Wieczorem usiedliście na kanapie z talerzem smakowicie
wyglądających kanapek. Pierwszy raz odkąd opuściłaś szpital, mogłaś zjeść „normalny”
posiłek. Miałaś po dziurki w nosie kleików, owsianek, czy śladowej ilości
żółtego sera na czerstwym pieczywie. Wreszcie mogłaś napisać się gorącej herbaty,
a nie zimnej herbatopodobnej lury. I wreszcie miałaś towarzystwo człowieka, a
nie samotne cztery „białe” ściany.
- To co dzisiaj oglądamy? – niby standardowe pytanie,
jednakże wywołało u Ciebie smutek i żal.
Przypomniałaś sobie pierwsze tygodnie wspólnego
mieszkania z Marcinem. Jak codziennie siadaliście na skórzanej kanapie i
debatowaliście nad tytułem filmu, który miał Wam umilić wieczór. Czułaś się
cholernie źle i nawet nie spostrzegłaś jak kolejne łzy spływały po Twoich
policzkach.
- Ewuś, co się dzieje? – troskliwy głos Michała wzbudził
u Ciebie kolejny wybuch płaczu.
Dziwnym sposobem miałaś wyrzuty sumienia. Obwiniałaś się
za to, że Marcin teraz siedzi w areszcie i byłaś w stanie nawet wycofać oskarżenie,
wybaczyć Mu wszystko i wpaść w Jego ramiona, jak za dawnych, dobrych czasów. Kochałaś
go i za cholerę nie umiałaś tego zmienić.
„Zazwyczaj My Kobiety kochamy tych skurwieli którzy wprowadzą łzy
do naszego życia.
Rozkochają nas w sobie i zapewnią ból...
Tak My Kobiety nie umiemy pokochać tego kto kocha Nas bardziej niż
My Jego.”
- Nie płacz Ewka. Nie warto – przyciągnął Twoje podatne
na wszystko, zmęczone ciało bliżej siebie i mocno przytulił.
- Ale ja Go kurwa kocham! – wykrzyczałaś spoglądając na
siatkarza zapłakanym wzrokiem.
- Wiem Ewcia, wiem. I nie oczekuje od Ciebie nagłego
odkochania się. Wróżką nie jestem i nie dam Ci eliksiru na zapomnienie, ale
postaram Ci się pomóc.
Słowa Michała wniosły w Twoje życie nową nadzieje. Teraz byłaś
pewna, że możesz na Niego liczyć w każdej sytuacji.
- Nie patrz tak na mnie – wygarnęłaś widząc ten
rozmarzony, jakby nieobecny wzrok Kubiaka spoczywający na Twoim ciele.
- Że niby jak?
- Tak jakby między nami mogło coś być – wyszeptałaś łamliwym
głosem.
Nic nie odpowiedział. Tylko zamknął Cię w jeszcze
silniejszym uścisku, dodatkowo całując w czoło.
Czułaś się bezpieczna – nareszcie.
Nie chciałaś dać tego po sobie poznać, ale panicznie
bałaś się zostać sama w domu. Nie mogłaś jednak dać tego po sobie poznać, w przeciwnym
razie Michał po raz kolejny zrezygnowałby z treningów.
Zaraz po jego wyjściu dokładnie zamknęłaś mieszkanie i
zaszyłaś się w swoim pokoju. Odliczałaś minuty do powrotu Kubiaku, a napięcie
sięgnęło zenitu, gdy usłyszałaś pukanie do drzwi. Na chwiejnych, niczym z waty,
nogach wyszłaś z pokoju. Spojrzałaś przez wizjer w dłoni ściskając potężny
stojak na kurtki. Widząc Sylwie odetchnęłaś z ulgą. Wpuściłaś kubiakową siostrę
do mieszkania, nerwowo zamykając za nią drzwi.
- Cały czas boję się, że Marcin mnie znajdzie, że tu
przyjdzie – wyznałaś podajac dziewczynie kubek z kawa.
- Ewa, przecież dobrze wiesz, że Marcin jest teraz w areszcie
.
- Będę musiała zobaczyć się z nim na rozprawie, to
przeraża mnie chyba w tym wszystkim najbardziej.
- Michał załatwił już tą sprawę. Jeżeli chcesz nie musisz
zeznawać.
- Nie chce już okazywać słabości wobec tego skurwysyna.
- Rozprawa jest za dwa tygodnie, masz jeszcze czas aby to
przemyśleć.
- Już wróciłem!- po mieszkaniu rozniósł się głos Michała,
a już po chwili chłopak siedział na fotelu ze szklanką soku pomarańczowego – o czym
tak dyskutujecie?
- O niczym ważnym – uprzedziłaś w odpowiedzi wyrywającą się
do zebrania głosu Sylwie.
Nie chciałaś, aby przyjmujący jeszcze bardziej się o
Ciebie martwił. Przysporzyłaś Mu wystarczająco dużo problemów.
Sylwia opuściła Was dopiero wieczorem, uprzednio dając Ci
dobitnie do zrozumienia, że wszystko
będzie dobrze.
Powoli zaczęłaś przyzwyczajać się do mieszkania z
Kubiakiem, mimo to nie odważyłaś się jeszcze wyjść „do ludzi”. Twoje ciało
ciągle było poobijanie i posiniaczone. Schudłaś, zbladłaś. Wyglądałaś jak cień
człowieka. Wrak. Strach przejął nad
Tobą kontrolę, a apogeum osiągnął przed salą rozpraw.
Od samego rana bolał Cię brzuch i kręciło się w głowie. Z
ledwością „wmusiłaś” w siebie zjedzenie
śniadania. Ale to nie było najgorsze. Najgorsze miało dopiero nastąpić.