czwartek, 13 czerwca 2013

przemoknięte serca miast - 2

Zajęłam miejsce w przedziale i jak zwykle zniknęłam za ekranem laptopa. Pisanie daje mi nadzwyczajną siłę w pokonywaniu trudności kolejnych dni. Pisanie pozwala mi pozbyć się negatywnych emocji, uporać się z tym co dawno zaliczyłam do kupki rzeczy niewykonalnych.
Kolejne przystanki mijały za oknem. Krajobraz zmieniał się z nizinnego na coraz bardziej wyżynny.
Życie przemyka nam między palcami właśnie tak jak te widoki obserwowane z wnętrza pociągu, a my nawet nie jesteśmy w stanie go zatrzymać. Można zaryzykować stwierdzeniem, że życie bawi się z nami w ganianego. Niby mamy je już  w garści, niby je kontrolujemy, ale rzeczywistość jest całkiem inna. Bardziej bolesna.

Pogrążona we własnych przemyśleniach prawie przegapiłam swój przystanek. Chwilę mocowałam się z walizką, po czym wpadłam w ramiona Antka. Na przywitanie? Oj nie. Tak na prawdę potknęłam się o leżący na chodniku plecak jednego z podróżnych i mój przyjaciel bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
Jego rodzice przywitali mnie z otwartymi ramionami. Dopiero teraz zorientowałam się, że taka odskocznia od zgiełku wielkiego miasta była mi potrzebna. Świeże, górskie powietrze dało mi nowe siły i nadzieję na lepsze, może nawet mniej szare  jutro. Nadzieję, której tak bardzo potrzebowałam.
To co dobre szybko się kończy. Tak też stało się z moim wypadem w góry. Ostatni wieczór spędziłam z Antkiem na drewnianej werandzie domu jego rodziców. Byliśmy zapatrzeni w zachodzące za górami słońce i pogrążeni w rozmowie. Rozmowie o niczym. Zaczęliśmy od pogody, poprzez studia, życie codzienne, skończyliśmy na miłości. Oboje nie potrafiliśmy znaleźć drugiej połówki. Antek szukał, starał się. Ja nawet nie chciałam słyszeć o jakimkolwiek związku. Przecież takie "chodzenie" to nie dla mnie.

Zasunęłam zasłonę w drzwiach i opadłam na fotel, z którego poleciał kurz. Porządek w naszych kolejach stoi na wysokim poziomie jak widać. Czekał mnie samotny powrót do domu. Antek jeszcze został, bo mógł sobie na to pozwolić. Mnie czekał w tym tygodniu jeszcze egzamin. Wyjęłam więc z torebki notatki. Kartka po kartce. Zdanie po zdaniu odjeżdżałam coraz dalej na północ kraju. Nawet nie wiem w którym momencie do mojego przedziału ktoś wszedł.
- mogę? - jego głęboki głos zadźwięczał w moich uszach.
Bałam się podnieść głowy i spojrzeć na mężczyznę. Skinęłam tylko głową i dalej kontynuowałam czytanie. Teraz ze skoncentrowaniem się było o wiele gorzej. Ciągle czułam wzrok pasażera na swoim ciele. Ciągle również nie obdarzyłam go spojrzeniem.
W końcu zebrałam całą swoją odwagę, której zbyt wiele nie było i uniosłam wzrok znad kartek. Na moje szczęście mężczyzna właśnie drzemał sobie w najlepsze. Mogłam więc mu się przyjrzeć bez najmniejszego skrępowania. Miał małe oczy, piękny uśmiech, lekki zarost i perfekcyjnie ułożone nieco dłuższe włosy. Biła od niego pozytywna energia, którą wręcz zarażał otoczenie. Zarażał mnie. Na sam widok jego uniesionych do góry kącików ust sama się uśmiechnęłam. Tą chwilę przerwał nam jednak kontroler biletów.

Kilkanaście minut później mój milczący towarzysz zaczął zbierać się do wyjścia. Opuszczając przedział zabrał ze sobą część moje dzisiejszego optymizmu. Podświadomie liczyłam, że może kiedyś spotkam się z nim jeszcze raz, że zbiorę się na jeszcze większą odwagę i zagadam, co u mnie było rzeczą wręcz niemożliwą. A może to ta chwila, w której może życie ma obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni? Może to ten facet, który miał zmienić moje życie, a ja nie wykorzystałam tej okazji, zmarnowałam ją. Jeżeli to prawda to już nigdy nie wybaczę sobie samej, nie wybaczę sobie tej cholernej nieśmiałości i strachu przed nowymi znajomościami, nie wybaczę sobie swoich głupich wad.
W końcu przyszedł czas i na mnie. Zdjęłam z półki swoją walizkę ledwo utrzymując równowagę. Z siedzenia zgarnęłam notatki i laptopa, a z małego, podręcznego stolika mój notes. Ku mojemu zaskoczeniu spod notesu wypadł bilet. I to na pewno nie był mój bilet. Celem podróży była Łódź. Rzeczą jasną jak słońce jest to kim jest posiadacz biletu. Wsunęłam kartonik do kieszeni i zabrałam swoje rzeczy. Warszawa znów mnie przywitała swoim zaspalinionym powietrzem i tłumem ludzi oczekujących na zbawienie, bo na nic innego nie przyszło im już czekać.
Droga do mieszkania nie zajęła mi zbyt dużo czasu. Ogarnęłam wzrokiem salon, w którym moje roślinki, wręcz wołały o wodę.  Sahara - westchnęłam patrząc na stan ziemi w doniczkach.
Wieczorem , gdy siedziałam już znużona na kanapie, a w telewizji leciał kolejny odcinek tak kultowego polskiego serialu, przypomniał mi się mężczyzna z pociągu. Sięgnęłam po bilet i przez chwilę obracałam kartonik w rękach. Nie wiem dlaczego zabrałam ten kawałek papieru z pociągu. Może po prostu chciałam mieć jaką pamiątkę po... nim. Wgapiałam się tępo w zapisane na bilecie literki, aż w końcu zorientowałam się, że coś tu nie gra. I nie grało. Bo co robi rząd dziewięciu cyferek z dopiskiem zadzwoń na bilecie PKP?

3 komentarze:

  1. Czyżby szykowały się w zmiany w życiu bohaterki? Na pewno jej się to przyda :) Robi się coraz ciekawiej i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyczuwam romansik :3 Lubię opowiadania o Andrzeju :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyczuwam romansik :3 Lubię opowiadania o Andrzeju :))

    OdpowiedzUsuń