Wpadłaś kiedyś w wir monotonii? Tej pieprzonej monotonii,
kiedy to każdy dzień wygląda tak samo. Wstajesz, idziesz do pracy, czy na
zajęcia, później spędzasz leniwy wieczór na kanapie, by następnie poczłapać do
swojej jedynej, prawdziwej miłości. Do łóżka. Zero jakikolwiek nowości,
nieoczekiwanych wizyt, czy wyjść ze znajomymi, których notabene Ty nie masz
zbyt wielu, przynajmniej tych z którymi utrzymujesz stały kontakt. Ba, Twoje
kontakty często ograniczają się do sporadycznych pogawędek z grupą facetów,
których całkowicie nie rozumiesz. Tok ich myślenia jest dla Ciebie czystą
abstrakcją, czarną magią, a Ty mimo
starać nigdy jej nie pojęłaś. Po części Cię intrygowali swoim nietuzinkowym
stylem życia i powodującym zachwyt większości kobiet wyglądem. Po części… Bo
gdy tylko zaczynałaś się do nich choć w minimalnym stopniu przekonywać, oni
zaczynali zachowywać się gorzej niż dzieci w przedszkolu, a przecież połowa z
nich założyła już swoje prawdziwe rodziny.
Byłaś zszokowana, gdy jakiś czas temu Twoja rodzicielka
zaproponowała Ci staż w klubie, którego jest prezesem. Sabina była ostatnią
osobą, po której mogłabyś się spodziewać jakiegokolwiek gestu przyjaźni, czy
dobroci. Nienawidziłaś jej odkąd tak bezlitośnie, bez żadnych skrupułów
wyrzuciła Twojego ojca z domu, a przecież to była taka wielka miłość… tyle
przyrzeczeń i czułości każdego dnia.
Pamiętasz ten dzień kiedy wyprowadziłaś się z domu? Kiedy
to któregoś majowego popołudnia znalazłaś w salonie list napisany ręką ojca.
Pisał, że przeprasza, że się nie pożegnał, że jest mu przykro. Dobitnie
wyjaśnił Ci, że Sabina postawiła go przed faktem dokonanym i razem z walizkami
wyrzuciła z domu. Podobno znalazła sobie kogoś nowego. I faktycznie tak było.
Już następnego dnia po domu szwendał się jakiś półbóg z ciałem atlety.
Pamiętasz swoją reakcję? To przecież nie było aż tak
dawno temu. Nie uroniłaś wtedy ani jednej łzy, nawet najmniejszej.
Rozzłoszczona pchnęłaś dębowe drzwi i zaczęłaś wrzeszczeć na swoją matkę. Nie
uspokajała Cię. Ze stoickim spokojem wysłuchała wszystkich oszczerstw, które
rzucałaś w jej kierunku. A na koniec obiecała Ci pomoc, gdybyś chciała się
wyprowadzić. No tak, przecież to ciągle Twoja matka, która będzie Ci pomagać na
każdym kroku.
Ile to już minęło czasu odkąd masz swoje własne kilkadziesiąt
metrów kwadratowych? Pół roku? Mniej? Więcej? Przez jakiś czas pracowałaś
dorywczo jako ekspedientka w jednej z odzieżowych sieciówek. Teraz zaczynasz
staż. I to nie byle jaki! Miałaś siedzieć na sali z bandą wyrośniętych mięśniaków
i wykonywać wszystkie polecenia pana Świderskiego. Spełnienie marzeń!
Ubrałaś czarne rurki i lekko prześwitującą, bladoróżową,
zwiewną koszulę. Stopy tego dnia wsunęłaś w krótkie kozaczki. Już listopad, a
śniegu ani widu, ani słychu.
- Chciałaś mnie
widzieć – rzucasz wchodząc do pokoju oznaczonego tabliczką z danymi Twojej
rodzicielki.
- Nie myśl, że robisz mi łaskę przyjmując tę posadę. Ponad
sto osób ubiegało się o to miejsce – oburzyła się Sabina.
- Za to, że wyrzuciłaś ojca też mam być Ci wdzięczna? – pytasz
siadając naprzeciw niej.
- Nadal masz mi to za złe? – wlepia w Ciebie swoje bystre
spojrzenie.
- Nadal. Jeżeli tak będzie lepiej to zrezygnuje z tego
stażu – wzruszyłaś ramionami bawiąc się plikiem kolorowych kartek leżącym na
biurku.
- Nie zrezygnujesz. Już mam dla Ciebie pierwsze zadanie –
uśmiechnęła się przyjaźnie, zbyt przyjaźnie.
- Od mycia podłóg masz woźne – wtrącasz z przekąsem.
- Nie bądź bezczelna – stara się Cię usidlić, uspokoić –
w ostatnim czasie dokonaliśmy bardzo ważnego dla naszego klubu transferu.
- To chyba dobrze? Ale co ja mam z tym wspólnego? –
unosisz do góry brwi.
- Mamy problemy z jego zakwaterowaniem. Dlatego dopóki
nie zorganizujemy dla niego mieszkania zamieszka razem z Tobą. I nie chcę
słyszeć żadnego sprzeciwu. Nie zapominaj, że to ja reguluje wszystkie Twoje
rachunki, więc nie masz wyboru. Poza tym masz jeszcze oprowadzić go po
Kędzierzynie. Chcę żeby czuł się tutaj swobodnie.
- Pałam entuzjazmem – fukasz wyłamując swoje palce. Tak przyjemnie
strzeliły Ci kości – To wszystko?
- Wydaje mi się, że tak. Jutro o 10 masz stawić się na
lotnisku i go odebrać. Tutaj masz jego zdjęcie – przesunęła po blacie kolorową
fotografię – Tylko posprzątaj w mieszkaniu! – zaznacza znając Twoje skłonności
do bałaganiarstwa.
- Jasne - burczysz wstając z wcześniej zajmowanego miejsca.
- Ach, i pod żadnym pozorem nie próbuj go w sobie
rozkochiwać. Potrzebuje zawodnika w najwyższej formie, a nie ślepo zakochanego
marzyciela – dodaje, gdy ty już prawie opuszczasz gabinet.
- Nie martw się. W przeciwieństwo co do niektórych nie
jestem suką – spoglądasz na nią sarkastycznie się uśmiechając.
Przywitajcie się z Mattem i Emilą
Oho... robi się ciekawie;) Będę
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;>
Początek mnie zaskoczył... i to bardzo, ale szczerze mówiąc, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Coś mi mówi, że mama Emilki, nie będzie zbyt zadowolona w przyszłości. A Mattowi też nie będzie z Emilką łatwo. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam Kukulka :*
OdpowiedzUsuńwoooooooooow naprawdę czytając ten rozdział nastawiam się mega pozytywnie, bo na bank będzie ciekawie! jak zawsze z Tobą!
OdpowiedzUsuńKOCHAM TWOJE BLOGI. WSZYSTKIE
Będzie się działo!! :D Nie rozkochiwać? Raczej mało prawdopodobne :)
OdpowiedzUsuńNo i jest Matt. Nie mogę się doczekać rozwinięcia. Wiem tylko jedno Andersonowi nie będzie z Emilką łatwo <3
OdpowiedzUsuńMua! <3
OdpowiedzUsuń