poniedziałek, 1 lipca 2013

Przemoknięte serca miast - 4

Mijał dzień za dniem. Odkąd Antek zadwonił do Andrzeja minął już prawie tydzień, a mnie codziennie rano budzi sms na dzień dobry, a wieczorem usypia ten na dobranoc.
Powoli otwierałam się przed prawie obcym mi mężczyzną. Czułam się z tym co najmniej dziwnie. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się złapać taaakiego kontaktu z przypadkowo poznaną osobą, a tym bardziej przedstawicielem płci przeciwnej. I to jakim przedstawicielem! Nie mogłam wyrzucić z głowy jego wyglądu; tego uśmiechu, przymrużonych oczu...

Nie czułam się już tak bardzo samotna. Oprócz Antka, który zawsze był przy mnie, miałam także Andrzeja, który w kolejnej już rozmowie telefonicznej obiecał, że mogę na Niego liczyć.
Samotność częściowo zmieniła się w chęć poznania kolejnego dnia i taką nieodpartą nadzieję, że może jeszcze kiedyś będzie mi dane spotkać się "w cztery oczy" z Andrzejem.

Z wykładów wychodzę zielona. Nie mam pojęcia o czym przez blisko trzy godziny opowiadał profesor i jakoś nie przejmowałam się tym. Olałam siedzącą obok mnie Iwonę, która przez cały czas zerkała na wyświetlacz mojego telefonu, który rozświetlał się średnio co dwie-trzy minuty. Co i dla mnie było zaskoczeniem, bo zazwyczaj na zajęciach skupiałam się na monotonnych, często mało interesujących opowiastek starszego mężczyzny, a nie na ciągłym odpisywaniu na smsy.

Do domu wróciłam z Antkiem i dwoma zestawami gorącej chińszczyzny. Ostatni tydzień października nie rozpieszczał nas zbytnio pogodą. Dzień zaczynał się od lekkiem mżawki i kończył się również w podobny sposób. Mój nieodporny organizm jak na razie skutecznie bronił się przed choróbstwami tego świata. Nie na długo.
Z paczką chusteczek usiadłam na kanapie opatulona ciepłym, pluszowym kocem. Antek jak poparzony latał między kuchnią, salonem, a apteką. Jednakże żaden z jego babcinych, jak i tych mniej babcinych sposobów nie zwalczył mojej ponad trzydziesto-ośmio stopniowej gorączki.
Przez siedem ciężkich dni zmuszona zostałam do wypoczywania pod ciepłą pierzyną, którą Antek sprowadził dla mnie aż ze swojej rodzinnej, górskiej miejscowości. Zamiast siedzieć potulnie jak baranek na wykładach, on czuwał przy moim łóżku jakbym była co najmniej umierająca.
Zresztą tak właśnie się czułam. Jakby życie wyparowało ze mnie i nie chciało wrócić.
Obudziłam się oblana potem. Antek nie zawahał się ani minuty i widząc moją czterdziesto stopniową gorączkę zadzwonił po pogotowie.
- jestem przy Tobie - zapewniał ściskając moją dłoń w swoim żelaznym uścisku.
- wiem - wyszeptałam, a ciężkie powieki momentalnie opadły na dół.
- nie usypiaj - usłyszałam tylko jego błagałny krzyk, a potem głuchą ciszę.

Andrzej. Tak wyraźnie słyszałam jego głos. Czułam jego zapach, ten sam co wtedy w pociągu.
Skradł moje serce? Wtargnął w mój umysł? Uzależnił od siebie?
- jestem przy Tobie i już zawsze będę.
Pomimo wszechobecnego zmęczenia otworzyłam oczy i już nie chciałam ich zamykać. Chciałam zapamiętać ten obrazek. Obrazek dwóch najważniejszych dla mnie osób siedzących przy tym cholernie niewygodnym szpitalnym łóżku.
Nie wiem jakim sposobem Andrzej przyjechał do Warszawy, choć jestem niemal pewna, że w tym wszystkim maczał swe palce Antek. Jednakże nie mam mu tego za złe. Dzięki Niemu mogę teraz cieszyć się bliskością Andrzeja, uściskiem jego dłoni i zapewnieniem, że wszystko będzie dobrze.

Następnego dnia, ku zaskoczeniu lekarzy, byłam już prawie zdrowąa. Gorączka minęła tak szybko jak przyszła, a skutecznym lekarstwem okazał się właśnie Wrona.
- martwiłem się. Nie odpisywałaś, nie odbierałaś... - jego głos stał się ukojeniem dla moich uszu, a widok radością dla oczu - jak to dobrze, że Antek zadzwonił wtedy do mnie.
Muszę mu podziękować - obiecałam sobie zrobić to przy najbliższej okazji.
Nieoczekiwanie do sterylnej, jasnej sali, w której leżałam weszła dość wysoka, szczupła brunetka. Zdziwiłam się, bo ową kobietę widziałam pierwszy raz w życiu. Na zgrabne nogi złożyła dżinsowe rurki, do których dobrała kraciastą, flanelową koszule. Kompleksy. Tylko to mi teraz pozostało. Dziewczyna z szerokim uśmiechem na ustach podeszła do Andrzeja i musnęła jego policzek swoimi wargami. Teraz oprócz kompleksów doprowadziła mnie również do zazdrości.
- Endi dużo mi o Tobie opowiadał. Cieszę się, że spotkał na swojej drodze taką przyjaciółkę - zaczęła, a moje serce w jednej chwili pękło na tysiąc kawałeczków - a gdzie moje maniery. Ewelina Lisiak. Mam nadzieję kochanie, że przedstawiłeś mnie Luizie w jak najlepszym świetle.

Szczerze? Pierwszy raz o Tobie słyszę. A jeszcze szczerzej to wolałabym w ogóle nie usłyszeć.

1 komentarz:

  1. Co? Jak? Zdecydowanie nie podoba mi się ta dziewczyna na końcu. Gdyby nie te "kochanie" to łudziłabym się, że może siostra lub kuzynka jakaś :D Mam nadzieję, ze to się jednak dobrze skończy.

    OdpowiedzUsuń