sobota, 3 stycznia 2015

Life is a game made for everyone and love is a prize - 8

Budzisz się czując niemiłosierne pieczenie w przełyku. Szybko podnosisz się do pozycji siedzącej, czując jak od środka rozsadza Ci głowę. Nerwowo rozglądasz się po pomieszczeniu próbując przypomnieć sobie wydarzenia ostatniej nocy. Dopiero leżący obok Ciebie mężczyzna uświadamia Ci, gdzie się znajdujesz i jak głupio wczoraj postąpiłaś.
Najciszej jak tylko potrafisz opuszczasz łóżko. W biegu zakładasz na siebie sukienkę  i chwytasz szpilki, by już po chwili naciskać klamkę drzwi swojego mieszkania.
- Cholera, zamknięte – mruczysz pod nosem, rzucając jeszcze kilka bardziej lub mniej niecenzuralnych słów.
Zaczynasz maltretować Bogu winny dzwonek, drugą ręką mocno uderzając w mahoniową fasadę drzwi.
Po kilku chwilach otwiera Ci zaspany Anderson z widocznie malująca się na tej pięknej, iście hollywoodzkiej  twarzy ulgą.
- Emi! – krzyknął i, o dziwo!, zamknął mnie w szczelnym uścisku – Cholernie się  martwiłem!
- Nie przesadzaj – odparłaś próbując się od niego odkleić.
Oczywiście w innych okolicznościach pewnie skakałabyś z radości tonąc w objęciach najseksowniejszego siatkarza Ameryki Północnej, bo w Twoim mniemaniu Matthew jednogłośnie zasługuje na to miano i bezapelacyjnie wygrałby taki konkurs. Jednakże w tej chwili nie wybaczyłaś mu jeszcze faktu, że wciska swój język do jamy ustnej Twojej nowej blond sąsiadki. Dodatkowo czułaś wszechogarniający wstyd za lekkomyślność jaką wczoraj się popisałaś.
- Emila… - szepnął niepewnie zakładając za ucho luźny  kosmyk Twoich niesfornych włosów – Ty naprawdę nie wiesz, że jesteś dla mnie kimś bardzo ważnym?
- Trzeba było o tym pomyśleć wcześniej! Teraz daj mi spokój!
Wyzywając Andersona od najgorszych popaprańców zniknęłaś w łazience. Strumień zimnej wody rozpryskiwał się, gdy tylko dotarł do Twojej skóry.
To wszystko zaczynało Cię przerastać. Myślałaś, że jesteś o wiele twardsza i nikt nigdy nie wyrządzi Ci krzywdy. Wczorajszego wieczora przekonałaś się, że wcale tak nie jest. Najpierw Anderson doszczętnie rozbił Cię psychicznie, a na deser Paweł skrzywdził się fizycznie. Opadłaś zmęczona na chłodne kafelki okręcając się jedynie białym, puchatym ręcznikiem. Po Twoich policzkach spływały kolejny łzy, a przecież przyrzekłaś sobie kiedyś, że Emilia Nowosielska już nigdy nie będzie płakać, tym bardziej z powodu człowieka.
- Możemy porozmawiać? – usłyszałaś niepewny głos siatkarza od którego w tym momencie oddzielały Cię tylko jasnobrązowe drzwi.
- Odwal się! – wrzasnęłaś pomiędzy kolejnymi pociągnięciami nosem.
Nie chciałaś go też oglądać. Nie chciałaś widzieć nikogo. Wolałaś przecierpieć to w samotności. Jednakże Anderson nie odczytał poprawnie Twoich intencji. Wparował do łazienki, a widząc Cię w tak opłakanym stanie zamknął Twoje wątłe ciało w szczelnym uścisku.
- Nie dotykaj mnie! Wyjdź stąd! – krzyczałaś, ale On jeszcze bardziej zacieśniał uścisk.
Aż w końcu odpuściłaś. Przylgnęłaś do jego torsu, kompletnie przemaczając jego granatowy podkoszulek. Czułaś jego ciepłe palce zaciskające się na skórze Twoich pleców. Przechodziły Cię dreszcze, gdy Jego oddech owiewał Twoją szyję. Wzdrygnęłaś się. Nie chciałaś powtórzyć wczorajszego błędu. Nie chciałaś zostać kolejny raz skrzywdzona. Nie chciałaś czuć się jak dziwka, która na każde zawołanie może sprawić komuś przyjemność.
Byłaś emocjonalnym wrakiem. A przecież wczoraj chciałaś tylko utrzeć trochę nosa przyjmującemu, zobaczyć czy zależy mu na Tobie. Teraz boisz się dopuścić go do Ciebie.
Doskonale wiesz, że On nie zasługuje na Ciebie – głupią lafiryndę. Bo nią właśnie się czułaś. Czułaś się łatwa i skrzywdzona. Cholernie skrzywdzona przez swoją własną głupotę.
Poczułaś jak siatkarz delikatnie odciąga Cię od swojego torsu, świdrował Cię przenikliwym spojrzeniem. Przejechał kciukiem po Twoich wargach, by po chwili miękko położyć na nich swoje pełne usta.
- Nie… - szepnęłaś, pośpiesznie wstając z podłogi – Lepiej będzie jeśli wybierzesz Elizkę.
Wybiegłaś z łazienki zatrzaskując się w swojej sypialni. Łzy ciurkiem leciały po Twoich policzkach. W niczym nie przypominałaś Emilii sprzed przyjazdu Amerykanina, Emilii, która wygrywała każdą potyczkę na cięty język, Emilii, która po trupach dążyła do celu.
Teraz byłaś Emilią, która myślała jedynie o zniknięciu z tego świata. Rozbitą psychicznie dziewczyną, która w ciągu jednego wieczora pogubiła się w swoim życiu, odeszła od wcześniejszego kanonu istnienia. Emilii, która była zakochana ale jednocześnie śmiertelnie bała się tej miłości.
Nawet nie zdawałaś sobie sprawy z tego, że najgorsze miało dopiero nastąpić.


1 komentarz:

  1. Ostatnie zdanie jest jeszcze bardziej niepokojące niż cały rozdział...
    Nieźle jej się życie posypało...:(
    Ogólnie cudownie jak zawsze i czekam na ciąg dalszy ^^

    OdpowiedzUsuń