Nieważne to co było ale jaki masz plan
1000 metrów nad ziemią
My lubimy ten stan.
Niech będzie trampoliną każdy kolejny dzień,
A Ty wyżej
Unieś się wyżej.
Nie wahaj się.
Głowa pęka jej na miliard tysiąc pięćset kawałków.
Pulsuje niczym serce zakochanego w Walentynki. Trzymając dłoń na głowie wsuwa
na bose stopy pluszowe kapcie i chwiejnym krokiem wychodzi z pokoju. Jest
zaskoczona obrazkiem spotkanym w kuchni. Kot w fartuszku krąży między szafkami
przygotowując śniadanie.
- Co Ty tutaj robisz? – pyta zawiązując wokół pasa
sznurek od szlafroka.
- Po tym jak chciałaś się ze mną przespać położyłem Cię
na łóżku, a Ty od razu zasnęłaś – tłumaczy mieszając na patelni jajecznicę –
nie chciałem zostawiać Cię samej w takim stanie – spogląda na nią wymachując
drewnianą łyżką.
- Chciałam się z
Tobą przespać?! – dziewczyna nie kryje zaskoczenia.
Rozszerza źrenice nie mogąc wyjść z szoku. Przeraża ją
jej własne zachowanie. Może już czas zgłosić się do psychologa, albo od razu do
psychiatry? Chyba, że i na to jest już za późno.
- Byłaś kompletnie pijana, ale nie mam Ci niczego za złe
– uśmiecha się do niej przyjaźnie – idź się ogarnąć, a ja przygotuje śniadanie.
Nie wie co ma myśleć o tej całej sytuacji. Z butelką
schłodzonej wody mineralnej zamyka się w łazience. Teraz już wie co Maciek miał
na myśli mówiąc, że nie mógł zostawić jej w takim stanie. Resztki tuszu do rzęs
spłynęły po jej policzkach. Włosy nie przypominają delikatnych fal, które
zazwyczaj spokojnie spływają jej na ramiona. Tym razem wyglądają gorzej niż strach
na wróble połączony z Potworem z Loch Ness. Czym bardziej zanurza się w ciepłej
wodzie wypełniającej wannę. Głowę wkłada pod tafle wody na chwilę wstrzymując
oddech. Chce umrzeć. Pali ją wstyd. Chce zniknąć z powierzchni ziemi i z oczu
Kota. Pragnie cofnąć czas, aby nie dopuścić do wczorajszej sytuacji. Wzdycha
głęboko owijając się ręcznikiem. Drugim wyciera mokre włosy. Wciąga na nogi
ocieplane legginsy, a do tego dobiera luźny T-shirt. Jeszcze mokre włosy
rozczesuje pozwalając im do woli moczyć koszulkę. Z rozpalonymi od wstydu i
zażenowania policzkami wraca do kuchni, gdzie skoczek podaje jej już
jajecznicę.
- Po co tu wczoraj przyszedłeś? – rzuca bez zbędnych
ceregieli siadając przy drewnianym stole.
- Myślisz, że zapomniałbym o Twoich urodzinach? Przyniosłem
Ci kwiaty – ruchem dłoni wskazuje na bukiet kwiatów stojący na stoliku kawowym
w salonie.
Herbaciane róże…
więc nadal pamięta.
Siedzą naprzeciwko siebie mieląc widelcem w roztrzepanych
jajkach. Oboje zastanawiają się nad ostatnim wieczorem i tym co on ze sobą
niesie. Wbili wzrok w swoje talerze i mieląc zębami nie odzywają się do siebie
ani słowem. Maciek ukradkiem spogląda na dziewczynę. Nie może się powstrzymać. Chce
znów zasmakować jej malinowych ust, przytulić jej wątłe ciało do swojego torsu.
Chce znów mieć ją na wyłączność, ale nie jako przyjaciółkę. Chce być dla niej
kimś o wiele ważniejszym.
- Ubierz się ciepło, chcę Ci coś pokazać – rzuca zbierając
puste talerze.
- Ty sobie chyba kpisz – burczy Marysia nie zamierzając
nawet ruszać się z miejsca – to, że nagle się pojawiłeś, a ja po pijaku
chciałam Cię przelecieć, nie oznacza, że wróciliśmy do naszych dawnych relacji!
- Wciąż taka uparta – kręci z politowaniem głową – Mery,
albo się ubierasz sama, albo wrzucam Cię taką do samochodu i będziesz marznąć.
- Nie zamierzam z Tobą nigdzie jechać. Najlepiej będzie
jak już wyjdziesz – fuka odwracając się do niego plecami.
- Oj nie, moja droga. Nie zamierzam znów Cię stracić –
łapie ją w pasie i podnosząc do góry stawia w przedpokoju.
Bierze leżący na wielkiej skrzyni ciepły sweter i na siłę
przekłada go jej przez głowę. Oboje są niemiłosiernie uparci i żadne z nich nie
zamierza rezygnować ze swoich postanowień.
- Zostaje! – oznajmia blondynka siadając na brzegu
komody, w której zazwyczaj chowa czapki i rękawiczki.
- Boże, Mery… Przecież i tak dobrze wiesz, że pojedziesz –
łapie ją za dłoń głęboko patrząc w jej oczy.
- Kot, Ty znowu to robisz! Wykorzystujesz moje słabości,
aby postawić na swoim - oburza się nie mogąc
powstrzymać się od zatopienia się w tęczówkach skoczka.
- Więc to nadal działa? Dobrze wiedzieć – śmieje się
podając jej kurtkę.
W tym samym czasie sam ubiera swoje okrycie wierzchnie
i czapkę. Widząc jak Maria chce szybko
opuścić dom ponownie łapie ją za dłoń powstrzymując przed nieostrożnym wyjściem
na dwór i otrzymaniem w bonusie kilku wirusów i bakterii zmierzających do
zmieniania się w ostrą grypę, zapalenie płuc, czy anginę.
Pełen troski nałożył jej na głowę czapkę, a wokół szyi
zawiązał szalik. Tak bardzo kusiły go jej usta. Tak bardzo wabiły go jej oczy. Przejeżdża
kciukiem po jej policzku, zahaczając nim także o usta. Blondynka unosi wzrok
krzyżując ich spojrzenia. Stoją w milczeniu i bardzo bliskiej odległości. Jego oddech
owiewa jej twarz przyprawiając ją o gęsia skórkę, której na szczęście nie było
widać pod kilkoma warstwami ciepłych ubrań, i dreszcze, które on z łatwością
wyczuł.
Czyli jednak nie zapomniał.
Czyli ciągle pamięta.
***
dobra Miśki następny już będzie epilogiem.
trzymajcie się w tym nowym roku.
Jak zawsze brak słów. Twoje każde zdanie, słowo, czyta się tak lekko i fajnie, że powinno być to zabronione. ;D Szkoda, że już epilog, ale nie mogę się doczekać następnego opowiadania! ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie:
http://opowiadanie-o-asseco-resovii.blogspot.com/