Samotność doskwiera każdemu. Małemu dziecku gdy rodzice nie mają czasu na zabawę z nim. Nastolatce gdy przychodzi do nowej szkoły i od samego początku staje się odludkiem. Studentce gdy zamiast imprezować ze znajomymi, zakuwa do następnego kolokwium. Doskwiera również w miłości. Gdy wokół widzisz same zakochane pary trzymające się za rączki, skradające sobie co chwilę niewinne buziaki. A Ty stoisz gdzieś między nimi, sama, bez partnera, bez miłości swojego życia. Nie masz kogo kochać, do kogo się przytulić, z kim porozmawiać. Jesteś sama. Wtedy również doskwiera samotność. I to jedna z tych najboleśniejszych.
Taka właśnie jest moja samotność. Cztery ściany, ciepły koc i kubek gorącej herbaty. Nie zapominajmy o tonie notatek leżących w kompletnym nieładzie praktycznie w całym mieszkaniu, które to mój mózg musi w jak najszybszym tempie przyswoić. Jest również sąsiad, a raczej jego pies, który co najmniej dwa razy w tygodniu ląduje na mojej kanapie, gdyż jego właściciel wybiera się odsterować na imprezie. Więc to chyba już wszystko. Cały mój świat zamknięty w dwudziestu czterech metrach kwadratowych.
Leniwie podnoszę się z kanapy, aby otworzyć drzwi do których już od dobrej chwili ktoś się dobija. Ewidentnie za długo siedziałam na niej w bezruchu, gdyż zaraz po doprowadzeniu ciała do pionu zakręciło mi się w głowie. Odczekałam, aż mój stan się unormuje, po czym ociążałym krokiem podążyłam do minimalnych rozmiarów korytarza. Jedno spojrzenie w "oko Judasza" utwierdziło moje przekonania i już po chwili po całym mieszkaniu rozniósł się Jego gardłowy śmiech.
Znów pominęłam Go w swoich retrospekcjach, chyba jest już do tego przyzwyczajony.
Antek. Mój kochany Antek. Jedyny człowiek, który akceptuje mnie taką jaką jestem. Jest ideałem każdej kobiety. Ideałem przyjaciela. Wysoki. Dobrze zbudowany. Brunet. Zielone - pełne nadziei - oczy. Nie, nie jest siatkarzem. Jest studentem na kierunku, którego nigdy nie udało mi się zapamiętać.
- A ty znowu piszesz te bzdety ? - pokiwał z politowaniem głową spoglądając na Word'a otwartego na moim laptopie.
- To nie są bzdety - uderzyłam Go mocno w ramię, co i tak nie wywarło na nim większego wrażenia. Skubany, nie zapomina odwiedzać siłowni.
- No tak zapomniałem. To Twoja historia - zrezygnowany rzucił się na kanapę.
- Autobiografia - poprawiłam go nurkując w kuchennej szafce w poszukiwaniu słoiczka z sypaną herbatą owocową, gdyż tylko taką pije mój przyjaciel.
- Jak ją wydasz, to daj chociaż przeczytać.
- Jak będziesz mi ciągle przeszkadzał to na pewno jej nie skończę - fuknęłam zalewając filiżanki z herbatą.
Kolejna ciekawostka - Antek pije takie ciepłe napoje jedynie z porcelanowych filiżanek. Paranoja? Mówiłam, że jest ideałem przyjaciela. Na chłopaka, narzeczonego, czy męża w ogóle się nie nadaje.
- Na jakim etapie pisania jesteś? - dobrze wiem, że tylko udaje, że go to interesuje.
- Na teraźniejszości. Właśnie użalałam się nad swoją samotnością, gdy zastukałeś do mych drzwi.
- I jak rycerz na białym koniu przybyłem wyrwać swą księżniczkę ze szponów zdziczenia - i znów po całym mieszkaniu rozniósł się jego charakterystyczny śmiech.
- Wcale nie dziczeje - naburmuszona usiadłam obok niego kładąc filiżanki na notatkach z ostatniego wykładu.
- Jasne. Kiedy ostatnio wyszłaś na jakąś impezę? Wyjechałaś na weekend za miasto? Czekaj, nie odpowiadaj. Sam zgadnę - zrobił minę myśliciela - bardzo dawno temu.
- Nie przesadzaj. Wiesz, że nie lubię tej udawanej dobroci innych ludzi.
- Wiem - odparł i wziął ze stolika swoją filiżankę, która zostawiła mokry okrąg na zapisanej drobnym drukiem kartce.
Siedzieliśmy w ciszy, co chwilę zatapiając wargi w stygnącym napoju.
- Jadę dziś do rodziców. Ciebie widzę tam w piątkowy wieczór. Tutaj masz bilet na pociąg.
Takie zachowanie mnie już nie szokuje. Wywijał mi taki numer już nie raz, ale zawsze udało mi się jakoś wykręcić. Tym razem nie daje mi dojść do słowa tylko na szybko żegna się całusem w policzek i wychodzi.
Chociaż tego weekendu nie spędze sama w czterech ścianach, a w małej górskiej miejscowości. Znów pochodzimy po Sudetach. Znowu pooddychamy tym innym, świeżym powietrzem. Odpoczniemy. Ja i mój najlepszy przyjaciel.
Nazywam się Luiza Wójcik i horoskop przepowiedział mi, że wkrótce moje życie zmieni się diametralnie. Oby. Bo mam już dość mojego mieszkanka. Kupiłabym sobie kota, aby nie siedzieć godzinami sama, ale babcia zawsze powtarzała mi, że przez te futrzaki zostanę starą panną. Nie chce nic mówić, ale grozi mi to nawet bez kotów.
Taka właśnie jest moja samotność. Cztery ściany, ciepły koc i kubek gorącej herbaty. Nie zapominajmy o tonie notatek leżących w kompletnym nieładzie praktycznie w całym mieszkaniu, które to mój mózg musi w jak najszybszym tempie przyswoić. Jest również sąsiad, a raczej jego pies, który co najmniej dwa razy w tygodniu ląduje na mojej kanapie, gdyż jego właściciel wybiera się odsterować na imprezie. Więc to chyba już wszystko. Cały mój świat zamknięty w dwudziestu czterech metrach kwadratowych.
Leniwie podnoszę się z kanapy, aby otworzyć drzwi do których już od dobrej chwili ktoś się dobija. Ewidentnie za długo siedziałam na niej w bezruchu, gdyż zaraz po doprowadzeniu ciała do pionu zakręciło mi się w głowie. Odczekałam, aż mój stan się unormuje, po czym ociążałym krokiem podążyłam do minimalnych rozmiarów korytarza. Jedno spojrzenie w "oko Judasza" utwierdziło moje przekonania i już po chwili po całym mieszkaniu rozniósł się Jego gardłowy śmiech.
Znów pominęłam Go w swoich retrospekcjach, chyba jest już do tego przyzwyczajony.
Antek. Mój kochany Antek. Jedyny człowiek, który akceptuje mnie taką jaką jestem. Jest ideałem każdej kobiety. Ideałem przyjaciela. Wysoki. Dobrze zbudowany. Brunet. Zielone - pełne nadziei - oczy. Nie, nie jest siatkarzem. Jest studentem na kierunku, którego nigdy nie udało mi się zapamiętać.
- A ty znowu piszesz te bzdety ? - pokiwał z politowaniem głową spoglądając na Word'a otwartego na moim laptopie.
- To nie są bzdety - uderzyłam Go mocno w ramię, co i tak nie wywarło na nim większego wrażenia. Skubany, nie zapomina odwiedzać siłowni.
- No tak zapomniałem. To Twoja historia - zrezygnowany rzucił się na kanapę.
- Autobiografia - poprawiłam go nurkując w kuchennej szafce w poszukiwaniu słoiczka z sypaną herbatą owocową, gdyż tylko taką pije mój przyjaciel.
- Jak ją wydasz, to daj chociaż przeczytać.
- Jak będziesz mi ciągle przeszkadzał to na pewno jej nie skończę - fuknęłam zalewając filiżanki z herbatą.
Kolejna ciekawostka - Antek pije takie ciepłe napoje jedynie z porcelanowych filiżanek. Paranoja? Mówiłam, że jest ideałem przyjaciela. Na chłopaka, narzeczonego, czy męża w ogóle się nie nadaje.
- Na jakim etapie pisania jesteś? - dobrze wiem, że tylko udaje, że go to interesuje.
- Na teraźniejszości. Właśnie użalałam się nad swoją samotnością, gdy zastukałeś do mych drzwi.
- I jak rycerz na białym koniu przybyłem wyrwać swą księżniczkę ze szponów zdziczenia - i znów po całym mieszkaniu rozniósł się jego charakterystyczny śmiech.
- Wcale nie dziczeje - naburmuszona usiadłam obok niego kładąc filiżanki na notatkach z ostatniego wykładu.
- Jasne. Kiedy ostatnio wyszłaś na jakąś impezę? Wyjechałaś na weekend za miasto? Czekaj, nie odpowiadaj. Sam zgadnę - zrobił minę myśliciela - bardzo dawno temu.
- Nie przesadzaj. Wiesz, że nie lubię tej udawanej dobroci innych ludzi.
- Wiem - odparł i wziął ze stolika swoją filiżankę, która zostawiła mokry okrąg na zapisanej drobnym drukiem kartce.
Siedzieliśmy w ciszy, co chwilę zatapiając wargi w stygnącym napoju.
- Jadę dziś do rodziców. Ciebie widzę tam w piątkowy wieczór. Tutaj masz bilet na pociąg.
Takie zachowanie mnie już nie szokuje. Wywijał mi taki numer już nie raz, ale zawsze udało mi się jakoś wykręcić. Tym razem nie daje mi dojść do słowa tylko na szybko żegna się całusem w policzek i wychodzi.
Chociaż tego weekendu nie spędze sama w czterech ścianach, a w małej górskiej miejscowości. Znów pochodzimy po Sudetach. Znowu pooddychamy tym innym, świeżym powietrzem. Odpoczniemy. Ja i mój najlepszy przyjaciel.
Nazywam się Luiza Wójcik i horoskop przepowiedział mi, że wkrótce moje życie zmieni się diametralnie. Oby. Bo mam już dość mojego mieszkanka. Kupiłabym sobie kota, aby nie siedzieć godzinami sama, ale babcia zawsze powtarzała mi, że przez te futrzaki zostanę starą panną. Nie chce nic mówić, ale grozi mi to nawet bez kotów.
Genialny początek! Ja już chcę więcej <3
OdpowiedzUsuńFajnie się zaczyna, informuj o nowych;) zsiatkowkacalezycie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńsUper się zaczyna
OdpowiedzUsuńTylko jak wpleciesz w to wronę ?
Zobaczymy
POZDRAWIAM
WINIAROWA:)