Budzisz się czując niemiłosierne pieczenie w przełyku. Szybko
podnosisz się do pozycji siedzącej, czując jak od środka rozsadza Ci głowę.
Nerwowo rozglądasz się po pomieszczeniu próbując przypomnieć sobie wydarzenia
ostatniej nocy. Dopiero leżący obok Ciebie mężczyzna uświadamia Ci, gdzie się
znajdujesz i jak głupio wczoraj postąpiłaś.
Najciszej jak tylko potrafisz opuszczasz łóżko. W biegu
zakładasz na siebie sukienkę i chwytasz
szpilki, by już po chwili naciskać klamkę drzwi swojego mieszkania.
- Cholera, zamknięte – mruczysz pod nosem, rzucając jeszcze
kilka bardziej lub mniej niecenzuralnych słów.
Zaczynasz maltretować Bogu winny dzwonek, drugą ręką
mocno uderzając w mahoniową fasadę drzwi.
Po kilku chwilach otwiera Ci zaspany Anderson z widocznie
malująca się na tej pięknej, iście hollywoodzkiej twarzy ulgą.
- Emi! – krzyknął i, o dziwo!, zamknął mnie w szczelnym
uścisku – Cholernie się martwiłem!
- Nie przesadzaj – odparłaś próbując się od niego
odkleić.
Oczywiście w innych okolicznościach pewnie skakałabyś z
radości tonąc w objęciach najseksowniejszego siatkarza Ameryki Północnej, bo w
Twoim mniemaniu Matthew jednogłośnie zasługuje na to miano i bezapelacyjnie
wygrałby taki konkurs. Jednakże w tej chwili nie wybaczyłaś mu jeszcze faktu,
że wciska swój język do jamy ustnej Twojej nowej blond sąsiadki. Dodatkowo
czułaś wszechogarniający wstyd za lekkomyślność jaką wczoraj się popisałaś.
- Emila… - szepnął niepewnie zakładając za ucho
luźny kosmyk Twoich niesfornych włosów –
Ty naprawdę nie wiesz, że jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym?
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej! Teraz daj mi
spokój!
Wyzywając Andersona od najgorszych popaprańców zniknęłaś
w łazience. Strumień zimnej wody rozpryskiwał się, gdy tylko dotarł do Twojej
skóry.
To wszystko zaczynało Cię przerastać. Myślałaś, że jesteś
o wiele twardsza i nikt nigdy nie wyrządzi Ci krzywdy. Wczorajszego wieczora
przekonałaś się, że wcale tak nie jest. Najpierw Anderson doszczętnie rozbił
Cię psychicznie, a na deser Paweł skrzywdził się fizycznie. Opadłaś zmęczona na
chłodne kafelki okręcając się jedynie białym, puchatym ręcznikiem. Po Twoich
policzkach spływały kolejny łzy, a przecież przyrzekłaś sobie kiedyś, że Emilia
Nowosielska już nigdy nie będzie płakać, tym bardziej z powodu człowieka.
- Możemy porozmawiać? – usłyszałaś niepewny głos
siatkarza od którego w tym momencie oddzielały Cię tylko jasnobrązowe drzwi.
- Odwal się! – wrzasnęłaś pomiędzy kolejnymi
pociągnięciami nosem.
Nie chciałaś go też oglądać. Nie chciałaś widzieć nikogo.
Wolałaś przecierpieć to w samotności. Jednakże Anderson nie odczytał poprawnie
Twoich intencji. Wparował do łazienki, a widząc Cię w tak opłakanym stanie
zamknął Twoje wątłe ciało w szczelnym uścisku.
- Nie dotykaj mnie! Wyjdź stąd! – krzyczałaś, ale On
jeszcze bardziej zacieśniał uścisk.
Aż w końcu odpuściłaś. Przylgnęłaś do jego torsu,
kompletnie przemaczając jego granatowy podkoszulek. Czułaś jego ciepłe palce
zaciskające się na skórze Twoich pleców. Przechodziły Cię dreszcze, gdy Jego
oddech owiewał Twoją szyję. Wzdrygnęłaś się. Nie chciałaś powtórzyć
wczorajszego błędu. Nie chciałaś zostać kolejny raz skrzywdzona. Nie chciałaś
czuć się jak dziwka, która na każde
zawołanie może sprawić komuś przyjemność.
Byłaś emocjonalnym wrakiem. A przecież wczoraj chciałaś
tylko utrzeć trochę nosa przyjmującemu, zobaczyć czy zależy mu na Tobie. Teraz
boisz się dopuścić go do Ciebie.
Doskonale wiesz, że On nie zasługuje na Ciebie – głupią
lafiryndę. Bo nią właśnie się czułaś. Czułaś się łatwa i skrzywdzona. Cholernie
skrzywdzona przez swoją własną głupotę.
Poczułaś jak siatkarz delikatnie odciąga Cię od swojego
torsu, świdrował Cię przenikliwym spojrzeniem. Przejechał kciukiem po Twoich
wargach, by po chwili miękko położyć na nich swoje pełne usta.
- Nie… - szepnęłaś, pośpiesznie wstając z podłogi – Lepiej
będzie jeśli wybierzesz Elizkę.
Wybiegłaś z łazienki zatrzaskując się w swojej sypialni.
Łzy ciurkiem leciały po Twoich policzkach. W niczym nie przypominałaś Emilii
sprzed przyjazdu Amerykanina, Emilii, która wygrywała każdą potyczkę na cięty
język, Emilii, która po trupach dążyła do celu.
Teraz byłaś Emilią, która myślała jedynie o zniknięciu z
tego świata. Rozbitą psychicznie dziewczyną, która w ciągu jednego wieczora
pogubiła się w swoim życiu, odeszła od wcześniejszego kanonu istnienia. Emilii,
która była zakochana ale jednocześnie śmiertelnie bała się tej miłości.
Nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że najgorsze
miało dopiero nastąpić.
Ostatnie zdanie jest jeszcze bardziej niepokojące niż cały rozdział...
OdpowiedzUsuńNieźle jej się życie posypało...:(
Ogólnie cudownie jak zawsze i czekam na ciąg dalszy ^^