Od dobrej godziny siedzę obok Antka na zimnych balkonowych płytkach i beznamiętnie wpatruje się w rząd dziewięciu cyferek zapisanych na moim telefonie.
Zadzwonić, czy nie zadzwonić? - oto jest pytanie.
Co by było gdybym zadzwoniła?
Zaczęlibyśmy ze sobą esemesować. Dzwonić do siebie codziennie, aż w końcu byśmy się umówili. Stopniowo byśmy się poznawali, aż w końcu ON, kimkolwiek jest, stwierdziłby, że nie jestem w jego typie, ze jestem szara i nudna.
Tak, tak za pewne by było.
No chyba, że w ogóle nie odebrałby połączenia, bo opcja żyli długo i szczęśliwie nie pasuje do scenariusza jakie pisze mi życie.
- jeżeli ty nie zadzwonisz to ja to zrobię - ostrzegł Antek wyciągając rękę po mój telefon.
Dobrze, że posiadam jakikolwiek refleks i szybko odsunęłam dłoń z komórką.
- no Luiza, nie bądź taka. Co Ci szkodzi? Przecież nie musisz z nim nawet rozmawiać. Po prostu sprawdzimy czy w ogóle odbierze - przekonywał mnie jak tylko mógł, ale ja nie mogłam się przełamać.
Taka jest właśnie moja aspołeczność.
Duszę się w tłumie ludzi. Czuję się osaczona, gdy muszę przejechać dwa przystanki zatłoczoną komunikacją miejską. Dodatkowo dochodzi jeszcze moja nieśmiałość. Nie potrafię otworzyć gęby nawet to siostry Antka, która czasem odwiedza mnie z bratem. A gdy ktoś na mnie chociażby wpada, wolę po prostu szybko się ulotnić i nie wdawać się w niepotrzebną wymianę zdań.
Ludzie, a w szczególności Ci, których widzę pierwszy raz na oczy, to zło. Nigdy do końca nie wiesz do czego mogą się posunąć, co są w stanie zrobić, jakie są bariery ich wychowania. Boję się ludzi.
Dlatego brak mi odwagi, aby nacisnąć tą cholerną zieloną słuchawkę. Wolę zapomnieć o tym facecie, o tym bilecie, w który gapię się każdego wieczora przed zaśnięciem. Gdy tylko moje powieki opadają znużone ciężkim dniem, widzę Jego przymrużone oczy i ten szczery uśmiech. Motylanoga, przecież ja nie mogłam się w nim zauroczyć... to nie możliwe.
- wiem, że mnie zabijesz, ale nie mogę patrzeć jak marnujesz swoją życiową szansę.
Chwilę przetrawiałam jego słowa, ale na reakcje czasu już nie miałam. Antek bez problemu swoją długą ręką wyrwał mi telefon.
- nie rób tego - warknęłam, ale na próżno.
Włączył tryb głośnomówiący.
Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał.
Nie odbieraj. Proszę, nie odbieraj - powtarzałam w myślach jakby to miało coś zmienić. Nadzieja matką głupich?
- halo? - rozbrzmiał głos po "drugiej stronie".
Miałam ochotę zakończyć połączenie, ale Antek skutecznie mi to uniemożliwiał. Skubany, mógłby w końcu przestać odwiedzać tą siłownie.
- mówi Antoni Parełko. Jestem przyjaciele, Luizy Wójcik. Wiesz, ta drobna blondynka, której na bilecie PKP zapisałeś swój numer, kojarzysz?
Zabiję go kiedyś !
- ach tak pamiętam, ale...
- ale dlaczego dzwonie ja, a nie ona ? - przerwał mu wypowiedź.
- dokładnie.
- wiesz Luśka jest bardzo nieśmiałą dziewczyną.
No normalnie ukatrupie! Zabije. Poćwiartuje siekierką. Wsadzę do worka i zakopię.
- no to może wy sobie teraz porozmawiacie - Antek uśmiechnął się pokrzepiająco w moją stronę, a ja miałam ochotę palić go wzrokiem.
Wyłączył tryb głośnomówiący i oddał mi telefon.
- a więc Luiza... - jego głos przysporzył mnie o palpitacje serca - Luiza? Jesteś tam?
- jestem - wychrypiałam niepewnie.
Zaschło mi w gardle. Wielka gula utknęła mi w przełyku uniemożliwiając skuteczne mówienie.
- ja już twoje imię znam, ale mojego jeszcze nie - zaśmiał się melodycznie.
I nie chcę znać. Nie chcę się przywiązywać. Nie mów, proszę.... Albo mów, lubię Twój głos.
- Andrzej, Endrju, Andrzejko, do wyboru do koloru.
- miło mi Andrzeju - z ledwością poskładałam to głupio brzmiące zdanie.
W "tle" rozmowy dało się słyszeć hałas i jakieś głosy. Kobiecie? Męskie?
- bardzo Cię przepraszam Luizo, ale śpieszę się troszeczkę . Zadzwonię jeszcze.
Połączenie zakończone.
Olał mnie? Nie zadzwoni, na pewno nie zadzwoni. Pogadała chwilę i dziękujemy, prosimy o następną, bo przecież kto chce zadawać się z taką sierotą jak ja, która nawet wodę na herbatę potrafi przypalić.
O Kuźwa! Zapomniałam, że miałam zrobić herbatę!
Kolejny cudny rozdział. Jak ty to robisz, że wszystko co napiszesz czyta się z zapartym tchem? :)
OdpowiedzUsuńJak to mówią - pierwsze koty za płoty. Coś czuję, że na tym jednym telefonie się nie skończy :D
Pozdrawiam :*
[fighting--for--happiness.blogspot.com]