kruczoczarne włosy
- nie.. była już w podeszłym wieku.. ale, tam, w Nowym Jorku miałam tylko ją.. a teraz okazało się, że umarła, miała zawał. Całe mieszkanie przepisała na mnie i teraz muszę jak najprędzej dostać się do Nowego Jorku, aby to wszystko wyjaśnić - mówiłam w pośpiechu wkładając ostatnie rzeczy do walizki
- jadę z Tobą ! - zadeklarował
- Alek, przecież ty masz treningi, mecze...
- i tak jestem kontuzjowany, a twój tata zapewne chciałby aby ktoś z Tobą tam był...
Wzruszyłam ramionami i zniknęłam za drzwiami łazienki. Pozbierałam swoje kosmetyki, a z szafki wyjęłam kilka świeżych ręczników. Gdy wróciłam, Aleks stał przy szafie dzierżąc w dłoniach moją listę.
- zostaw to, chyba że chcesz aby stała Ci się krzywda - warknęłam i wyrwałam mu mój spis postanowień
- i tak nic z tego nie rozumiem - machnął ręką - wiem, że w ostatnim punkcie jest coś o mnie, bo zauważyłem swoje imię i nazwisko
- bystrzak - mruknęłam pod nosem
- możesz mi powiedzieć, co tam pisze ?
- że nigdy się w tobie nie zakocham - westchnęłam
Aleksandar jednym ruchem ręki zabrał mi kartkę i sięgnął po leżącą na biurku zapalniczkę i podpalił mój sens życia, moje zasady, nakazy i zakazy.
- nigdy nie mów nigdy - podszedł do mnie i zamknął moje ciało w swoim ciasnym uścisku
- przepraszam, ale za trzy godziny mam lot, a muszę jeszcze dostać się do Łodzi - wyrwałam się i zaczęłam prowadzić swoją walizkę w stronę schodów.
- Lecę z Tobą - zapierał się
- Nie Aleks. Najlepiej będzie jak zostaniesz tutaj - nieświadomie ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej
- dobrze, ale pod jednym warunkiem : obiecaj mi, że wrócisz...
- tego nie mogę zrobić.
Ostatecznie siatkarz pomógł mi znieść na dół walizkę.W drzwiach minęłam się z ojcem i pobieżnie wytłumaczyłam mu co się stało. Bez zbędnych słów i wymuszonych czułości weszłam do czekającej na mnie taksówki. Po niespełna godzinie byłam już na łódzkim lotnisku. Miły kierowca pomógł mi z wyjęciem walizki, po czym uiściłam należytą sumę za przejazd i żegnając się prostym "do widzenia" podążyłam w stronę głównego wejścia. W kasie zakupiłam bilety. Bez problemowo przeszłam przez odprawę i czekałam na swój samolot.
Usiadłam na jednej z białych sof i jeszcze raz wczytałam się w list przysłany przez oddanego przyjaciela Elizabeth, który pełnił również funkcję jej prawnika. Znów poczułam, że moje policzki stają się mokre od nadmiaru łez.
W końcu zapowiedzieli mój lot. Lot powrotu do przeszłości. Weszłam na pokład nowoczesnego Dreamliner`a i znosem w prostokątnym kartoniku szukałam swojego miejsca. Przypadło mi siedzenie z mężczyzną "namiętnie" zaczytanym w swoją gazetę. Nic nie mówiąc zajęłam swoje miejsce, zapięłam pasy i wygrzebałam z torby mój odtwarzacz MP4. Przymknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Przecież czeka mnie długi lot.
- mówiłem, że nie pozwolę Ci wyjechać beze mnie -usłyszałam jego spokojny głos i poczułam ciepły oddech na policzku - jesteś dla mnie zbyt ważna.
- Aleks co ty tutaj robisz ? - spytałam zaskoczona wyjmując słuchawki z uszu
- siedzę. - spojrzała na niego wzrokiem "no co ty nie powiesz?" - twój tata polecił mi abym z tobą poleciał. Chyba się nie gniewasz.. ?
- jeszcze nie - mruknęłam
Po ponad godzinnym locie wylądowaliśmy w Kopenhadze. Stamtąd po blisko trzy godzinnym czekaniu odlecieliśmy do Frankfurtu, a potem już prosto do Nowego Jorku. Praktycznie cała podróż minęła nam w milczeniu. Czasami Atanasijević zadawał mi pytania na temat mieszkania w Stanach i mojej przyjaźni z Elizabeth.
Żółtą taksówką pojechaliśmy prosto do kancelarii pana Waltera. Po długiej rozmowie odebrałam klucze od mieszkania pani Green, gdzie po niespełna kilkunastu minutach się znalazłam. Stałam przed blokiem, w którym raptem kilka tygodni temu mieszkałam i nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Wniosłam walizkę na czwarte piętro. Przelotnie spojrzałam na moje stare mieszkanie, które teraz wynajmuję młode małżeństwo. Otrząsnęłam się z amoku wspomnień i otworzyłam drzwi do lokalu mojej.... ulubionej sąsiadki. Ruchem ręki zaprosiłam Aleksa do środka.
Wnętrze praktycznie się nie zmieniło. Wszędzie poustawiane były pamiątki z podróży dookoła świata, zdjęcia i wszelakiego rodzaju bibeloty. Wskazałam Serbowi drogę do łazienki, a sama zaszyłam się w kuchni. W szafce znalazłam torebki z malinową herbatą, więc bez wahania zaparzyłam ją w dwóch kubkach. Z gorącym napojem w dłoniach stanęłam na balkoniku i tak po prostu się rozpłakałam, niczym dziecku, któremu w przedszkolu zabrano ulubioną zabawkę.
Dopiero teraz dotarło do mnie jakie to nasze ziemskie życie jest krótkie.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że mojej babci Eli już nie ma. Odeszła.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że trzeba żyć chwilą.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że należy spełniać marzenia
Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie należy się poddawać.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że pragnę bliskości Aleksandara.
poniedziałek, 11 lutego 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 5
Bełchatowianom udało pokonać się w pięciosetowym pojedynku miejscową drużynę. A radość była podwójna, gdyż wygrali na boisku przeciwnika. W wyśmienitych humorach wróciliśmy do autokaru. No może nie od wszystkich kipiał entuzjazm. Pod koniec czwartej partii Aleksandar niefortunnie upadł, gdy opadł po punktowym bloku. Na decydujący set Mariusz zajął jego pozycję, a na przyjęciu pojawił się Bąkiewicz. Aleks miał być wykluczony z treningów przez następne dwa tygodnie. Zły na samego siebie z hukiem wpadł do pokoju i zamknął się w łazience.
- on tak zawsze ma - Cupko machnął ręką - ja spadam na mini party u Wlazłego. Idziesz ze mną, Liz?
Kiwnęłam przecząco głową i wykręciłam się bólem głowy. Kostek wzruszył tylko ramionami i już go nie było. Jego rodak po chwili opuściła łazienkę z przewiązanym na biodrach ręcznikiem. Zawiesiłam oko na jego umięśnionej klatce, ale po chwili opamiętałam się i ze śmiechem spoglądałam jak nerwowo szarpie za zamek swojej walizki.
- daj, pomogę Ci - położyłam swoją dłoń na jego. Przez moje ciało przeszedł dziwny atak ciepła.
Bez problemu odsunęłam jego bagaż i rzuciłam w niego jakąś koszulkę. Dobrał sobie do niej jakieś spodenki i całując mnie w tramach podziękowania w skroń i z powrotem zniknął za drewnianymi drzwiami łazienki. Wyszedł po kilku minutach i usiadł na równoległym do mojego łóżku. Siedzieliśmy tak kolano w kolano. Aleks oparł łokcie na swoich udach i podparł brodę dłońmi złożonymi w piąstki. Skupiony ciągle się we mnie wpatrywał.
- gdyby Twój wzrok mógł rozbierać, leżałabym już naga prawda? - uniosłam brwi do góry i skrzyżowałam ręce pod linią mojego biustu
- skąd Ci to przyszło do głowy ? - nerwowo podrapał się po karku
- no to dlaczego tak na mnie patrzysz ?
- bo lubię. Po prostu podobasz mi się - mruknął
- ty na prawdę masz coś nie tak w głowie, Aleksie.
Postukałam go w czoło i zabierając swoją koszulę nocną udałam się do łazienki. Wzięłam długi, odprężający prysznic, który choć trochę ukoił moje zmęczone ciało. Mogłabym spędzić w kabinie jeszcze sporo czasu, ale dziwne odgłosy z sypialnianej części pokoju kazały mi jak najszybciej zakończyć moją toaletę. Wytarłam się i ubrana w moją przezabawną koszulkę z wizerunkiem Myszki Minie otworzyła łazienkowe drzwi taranując przy tym jednego z naszych niespodziewanych gości. Jak się wkrótce okazało był to tylko bezbronny i zawsze potulny jak baranek Winiarski. Nie zdziwił mnie nawet fakt, że prawie cała Skra baluje w naszym pokoju.
- świętowanie bez młodej Nawrockiej to nie świętowanie - wyszczerzył się Plińki, a Kłos wręczył mnie kieliszek szampana
- tylko, że młoda Nawrocka w każdej chwili może polecieć do Nawrockiego Seniora - wystawiłam w ich kierunku język
- ale tego nie zrobi - Wlazły spojrzał na mnie swoim morderczym wzrokiem - za zwycięstwo ! - wzniósł toast
- i za miłość... - mruknął ledwo słyszalnie stojący nieopodal mnie Atanasijević.
Towarzystwo rozeszło się około dwudziestej pierwszej. Konstantin ulotnił się do łazienki, a ja po raz kolejny zostałam sam na sam z atakującym. Wyszłam na skromny balkonik, aby jeszcze przed snem zaczerpnąć świeżego powietrza.
- Lizka, chcesz się przeziębić ? - Aleks stanął za mną i okrył moje ramiona swoją bluzą. Zaciągnęłam się zapachem jego perfum. Tak, nawet taka Eliza Nawrocka ma sioła na punkcie męskich zapachów.
- nie musisz się o mnie martwić - fuknęłam, klnąc jak szewc pod nosem
- ale chcę. Eliza dlaczego ty taka jesteś ?
Serb stanął obok mnie i oparł się o balustradę. Oboje wpatrywaliśmy się w nocne życie Rzeszowa. Wróciłam na chwilę do pokoju, tylko po to aby ponownie stanąć na balkonowych kafelkach z papierosem w dłoni. Zaciągnęłam się i wypuściłam powietrze z ust. Biały dym rozniósł się po okolicy.
- palisz ?
- no widzisz, nie jestem aż taka idealna - zatrzepotałam rzęsami i ponownie przyłożyłam papierosa do warg
- dla mnie i tak jesteś.. Ale palenie szkodzi nie tylko Tobie, ale też osobą przebywającym z Tobą - pozmieniał tekst widniejący na paczce moich mentolowych LM`ów.
- to nie przebywaj ze mną, proste ?
- nic nie jest proste. A życie to krzywa zakrętów.
Oj, Aleczek nam się zmienia w filozofa. I wszystko byłoby dobrze, gdyby ten palant nie zabrał mojego papierosa i nie zgasił go, a paczki nie wyrzucił do kosza. Do końca wyjazdu chodziłam wściekła jak osa, co odczuł nie tylko winowajca, ale również jego klubowi przyjaciele.
Skra wróciła do normalnego trybu funkcjonowania, czyli wstać, ubrać się, zjeść, pojechać na trening, dać z siebie wszystko i wrócić do domu. Wkręciłam się w ich rytm i nawet nie miałam większego problemu z wstawaniem.
W końcu zebrałam się w sobie i po pierwszym, licząc od powrotu, treningu poprosiłam tatę, aby zaprowadził mnie na grób mamy. Przeszliśmy główną aleją i skręciliśmy w jedną boczną. Zatrzymaliśmy się przy marmurowym nagrobku. Usiadłam na pobliskiej ławeczce i bez celu, z tępym wyrazem twarzy analizowałam każdą literkę na tablicy nagrobkowej. Po chwili znałam już cały napis na pamieć ale nadal nie mogłam się pogodzić z tym co jest tu wygrawerowane. To za bardzo bolało. Wylałam hektolitry łez i nawet ojciec nie powstrzymał wybuchu mojej histerii.
Od razu po powrocie do domu poszłam w moje ulubione miejsce. Skierowałam się na sam koniec działki, gdzie między rozłożystą koroną starego dębu. niczym w powietrzu, wisiał mój domek. Moje własne cztery kąty. Weszłam po niekompletnej już sznurkowej drabinie na skrzypiącą drewnianą podstawę. Uchyliłam malutkie drzwiczki i schyliwszy się weszłam do środka. Od razu wyciągnęłam metalowe pudełku z wszystkimi moimi skarbami z dzieciństwa. Moje pierwsze rysunki, zdjęcia, pierwsze własnoręcznie wyśpiewane na wszelakiego rodzaju rodzinnych zjazdach złotówki, drobne kamyczki, muszelki znalezione podczas wyjazdu nad morze.. po prostu całe moje dotychczasowe życie. Na samym końcu znalazłam zdjęcie mamy z czasów jej gimnazjum. Byłam z nią niczym dwie krople wody. Ten sam uśmiech, oczy, włosy. Tata zawsze się śmiał, że jesteśmy jak bliźniaczki. I tak było. Oprócz wyglądu łączył nas również charakter, pasja i przyjaźń.
Następnego dnia jak zwykle przebudziłam się i miałam ochotę wyrzucić budzik przez okno, ale w porę zorientowałam się, że to również mój kochany telefon, więc go oszczędziłam. Ubrałam się w dresy i zeszłam na dół. Tata właśnie kończył szykować śniadanie. Zjadłam razem z nim jajecznicę i wyszliśmy z domu. Po drodze wyjęłam jeszcze listy ze skrzynki i pojechaliśmy na trening.
Usiadłam na krzesełku i przyglądałam się rozgrzewce chłopaków. W końcu mój wzrok zatrzymał się na stercie listów. Wzięłam je do reki i dokładnie oglądałam każdą kopertę po kolei. Większość z nich to były rachunki lub listy zaadresowane dla taty. Zdziwiła mnie jedna żółta koperta z moimi danymi. Otworzyłam się i zagłębiłam się w "lekturze". Kilka razy wodziłam po białej kartce w tą i z powrotem, a do moich oczu mimowolnie napływały łzy.
- Eliza, co się stało ? - tata przerwał trening, a oczy wszystkich siatkarzy skupione były na mnie
- ja muszę wyjechać.. natychmiast - oznajmiłam i czym prędzej wybiegłam z hali.
środa, 6 lutego 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 4
Kolejny dzień spędzony na bełchatowskiej Energii.
Kolejny dzień spędzony na odpowiadaniu na przypadkowe pytania bełchatowskiej drużyny. W sumie to jestem im wdzięczna iż nie pytają o to czy jestem dziewicą i tego typu sprawy.
Kolejny dzień spędzony na siatkarskim boisku.
Kolejny dzień spędzony na unikaniu wzroku gracza z 14
Kolejny dzień spędzony na próbie nie integrowania się z zespołem. Bo po co? I tak za jakiś czas wyjadę.
Kolejny dzień, w którym przypatruję się jak z dnia na dzień Skra staję się coraz mocniejszą drużyną.
Kolejny dzień spędzony na zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu.
Kolejny dzień... tych kolejnych dni w sumie było już siedem.
Dziś mija dokładnie tydzień odkąd ponownie zagościłam w Bełchatowie. Mamy niedzielę. Niedzielę, 29 października.
Wsiadłam do autokaru z podobiznami bełchatowskich siatkarzy. Na polecenie ojca policzyłam wszystkich obecnych. Co z tego, że musiałam robić to kilka razy, bo inteligenty Winiarski co chwilę utrudniał mi to zadanie myląc mi kolejne cyfry i liczby.
- ktoś tu był chyba słaby z matmy.. co ja mówię nadal jest - zaśmiał się niebieskooki Michał. Stwierdzam fakt, iż coś jest w tych jego błękitnych patrzadełkach. Coś co przykuwa uwagę.
- są wszyscy ! - krzyknęłam do taty - możemy jechać.
Tak, dobrze widzicie. Puściłam uwagę Winiara mimo ucha i spokojnie kierowałam się na przód autobusu by zająć moje miejsce. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle ktoś nie pociągnął mnie za rękę. Automatycznie opadłam na siedzenie i wyrwałam swój nadgarstek z ręki mojego oprawcy.
- unikasz mnie. - bardziej stwierdził niż zapytał
- wydaję Ci się. Przewrażliwiony jesteś po prostu - machnęłam ręką i chciałam wstać, ale siatkarz skutecznie mnie zatrzymał.
- unikasz mnie. Powiedz mi co zrobiłem źle.. wtedy kiedy zabrałem Cię spod hali i podwiozłem do sklepu - chwycił moją dłoń i szczelnie zamknął ją między dwiema swoimi
- nic nie zrobiłeś źle.Wszystko było okej.
- no to dlaczego mnie unikasz ? Dlaczego jesteś dla mnie taka oziębła ? - z ledwością wypowiedział ostatnie słowo kalecząc przy tym nasz ojczysty język
- widzę, że z twoim polskim coraz lepiej - uśmiechnęłam się delikatnie. Postanowiłam, że zrobię wszystko aby jak najbardziej odbiec od pierwotnego tematu naszej rozmowy.
- Eliza.. proszę Cię odpowiedz mi..
- ja po prostu nie chcę się angażować - wydusiłam z siebie
Szybko wstałam i zanim zdążył ponownie przytrzymać mnie przy sobie siedziałam już na swoim siedzeniu.
Nałożyłam moje duże słuchawki, i odtworzyłam pierwszą piosenkę z playlisty. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. W duszy byłam wdzięczna osobie która wynalazła wodoodporne kosmetyki. Cichutko szlochałam zamknięta w swoim własnym świecie. Świecie, gdzie wszystko wydaję się prostsze. Gdzie nie ma podziałów, problemów i kłótni. Gdzie miłość jest na porządku dziennym. Wiem, że taki świat nie istnieje, ale warto mieć nadzieję, że gdzieś tam we Wszechświecie ufoludki żyją na planecie Wiecznego Szczęścia i może w niechybnej przyszłości jakiś mądry człowiek odkryje ich raj. Mogę was zapewnić, że będę pierwszą osobą, która kupi bilet w jedną stronę, aby tylko jak najszybciej się tam dostać.
Autokar zatrzymał się na parkingu przed hotelem. Jako jedna z nielicznych poczekałam aż zgraja olbrzymów jako pierwsza opuści pojazd. Z luku bagażowego odebrałam swoją walizkę i przez szklane drzwi weszłam do hall'u. Może i moja torba nie była jedną z najmniejszych, ale przecież w stolicy Podkarpacia mieliśmy spędzić kilka dni. Usiadłam na skórzanej kanapie i czekałam na klucz do swojego pokoju.
- Lizka, co się dzieje ? Jesteś taka jakaś niewyraźna.. - wspaniałomyślny Mariusz, który zawsze wie jak pocieszyć kobietę. Dzięki Ci Panie Boże, że zesłałeś go akurat w tej chwili.
- wydaję Ci się - i znów wasza Elizka okłamał nie tylko kapitana bełchatowskiej drużyny. Okłamała przede wszystkim samą siebie.
- miłość do piękne uczucie. Nie bój się przyznać do błędu - poczułam jak delikatnie dotyka swoimi ustami mojej skroni.
Zanim odwróciłam się w jego stronę, zdążył uciec do Winiarskiego i Plińskiego. Mimowolnie się uśmiechnęłam, bo doszło do mnie, że może niejaki Wlazły ma jednak rację. Ale przecież, już nie raz słyszałam, że miłości nie ma, są tylko nienormalni ludzie, którzy nie mają co robić w wolnych chwilach, dlatego wymyślili coś takiego jak miłość.
Otworzyłam drzwi do pokoju 814. Dobrze wiedziałam, że te kilka dni nie spędzę w nim samotnie, bo w recepcji nastąpił jakiś błąd i nie mogłam dostać swojej wymarzonej jednoosobowej sypialni. W zamian za to dostałam w pakiecie dwóch siatkarzy. Szybko weszłam do mojej tymczasowej kwatery i zajęłam łóżko pod oknem. Postawiłam walizkę w kącie, tak aby nikomu nie przeszkadzała. Nie czekając na moich tajemniczych lokatorów weszłam do łazienki aby się odświeżyć.
- widzisz stary ale nam się udało.. 814 - usłyszałam męski śmiech.
Niepewnie wyszłam z łazienki nokautując przy tym drzwiami jednego z siatkarzy. Na moje nieszczęście był to Atanasijević. Konstantin jak głupek stał nad nim i śmiał się wniebogłosy. Za to Aleksowi chyba nie było do śmiechu. Krew z nosa lała mu się ciurkiem. Wyciągnęłam apteczkę, którą ku przestrodze, zawsze woziłam ze sobą i przykładając gazik do nozdrzy siatkarzy napawałam się jego męskimi perfumami.
- więc jednak się o mnie martwisz.. - skwitował gdy zostaliśmy sami. Cupko w tym czasie okupował łazienkę, przy okazji kontaktując się z jakąś Niną.
- nie martwię się - bąknęłam
- to dlaczego się tak przejęłaś i od razu pobiegłaś po apteczkę ? - Serb jak zwykle ciągnął swoje i nie zamierzał zmienić swojego zdania. Odpowiadało mi to. Był niezależny i pewny siebie.
- spełniałam tylko mój humanitarny obowiązek - odparłam i zaczęłam wkładać kilka moich koszulek do szafy.
- humanitarny obowiązek.. taa, jasne.. a ja jestem święty Mikołaj.. zależy Ci na mnie, tylko boisz się do tego przyznać - stanął za mną i delikatnie objął mnie w pasie, opierając swój podbródek o moje ramię
- nie bądź taki pewny siebie
- ja tylko stwierdzam fakty, moja droga Elizo.
Jego oddech drażnił skórę mojej szyi. Czułam jak przekręca głowę i zbliża swoje usta do mojego ciała. Po chwili jego wilgotne wargi odbiły się na moim ramieniu.
- nie pozwalaj sobie na zbyt wiele młody człowieku - pogroziłam mu palcem i wyszłam z pokoju.
Ewidentnie, czuję coś do tego serbskiego siatkarza... może to po prostu zwykłe zauroczenie jego wyglądem, młodzieńczym wigorem, zapałem, chęcią walki. Może to coś więcej. Wiem na pewno, że jestem Nawrocka, a Nawroccy tak łatwo nie przyznają się do popełnionych błędów.
Kolejny dzień spędzony na odpowiadaniu na przypadkowe pytania bełchatowskiej drużyny. W sumie to jestem im wdzięczna iż nie pytają o to czy jestem dziewicą i tego typu sprawy.
Kolejny dzień spędzony na siatkarskim boisku.
Kolejny dzień spędzony na unikaniu wzroku gracza z 14
Kolejny dzień spędzony na próbie nie integrowania się z zespołem. Bo po co? I tak za jakiś czas wyjadę.
Kolejny dzień, w którym przypatruję się jak z dnia na dzień Skra staję się coraz mocniejszą drużyną.
Kolejny dzień spędzony na zaaklimatyzowaniu się w nowym miejscu.
Kolejny dzień... tych kolejnych dni w sumie było już siedem.
Dziś mija dokładnie tydzień odkąd ponownie zagościłam w Bełchatowie. Mamy niedzielę. Niedzielę, 29 października.
Wsiadłam do autokaru z podobiznami bełchatowskich siatkarzy. Na polecenie ojca policzyłam wszystkich obecnych. Co z tego, że musiałam robić to kilka razy, bo inteligenty Winiarski co chwilę utrudniał mi to zadanie myląc mi kolejne cyfry i liczby.
- ktoś tu był chyba słaby z matmy.. co ja mówię nadal jest - zaśmiał się niebieskooki Michał. Stwierdzam fakt, iż coś jest w tych jego błękitnych patrzadełkach. Coś co przykuwa uwagę.
- są wszyscy ! - krzyknęłam do taty - możemy jechać.
Tak, dobrze widzicie. Puściłam uwagę Winiara mimo ucha i spokojnie kierowałam się na przód autobusu by zająć moje miejsce. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nagle ktoś nie pociągnął mnie za rękę. Automatycznie opadłam na siedzenie i wyrwałam swój nadgarstek z ręki mojego oprawcy.
- unikasz mnie. - bardziej stwierdził niż zapytał
- wydaję Ci się. Przewrażliwiony jesteś po prostu - machnęłam ręką i chciałam wstać, ale siatkarz skutecznie mnie zatrzymał.
- unikasz mnie. Powiedz mi co zrobiłem źle.. wtedy kiedy zabrałem Cię spod hali i podwiozłem do sklepu - chwycił moją dłoń i szczelnie zamknął ją między dwiema swoimi
- nic nie zrobiłeś źle.Wszystko było okej.
- no to dlaczego mnie unikasz ? Dlaczego jesteś dla mnie taka oziębła ? - z ledwością wypowiedział ostatnie słowo kalecząc przy tym nasz ojczysty język
- widzę, że z twoim polskim coraz lepiej - uśmiechnęłam się delikatnie. Postanowiłam, że zrobię wszystko aby jak najbardziej odbiec od pierwotnego tematu naszej rozmowy.
- Eliza.. proszę Cię odpowiedz mi..
- ja po prostu nie chcę się angażować - wydusiłam z siebie
Szybko wstałam i zanim zdążył ponownie przytrzymać mnie przy sobie siedziałam już na swoim siedzeniu.
Nałożyłam moje duże słuchawki, i odtworzyłam pierwszą piosenkę z playlisty. Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. W duszy byłam wdzięczna osobie która wynalazła wodoodporne kosmetyki. Cichutko szlochałam zamknięta w swoim własnym świecie. Świecie, gdzie wszystko wydaję się prostsze. Gdzie nie ma podziałów, problemów i kłótni. Gdzie miłość jest na porządku dziennym. Wiem, że taki świat nie istnieje, ale warto mieć nadzieję, że gdzieś tam we Wszechświecie ufoludki żyją na planecie Wiecznego Szczęścia i może w niechybnej przyszłości jakiś mądry człowiek odkryje ich raj. Mogę was zapewnić, że będę pierwszą osobą, która kupi bilet w jedną stronę, aby tylko jak najszybciej się tam dostać.
Autokar zatrzymał się na parkingu przed hotelem. Jako jedna z nielicznych poczekałam aż zgraja olbrzymów jako pierwsza opuści pojazd. Z luku bagażowego odebrałam swoją walizkę i przez szklane drzwi weszłam do hall'u. Może i moja torba nie była jedną z najmniejszych, ale przecież w stolicy Podkarpacia mieliśmy spędzić kilka dni. Usiadłam na skórzanej kanapie i czekałam na klucz do swojego pokoju.
- Lizka, co się dzieje ? Jesteś taka jakaś niewyraźna.. - wspaniałomyślny Mariusz, który zawsze wie jak pocieszyć kobietę. Dzięki Ci Panie Boże, że zesłałeś go akurat w tej chwili.
- wydaję Ci się - i znów wasza Elizka okłamał nie tylko kapitana bełchatowskiej drużyny. Okłamała przede wszystkim samą siebie.
- miłość do piękne uczucie. Nie bój się przyznać do błędu - poczułam jak delikatnie dotyka swoimi ustami mojej skroni.
Zanim odwróciłam się w jego stronę, zdążył uciec do Winiarskiego i Plińskiego. Mimowolnie się uśmiechnęłam, bo doszło do mnie, że może niejaki Wlazły ma jednak rację. Ale przecież, już nie raz słyszałam, że miłości nie ma, są tylko nienormalni ludzie, którzy nie mają co robić w wolnych chwilach, dlatego wymyślili coś takiego jak miłość.
Otworzyłam drzwi do pokoju 814. Dobrze wiedziałam, że te kilka dni nie spędzę w nim samotnie, bo w recepcji nastąpił jakiś błąd i nie mogłam dostać swojej wymarzonej jednoosobowej sypialni. W zamian za to dostałam w pakiecie dwóch siatkarzy. Szybko weszłam do mojej tymczasowej kwatery i zajęłam łóżko pod oknem. Postawiłam walizkę w kącie, tak aby nikomu nie przeszkadzała. Nie czekając na moich tajemniczych lokatorów weszłam do łazienki aby się odświeżyć.
- widzisz stary ale nam się udało.. 814 - usłyszałam męski śmiech.
Niepewnie wyszłam z łazienki nokautując przy tym drzwiami jednego z siatkarzy. Na moje nieszczęście był to Atanasijević. Konstantin jak głupek stał nad nim i śmiał się wniebogłosy. Za to Aleksowi chyba nie było do śmiechu. Krew z nosa lała mu się ciurkiem. Wyciągnęłam apteczkę, którą ku przestrodze, zawsze woziłam ze sobą i przykładając gazik do nozdrzy siatkarzy napawałam się jego męskimi perfumami.
- więc jednak się o mnie martwisz.. - skwitował gdy zostaliśmy sami. Cupko w tym czasie okupował łazienkę, przy okazji kontaktując się z jakąś Niną.
- nie martwię się - bąknęłam
- to dlaczego się tak przejęłaś i od razu pobiegłaś po apteczkę ? - Serb jak zwykle ciągnął swoje i nie zamierzał zmienić swojego zdania. Odpowiadało mi to. Był niezależny i pewny siebie.
- spełniałam tylko mój humanitarny obowiązek - odparłam i zaczęłam wkładać kilka moich koszulek do szafy.
- humanitarny obowiązek.. taa, jasne.. a ja jestem święty Mikołaj.. zależy Ci na mnie, tylko boisz się do tego przyznać - stanął za mną i delikatnie objął mnie w pasie, opierając swój podbródek o moje ramię
- nie bądź taki pewny siebie
- ja tylko stwierdzam fakty, moja droga Elizo.
Jego oddech drażnił skórę mojej szyi. Czułam jak przekręca głowę i zbliża swoje usta do mojego ciała. Po chwili jego wilgotne wargi odbiły się na moim ramieniu.
- nie pozwalaj sobie na zbyt wiele młody człowieku - pogroziłam mu palcem i wyszłam z pokoju.
Ewidentnie, czuję coś do tego serbskiego siatkarza... może to po prostu zwykłe zauroczenie jego wyglądem, młodzieńczym wigorem, zapałem, chęcią walki. Może to coś więcej. Wiem na pewno, że jestem Nawrocka, a Nawroccy tak łatwo nie przyznają się do popełnionych błędów.
poniedziałek, 4 lutego 2013
bo magia tkwi w tajemnicy - 3
Zakończył trening i pozostawiłam chłopaków rozciągających się jeszcze na boisku. Wyszłam z sali i przebrałam się w normalnie ubrania.
- do następnego razu ! - krzyknęłam przechodząc obok boiska.
- a pani kołczówna to gdzie się wybiera!? co z naszym wywiadem środowiskowym ? - dopytywał Winiarski.
- Michał, nie zapominaj, że żona na Ciebie czeka w domu - kapitan drużyny przestrzelił winiarową potylicę.
- na Ciebie też - odgryzł się mu przyjmujący upiększając swoją ripostę pokazaniem środkowego palca.
- dobra każdy ma po jednym pytaniu, bo nie mam czasu... - usiadłam między nimi i dokładnie wyliczyłam ile zostało mi do zamknięcia sklepu z farbami.
a gdzie się pani spieszy ?
- panie Kłos właśnie stracił pan swoje pytanie. Śpieszę się do sklepu - odpowiedziałam posyłając środkowemu delikatny uśmiech
- a jakiego sklepu ?
- Dżizas chłopcy ale wy palicie te pytania. Panie Michale, Bąkiewicz, wybieram się do sklepu gdzie mogę kupić farbę
- do włosów ? - rzucił Wlazły, ale gdy zorientował się, że zaprzepaścił swoją szansę, próbował jakoś wmówić mi, że to siedzący obok niego Zatorski zadał to jakże bezsensowne pytanie.
- pytanie padło. Nie ma odkręcania - uśmiechnęłam się cwaniacko - nie do włosów. Do malowania ścian.
- a przeprowadza się pani? Może pomóc w remoncie ? - zasypał mnie Woicki
- nie za dużo tych pytań. Miało być jedno za głowę. A moja odpowiedź brzmi nie, nie przeprowadzam się.
- a gdzie pani mieszka ? - pierwsze pytanie od obcokrajowca.
- Konstantinie na razie mieszkam u ojca.
- a więc wiemy kogo mamy nachodzić - zaśmiał się serbski przyjmujący.
- ja mam normalne pytanie.. - krzyknął Winiarski podnosząc do góry rękę - ile masz lat?
- dwadzieścia sześć.. tak wiem stara dupa ze mnie.. - mruknęłam - dobra panowie reszta pytań następnym razem bo za pół godziny zamykają mi sklep.
- jeeest ! będzie następny raz ! - Pliński zatarł dłonie i razem z kolegami zniknął za drzwiami szatni.
Wyszłam przed halę i od razu wysunęłam z kieszeni spodni telefon. Ponownie włączył inteligentną aplikację GPS i zaczęłam szukać najbliższego marketu.
- to ja może pomogę, bo tak się składa, że ostatnio robiłem remont - usłyszałam za swoimi plecami przyjemny męski głos.
Obróciłam się. Przede mną stał wysoki mężczyzna, jak łatwo zgadnąć, siatkarz tutejszej drużyny. Jego czekoladowe oczy od razu stopiły barierę ochronną mojego serca, ale nie mózgu. Rozczochrane, ciemne, pokręcone włosy dodawały mu młodzieńczego uroku. Miał to coś w sobie, co przykuwało uwagę. W porę do mnie dotarła obietnica, którą złożyłam samej sobie przed powrotem do Bełchatowa.
- to co podwieźć panią? - dopytywał
- Eliza, mów mi Eliza lub Lizka. Tak będzie łatwiej - wyciągnęłam w jego kierunku prawą dłoń, którą on natychmiastowo podniósł do swoich ust i złożył na niej nieśmiały pocałunek.
- Aleksandar, ale łatwiej będzie Aleks - uniósł kąciki warg do góry - chodźmy, bo w końcu zamkną ten sklep.
Jak na rasowego dżentelmena przystało otworzył mi drzwi po po stronie pasażera, po czym zamknął je i okrążając samochód usiadł na swoim miejscu. Odpalił silnik. Nasza pięciominutowa przejażdżka minęła w zupełnej ciszy. Nawet radio nie wydawało z siebie żadnych dźwięków.
- poczekam, a potem odwiozę Cię do domu. I nie słyszę żadnego sprzeciwu - oznajmił stanowczo.
Weszłam do sklepu, a słysząc dzwoniący dzwoneczek sprzedawca mimowolnie odwrócił się z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Poprosiłam o czarną farbę i cienki pędzelek. Zapłaciłam za zakupy i ponownie wsiadłam do samochodu serbskiego atakującego. Podałam mu dokładny adres "posiadłości" Nawrockich i już kwadrans później parkował auto na podjeździe.
- co będziesz malowała? może przyda Ci się pomoc? - nalegał wychodząc za mną z pojazdu
- na prawdę nie trzeba. Dziękuję za wszystko - uścisnęłam jego dłoń i weszłam do domu.
Przez szklaną szybę w drzwiach widziałam jak odjeżdża. Przywitałam się z ojcem i wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
Od razu odsunęłam łóżko, a na panele porozkładałam stare sportowe magazyny. Przynajmniej na coś się teraz przydadzą.
Po pół godzinnym kaligrafowaniu ozdobnych literek napis na ścianie był gotowy. Przysunęłam łóżko i z odległości kilku kroków podziwiałam swoje dzieło.
- do następnego razu ! - krzyknęłam przechodząc obok boiska.
- a pani kołczówna to gdzie się wybiera!? co z naszym wywiadem środowiskowym ? - dopytywał Winiarski.
- Michał, nie zapominaj, że żona na Ciebie czeka w domu - kapitan drużyny przestrzelił winiarową potylicę.
- na Ciebie też - odgryzł się mu przyjmujący upiększając swoją ripostę pokazaniem środkowego palca.
- dobra każdy ma po jednym pytaniu, bo nie mam czasu... - usiadłam między nimi i dokładnie wyliczyłam ile zostało mi do zamknięcia sklepu z farbami.
a gdzie się pani spieszy ?
- panie Kłos właśnie stracił pan swoje pytanie. Śpieszę się do sklepu - odpowiedziałam posyłając środkowemu delikatny uśmiech
- a jakiego sklepu ?
- Dżizas chłopcy ale wy palicie te pytania. Panie Michale, Bąkiewicz, wybieram się do sklepu gdzie mogę kupić farbę
- do włosów ? - rzucił Wlazły, ale gdy zorientował się, że zaprzepaścił swoją szansę, próbował jakoś wmówić mi, że to siedzący obok niego Zatorski zadał to jakże bezsensowne pytanie.
- pytanie padło. Nie ma odkręcania - uśmiechnęłam się cwaniacko - nie do włosów. Do malowania ścian.
- a przeprowadza się pani? Może pomóc w remoncie ? - zasypał mnie Woicki
- nie za dużo tych pytań. Miało być jedno za głowę. A moja odpowiedź brzmi nie, nie przeprowadzam się.
- a gdzie pani mieszka ? - pierwsze pytanie od obcokrajowca.
- Konstantinie na razie mieszkam u ojca.
- a więc wiemy kogo mamy nachodzić - zaśmiał się serbski przyjmujący.
- ja mam normalne pytanie.. - krzyknął Winiarski podnosząc do góry rękę - ile masz lat?
- dwadzieścia sześć.. tak wiem stara dupa ze mnie.. - mruknęłam - dobra panowie reszta pytań następnym razem bo za pół godziny zamykają mi sklep.
- jeeest ! będzie następny raz ! - Pliński zatarł dłonie i razem z kolegami zniknął za drzwiami szatni.
Wyszłam przed halę i od razu wysunęłam z kieszeni spodni telefon. Ponownie włączył inteligentną aplikację GPS i zaczęłam szukać najbliższego marketu.
- to ja może pomogę, bo tak się składa, że ostatnio robiłem remont - usłyszałam za swoimi plecami przyjemny męski głos.
Obróciłam się. Przede mną stał wysoki mężczyzna, jak łatwo zgadnąć, siatkarz tutejszej drużyny. Jego czekoladowe oczy od razu stopiły barierę ochronną mojego serca, ale nie mózgu. Rozczochrane, ciemne, pokręcone włosy dodawały mu młodzieńczego uroku. Miał to coś w sobie, co przykuwało uwagę. W porę do mnie dotarła obietnica, którą złożyłam samej sobie przed powrotem do Bełchatowa.
Punkt pierwszy : nigdy nie zżyjesz się z podopiecznymi ojca.
Punkt drugi : nie zakochasz się w żadnym siatkarzu, nawet gdyby był nieziemsko przystojny, bo w każdej chwili może okazać się zadufaną gwiazdeczką z masą kompleksów.
Punkt trzeci : zachowujesz się jak oschła kobieta bez uczuć, po polsku zwana zimną suką.
Przypominając sobie o pierwszych zasadach na mojej liście, automatycznie znalazłam antidotum na urok niejakiego Atanasijevića.- to co podwieźć panią? - dopytywał
- Eliza, mów mi Eliza lub Lizka. Tak będzie łatwiej - wyciągnęłam w jego kierunku prawą dłoń, którą on natychmiastowo podniósł do swoich ust i złożył na niej nieśmiały pocałunek.
- Aleksandar, ale łatwiej będzie Aleks - uniósł kąciki warg do góry - chodźmy, bo w końcu zamkną ten sklep.
Jak na rasowego dżentelmena przystało otworzył mi drzwi po po stronie pasażera, po czym zamknął je i okrążając samochód usiadł na swoim miejscu. Odpalił silnik. Nasza pięciominutowa przejażdżka minęła w zupełnej ciszy. Nawet radio nie wydawało z siebie żadnych dźwięków.
- poczekam, a potem odwiozę Cię do domu. I nie słyszę żadnego sprzeciwu - oznajmił stanowczo.
Weszłam do sklepu, a słysząc dzwoniący dzwoneczek sprzedawca mimowolnie odwrócił się z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Poprosiłam o czarną farbę i cienki pędzelek. Zapłaciłam za zakupy i ponownie wsiadłam do samochodu serbskiego atakującego. Podałam mu dokładny adres "posiadłości" Nawrockich i już kwadrans później parkował auto na podjeździe.
- co będziesz malowała? może przyda Ci się pomoc? - nalegał wychodząc za mną z pojazdu
- na prawdę nie trzeba. Dziękuję za wszystko - uścisnęłam jego dłoń i weszłam do domu.
Przez szklaną szybę w drzwiach widziałam jak odjeżdża. Przywitałam się z ojcem i wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
Od razu odsunęłam łóżko, a na panele porozkładałam stare sportowe magazyny. Przynajmniej na coś się teraz przydadzą.
Po pół godzinnym kaligrafowaniu ozdobnych literek napis na ścianie był gotowy. Przysunęłam łóżko i z odległości kilku kroków podziwiałam swoje dzieło.
" Jak długie serca bicie. Skra Bełchatów ponad życie "
Zeszłam na dół, gdzie tata czekał już z kolacją. Wspólnie zjedliśmy po kilka kanapek i każdy zaszył się u siebie, gdzie do późnej nocy siedzieliśmy nad jakimiś konspektami. Bo jako dobra córka wzięłam od ojca kilka papierków . Trafiło mi się naniesienie na karty zawodników nowych informacji. Tak więc alfabetycznie sprawdzałam, czy wzrost, waga, zasięg i inne jakże ważne informacje są zgodne. Ale już pierwsze nazwisko przykuło moją uwagę.
Aleksandar Atanasijević
Data i miejsce urodzenia : 4 września 1991; Belgrad, Serbia
Wzrost : 199 cm
Masa ciała : 84 kg
Pozycja : atakujący
Zasięg w bloku : 330 cm
Zasięg w ataku : 350 cm.
Jeszcze raz przeliczyłam na palcach różnicę pomiędzy liczbą 2012, a 1991, a dla pewności obliczyłam to również pod kreskę i na kalkulatorze.
Elizo Nawrocka, zostałaś opętana przez przepiękny uśmiech dwudziestojednolatka. Jak ty z tego wybrniesz.
Z zagrzebanej na dnie torby teczki wyjęłam listę obietnic. Uroczyście powiesiłam ją na drzwiach szafy dopisując na samym dole, grubym czarnym markerem :
NIGDY NIE ZAKOCHASZ SIĘ W NIEJAKIM ALEKSANDARZE ATANASIJEVIĆU. TAK BĘDZIE LEPIEJ, DLA CIEBIE, NIEGO I CAŁEJ RESZTY.
Subskrybuj:
Posty (Atom)