czwartek, 9 stycznia 2014

1000 metrów nad ziemią - 6

Unieś się nad ziemię 
Wysoko tak.
Nad ziemię...
Unieś się nad ziemię 
Wysoko tak...

Siedzi na fotelu pasażera w kotowym samochodzie. Skoczek już po chwili odpala silnik i rusza w trasę do jak na razie tylko jemu znanego celu. Na dworze prószą drobne  płatki śniegu, nadają klimatu ich wycieczce, bo chyba tak najtrafniej można nazwać ich podróż. Milczą. Oboje wsłuchują się w melodyjny głos Łukasza Mroza. Maciek wystukuje rytm o kierownicę, a Mery prawie niezauważalnie podryguje nogą. Włączają się i razem z artystą śpiewają refren 1000 metrów nad ziemią.
W końcu Kot zatrzymuje samochód na dość obszernym parkingu. Blondynka doskonale rozpoznaje to miejsce, jednak nie odzywa się ani słowem. Pozwala prowadzić się skoczkowi aż pod same bandy otaczające Wielką Krokiew.
Z zapartym tchem wpatruje się w belkę startową, która dla niej jest nieosiągalna. Jest zbyt wysoko. Zbyt daleko. Zbyt blisko nieba.
- Gdzie mnie prowadzisz? – pyta podążając za Maćkiem, który niebezpiecznie zbliża się w stronę wyciągu.
- Chce Ci pokazać jedyne miejsce, które trzymało mnie przy życiu, gdy.. się rozstaliśmy – przełyka gule rosnącą w gardle.
- Chyba nie chcesz wjechać ze mną na samą górę? – przerażona zaczyna się trzęść – przecież mam lęk wysokości!
- Każde lęki trzeba kiedyś pokonać – gdyby nigdy nic wzrusza ramionami.
Marysia wręcz kipi złością. Jest wściekła na swojego przyjaciela za to, że naraża ją na aż taką porcje stresu. Kot łapie ją za dłoń, co ma na celu dodania jej otuchy. Dzieje się wręcz przeciwnie. Blondynka peszy się, czuje jak jej policzki płoną żywym ogniem, a żadna gaśnica, ani nawet najlepsze jednostki straży pożarnej w potrojonej liczbie, nie mogą ugasić tego pożaru.
Gdy siedzą już na ławeczce posyła w jej kierunku pokrzepiający uśmiech, a po chwili ich stopy odrywają się od ziemi. Unoszą się coraz wyżej.
- Nie patrz w dół jak się boisz – poleca jej ciągle ściskając jej delikatną, malutką dłoń.
Nie patrzyła. Wbiła wzrok przed siebie, w poruszające się przed nimi ławeczki.
Nagle zawiewa ostry, zimny wiatr kołysząc krzesełkiem. Przeszły ją drgawki. Serce zaczyna jej bić coraz szybciej, a w myślach modli się tylko o to, aby szczęśliwie wjechać na sam szczyt.
Czuje rękę Maćka zarzuconą na jej kościste ramiona. Stara się. Pragnie naprawić swoje błędy.
- Nie bój się, przecież nic Ci się nie stanie – chłopak śmieje się melodyjnie składając pocałunek na jej czapce.
- Łatwo Ci mówić… to nie Ty masz lęk wysokości – fuka przygryzając od wewnątrz policzki.
W końcu dziewczyna czuje grunt pod swoimi stopami. Na chwilę wchodzą do umiejscowionego na szycie budynku, w którym skoczkowie oczekują na swoją kolejkę. Widok zapiera dech w piersiach. Widać praktycznie całe Zakopane. Piękne zimowe Zakopane, pokryte warstwą białego puchu.
- Tu jest… pięknie! – szepcze nie mogąc oderwać wzroku od ośnieżonych górskich szczytów.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba – odpiera opierając dłonie na metalowej rurce – wiesz dlaczego Cię tu przyprowadziłem?
- No mówiłeś, że to miejsce trzyma Cię przy życiu czy coś – wzrusza ramionami przenosząc swój wzrok na zatroskaną twarz Kota.
- Tylko tutaj siadając na belce startowej mogłem choć na chwilę pozbyć się wszystkich trosk, problemów, kłopotów, czy negatywnych myśl. Myślałem, że dzięki skakaniu zapomnie o najważniejszej dla mnie osobie na świecie, którą kochałem nad życie… i którą kocham nadal – mówi wpatrując się w jej niebieskie oczy – Mery kocham Cię, ale nie jako przyjaciółkę, czy siostrę. Kocham Cię jak dziewczynę. Jak kobietę z którą mógłbym spędzić resztę życia, ustatkować się, założyć rodzinę…
- Maciek, ja nie wiem co mam powiedzieć – wtrąca, gdy jego spojrzenie coraz bardziej ciąży jej na.. sercu.
- Wygłupiłem się? – wygina wargi w podkówkę spuszczając wzrok na dół.
- To nie tak – szybko zaprzecza.
- A jak?
Przez chwilę milczą stojąc twarzą w twarz. Dziewczyna wspina się na palce składając na ustach Kota nieśmiały pocałunek. Skoczek jest oszołomiony, ale bardzo szybko pozbywa się wszelkich obaw i napiera na jej wargi z całych sił. Cechuje ich namiętność i przede wszystkich tęsknota.
Bo od przyjaźni to miłości jest jeden krok, ale oni odkryli to dopiero 1000 metrów na ziemią. Dopiero tam uświadomili sobie co tak naprawdę czują i ile czasu zmarnowali przez swoje nieogarnięcie.
Teraz siedzą na belce startowej ze splecionymi dłońmi. Wparują się w przyszłość, gdzie maluje się ich wspólne życie, już nie jako pary przyjaciół, a dziewczyny i chłopaka połączonych trwałym uczuciem. Miłością.

A więc ciągle pamięta, o wszystkim.

A więc mnie kocha.


KONIEC

7 komentarzy:

  1. Piękny, wzruszający, niesamowity! szkoda, że ostatni ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba najlepsza tutaj historia :)
    wszystkie sa dobre, ale ta jest wyjatkowa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju. To takie piękne :') Mistrzostwo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Padam na kolana i walę pokłony! Jesteś mistrzynią! Nie ma drugiej tak doskonałej blogerki jak ty. Błagam, nigdy nie porzucaj pisania!

    Zapraszam do siebie:
    http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z wypowiedziami powyżej. Wszystkie opowiadania są super ale to jest mega wyjątkowe. Może to dlatego że tak bardzo lubię Maćka. Ten ostatni rozdział w całości ukradł moje serce. ON JEST IDEALNY !!!! Idealne połączenie rozdziału i tekstu piosenki. Właśnie za wybór piosenki przewodniej czapki z głów. Odkryli swoją miłość dopiero 1000 metrów nad ziemią jak bardzo ten tekst tam pasuje
    Proszę napisz coś jeszcze kiedyś o Kocie !!!!!
    POZDRAWIAM
    WINIAROWA♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam już wiele opowiadać, ale to jest magiczne. Świetnie pokazujesz miłość, która w obawie przed stratą ukochanej osoby chowa się w cień, jednocześnie raniąc zakochanych w sobie ludzi.
    Piosenki wplecione w rozdziały nie stanowiły odrębnego tekstu. Wręcz przeciwnie- spajały rozdziały w całość

    Zapraszam do siebie; http://otworz-sie-na-nowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń