Unieś się nad ziemię
Wysoko tak.
Nad ziemię...
Unieś się nad ziemię
Wysoko tak...
Siedzi na fotelu pasażera w kotowym samochodzie. Skoczek
już po chwili odpala silnik i rusza w trasę do jak na razie tylko jemu znanego
celu. Na dworze prószą drobne płatki
śniegu, nadają klimatu ich wycieczce, bo chyba tak najtrafniej można nazwać ich
podróż. Milczą. Oboje wsłuchują się w melodyjny głos Łukasza Mroza. Maciek
wystukuje rytm o kierownicę, a Mery prawie niezauważalnie podryguje nogą. Włączają
się i razem z artystą śpiewają refren 1000
metrów nad ziemią.
W końcu Kot zatrzymuje samochód na dość obszernym
parkingu. Blondynka doskonale rozpoznaje to miejsce, jednak nie odzywa się ani
słowem. Pozwala prowadzić się skoczkowi aż pod same bandy otaczające Wielką
Krokiew.
Z zapartym tchem wpatruje się w belkę startową, która dla
niej jest nieosiągalna. Jest zbyt wysoko. Zbyt daleko. Zbyt blisko nieba.
- Gdzie mnie prowadzisz? – pyta podążając za Maćkiem,
który niebezpiecznie zbliża się w stronę wyciągu.
- Chce Ci pokazać jedyne miejsce, które trzymało mnie
przy życiu, gdy.. się rozstaliśmy – przełyka gule rosnącą w gardle.
- Chyba nie chcesz wjechać ze mną na samą górę? –
przerażona zaczyna się trzęść – przecież mam lęk wysokości!
- Każde lęki trzeba kiedyś pokonać – gdyby nigdy nic
wzrusza ramionami.
Marysia wręcz kipi złością. Jest wściekła na swojego przyjaciela za to, że naraża ją na aż
taką porcje stresu. Kot łapie ją za dłoń, co ma na celu dodania jej otuchy. Dzieje
się wręcz przeciwnie. Blondynka peszy się, czuje jak jej policzki płoną żywym
ogniem, a żadna gaśnica, ani nawet najlepsze jednostki straży pożarnej w
potrojonej liczbie, nie mogą ugasić tego pożaru.
Gdy siedzą już na ławeczce posyła w jej kierunku
pokrzepiający uśmiech, a po chwili ich stopy odrywają się od ziemi. Unoszą się
coraz wyżej.
- Nie patrz w dół jak się boisz – poleca jej ciągle
ściskając jej delikatną, malutką dłoń.
Nie patrzyła. Wbiła wzrok przed siebie, w poruszające się
przed nimi ławeczki.
Nagle zawiewa ostry, zimny wiatr kołysząc krzesełkiem. Przeszły
ją drgawki. Serce zaczyna jej bić coraz szybciej, a w myślach modli się tylko o
to, aby szczęśliwie wjechać na sam szczyt.
Czuje rękę Maćka zarzuconą na jej kościste ramiona. Stara
się. Pragnie naprawić swoje błędy.
- Nie bój się, przecież nic Ci się nie stanie – chłopak śmieje
się melodyjnie składając pocałunek na jej czapce.
- Łatwo Ci mówić… to nie Ty masz lęk wysokości – fuka przygryzając
od wewnątrz policzki.
W końcu dziewczyna czuje grunt pod swoimi stopami. Na
chwilę wchodzą do umiejscowionego na szycie budynku, w którym skoczkowie
oczekują na swoją kolejkę. Widok zapiera dech w piersiach. Widać praktycznie
całe Zakopane. Piękne zimowe Zakopane, pokryte warstwą białego puchu.
- Tu jest… pięknie! – szepcze nie mogąc oderwać wzroku od
ośnieżonych górskich szczytów.
- Wiedziałem, że Ci się spodoba – odpiera opierając
dłonie na metalowej rurce – wiesz dlaczego Cię tu przyprowadziłem?
- No mówiłeś, że to miejsce trzyma Cię przy życiu czy coś
– wzrusza ramionami przenosząc swój wzrok na zatroskaną twarz Kota.
- Tylko tutaj siadając na belce startowej mogłem choć na
chwilę pozbyć się wszystkich trosk, problemów, kłopotów, czy negatywnych myśl. Myślałem,
że dzięki skakaniu zapomnie o najważniejszej dla mnie osobie na świecie, którą kochałem
nad życie… i którą kocham nadal – mówi wpatrując się w jej niebieskie oczy –
Mery kocham Cię, ale nie jako przyjaciółkę, czy siostrę. Kocham Cię jak
dziewczynę. Jak kobietę z którą mógłbym spędzić resztę życia, ustatkować się,
założyć rodzinę…
- Maciek, ja nie wiem co mam powiedzieć – wtrąca, gdy
jego spojrzenie coraz bardziej ciąży jej na.. sercu.
- Wygłupiłem się? – wygina wargi w podkówkę spuszczając
wzrok na dół.
- To nie tak – szybko zaprzecza.
- A jak?
Przez chwilę milczą stojąc twarzą w twarz. Dziewczyna wspina
się na palce składając na ustach Kota nieśmiały pocałunek. Skoczek jest
oszołomiony, ale bardzo szybko pozbywa się wszelkich obaw i napiera na jej
wargi z całych sił. Cechuje ich namiętność i przede wszystkich tęsknota.
Bo od przyjaźni to miłości jest jeden krok, ale oni
odkryli to dopiero 1000 metrów na ziemią.
Dopiero tam uświadomili sobie co tak naprawdę czują i ile czasu zmarnowali
przez swoje nieogarnięcie.
Teraz siedzą na belce startowej ze splecionymi dłońmi. Wparują
się w przyszłość, gdzie maluje się ich wspólne życie, już nie jako pary
przyjaciół, a dziewczyny i chłopaka połączonych trwałym uczuciem. Miłością.
A więc ciągle pamięta, o wszystkim.
A więc mnie kocha.
KONIEC
Piękny, wzruszający, niesamowity! szkoda, że ostatni ;(
OdpowiedzUsuńchyba najlepsza tutaj historia :)
OdpowiedzUsuńwszystkie sa dobre, ale ta jest wyjatkowa :)
<3
OdpowiedzUsuńJeju. To takie piękne :') Mistrzostwo.
OdpowiedzUsuńPadam na kolana i walę pokłony! Jesteś mistrzynią! Nie ma drugiej tak doskonałej blogerki jak ty. Błagam, nigdy nie porzucaj pisania!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/
Zgadzam się z wypowiedziami powyżej. Wszystkie opowiadania są super ale to jest mega wyjątkowe. Może to dlatego że tak bardzo lubię Maćka. Ten ostatni rozdział w całości ukradł moje serce. ON JEST IDEALNY !!!! Idealne połączenie rozdziału i tekstu piosenki. Właśnie za wybór piosenki przewodniej czapki z głów. Odkryli swoją miłość dopiero 1000 metrów nad ziemią jak bardzo ten tekst tam pasuje
OdpowiedzUsuńProszę napisz coś jeszcze kiedyś o Kocie !!!!!
POZDRAWIAM
WINIAROWA♥♥
Przeczytałam już wiele opowiadać, ale to jest magiczne. Świetnie pokazujesz miłość, która w obawie przed stratą ukochanej osoby chowa się w cień, jednocześnie raniąc zakochanych w sobie ludzi.
OdpowiedzUsuńPiosenki wplecione w rozdziały nie stanowiły odrębnego tekstu. Wręcz przeciwnie- spajały rozdziały w całość
Zapraszam do siebie; http://otworz-sie-na-nowe.blogspot.com