Uderzył Cię. A ty znów mu wybaczyłaś. Twoja miłość do Niego była na tyle duża, że nie potrafiłaś od Niego odejść.
Do czasu.
Do czasu, gdy znów poczułaś Jego dłoń wymierzającą Ci siarczysty cios w prawy policzek.
Do czasu, kiedy nie uderzyłaś biodrem o kant stołu.
Do czasu, gdy na całym Twoim ciele nie było nawet milimetra kwadratowego wolnego od sińców, świeżych ran i gojących się blizn.
Wtedy już nie wytrzymałaś. Pękłaś, a wraz z Tobą to wspaniałe uczucie, cholerna miłość, która od dwóch lat trzymała Cię przy Nim. Przecież miało być tak pięknie. Zamieszkaliście razem. Chcieliście się pobrać, wyjechać w podróż dookoła świata, mieć trójkę dzieci. Miało być tak pięknie. Miałaś budzić się koło Niego każdego ranka i zasypiać każdego wieczora. Miało być. Czas przeszły.
Zebrałaś w sobie resztki godności, strzępki odwagi i buzującą w całym Twoim organizmie złość. Wygarnęłaś Mu to co ostatnimi tygodniami zalegało na Twoim sercu. Zrobiłaś coś co powinno stać się już dawno temu. Przyznałaś, że był Twoją największą porażką, życiowym błędem. Patrząc Mu prosto w oczy powiedziałaś, że odchodzisz od Niego, że to koniec, że nie możesz być dłużej z takim brutalem jakim się okazał.
A co na to On?
Znów Cię uderzył. Wybiegłaś z płaczem z mieszkania przykładając dłoń do zaczerwionego policzka.
Dwa piętra niżej stratowałaś młodą kobietę.
- Nic pani nie jest? - przejęłaś się, gdyż nieznajoma z impetem runęła na posadzkę.
- Mi nic, ale pani nie wygląda najlepiej. Tą ranę nad brwią trzeba opatrzyć. Niech pani wejdzie ze mną do mieszkania. Jestem lekarką. Poradzimy sobie ze wszystkim.
Zdezorientowana weszłaś do mieszkania wskazanego przez kobietę. Za jej poleceniem usiadłaś przy kuchennej wyspie.
- Ale się pani doprawiła - zagaiła przemywając ranę - co się tak właściwie stało? Bo te zadrapania to raczej nie przypadek.
- Nie chciałabym o tym mówić - wyszeptałaś łamiącym głosem, a łzy wypłynęły z Twoich oczu.
- trochę nie tak zaczęłyśmy naszą znajomość - brunetka szeroko się uśmiechnęła - Sylwia jestem.
- Ewa - niepewnie uścisnęłaś dłoń kobiety.
Sylwia przykleiła plaster na Twoje czoło, po czym postawiła na stole dwa kubki gorącej herbaty.
Znów pękłaś. Wypłakałaś się w Jej ramię i opowiedziałaś wszystko co zdarzyło się w ciągu minionych najgorszych tygodni Twojego życia.
Mówiąc Jej o tym nie czułaś się dziwnie, niekomfortowo; zapomniałaś, że znacie się raptem kilkadziesiąt minut. W tym czasie Sylwia była jedyną osobą, którą obdarzyłaś zaufaniem. Bez najmniejszego zawahania mogłaś określić Ją mianem Twojej przyjaciółki. Jeszcze bardziej w tym stwierdzeniu upewniła Cię Jej oferta. Zaproponowała, a raczej rozkazała, abyś została u Niej. Jutro, gdy On będzie w pracy wejdziecie do mieszkania i zabierzecie Twoje rzeczy.
Pościeliła Ci łóżko w pokoju gościnnym. Przykazała wziąć prysznic. Zrobiła kolację. I nawet pożyczyła Ci do spania jedną z koszulek jej brata.
Obudziły Cię promienie wschodzącego słońca. Przedarły się przed drewniane żaluzje i mocno ogrzewały Twoją twarz. Leniwie zrzuciłaś nogi na puchaty dywan, po czym podreptałaś do łazienki. Stanęłaś nad umywalką i zimną wodą przemyłaś zaspaną twarz. Podniosłaś głowę do góry i napotkałaś swoje odbicie w lustrze. Ogromny siniak na prawym poliku nie dodawała Ci uroku, czy seksapilu, a wręcz przeciwnie: tylko Cię oszpecał. Oderwałaś plater przylepiony na skroni i palcem przejechałaś po skrzepniętej krwi. Pozwoliłaś użyć sobie szczotki Sylwii i przeczesałaś swoje ciemnobrązowe fale. W kuchni odnalazłaś notatkę zaadresowaną do Ciebie. Sylwie przepraszała Cię, że musiała wyjść do pracy, bo jej koleżanka zachorowała i ktoś musiał zastąpić Ją na dyżurze. Jednocześnie zapewniała, że w okolicach godziny jedenastej w mieszkaniu pojawi się Jej brat i pomoże Ci przenieść rzeczy ze starego mieszkania.
Parę minut przed jedenastą usłyszałaś brzęk kluczy, a po chwili w drzwiach ujrzałaś wysokiego bruneta. Wydawało Ci się, że skądś Go znasz, że gdzieś Go już widziałaś, ale gdy dochodziłaś do tego kim może być ów mężczyzna, wszystko rozmazywało się i już niczego nie byłaś pewna.
Kubiaczku, nadchodzę.
Na razie pojawiam się tylko tutaj, Dzięki spale... i Siatkówka jest bowiem... pozostaną na razie niedokończone. Brak czasu. Brak weny. Brak tej cholernej motywacji. Spokojnie, postaram się powrócić, o ile Wy tego jeszcze chcecie.
Dla Kaśki, bo chciała, bo czeka <3
Do czasu.
Do czasu, gdy znów poczułaś Jego dłoń wymierzającą Ci siarczysty cios w prawy policzek.
Do czasu, kiedy nie uderzyłaś biodrem o kant stołu.
Do czasu, gdy na całym Twoim ciele nie było nawet milimetra kwadratowego wolnego od sińców, świeżych ran i gojących się blizn.
Wtedy już nie wytrzymałaś. Pękłaś, a wraz z Tobą to wspaniałe uczucie, cholerna miłość, która od dwóch lat trzymała Cię przy Nim. Przecież miało być tak pięknie. Zamieszkaliście razem. Chcieliście się pobrać, wyjechać w podróż dookoła świata, mieć trójkę dzieci. Miało być tak pięknie. Miałaś budzić się koło Niego każdego ranka i zasypiać każdego wieczora. Miało być. Czas przeszły.
Zebrałaś w sobie resztki godności, strzępki odwagi i buzującą w całym Twoim organizmie złość. Wygarnęłaś Mu to co ostatnimi tygodniami zalegało na Twoim sercu. Zrobiłaś coś co powinno stać się już dawno temu. Przyznałaś, że był Twoją największą porażką, życiowym błędem. Patrząc Mu prosto w oczy powiedziałaś, że odchodzisz od Niego, że to koniec, że nie możesz być dłużej z takim brutalem jakim się okazał.
A co na to On?
Znów Cię uderzył. Wybiegłaś z płaczem z mieszkania przykładając dłoń do zaczerwionego policzka.
Dwa piętra niżej stratowałaś młodą kobietę.
- Nic pani nie jest? - przejęłaś się, gdyż nieznajoma z impetem runęła na posadzkę.
- Mi nic, ale pani nie wygląda najlepiej. Tą ranę nad brwią trzeba opatrzyć. Niech pani wejdzie ze mną do mieszkania. Jestem lekarką. Poradzimy sobie ze wszystkim.
Zdezorientowana weszłaś do mieszkania wskazanego przez kobietę. Za jej poleceniem usiadłaś przy kuchennej wyspie.
- Ale się pani doprawiła - zagaiła przemywając ranę - co się tak właściwie stało? Bo te zadrapania to raczej nie przypadek.
- Nie chciałabym o tym mówić - wyszeptałaś łamiącym głosem, a łzy wypłynęły z Twoich oczu.
- trochę nie tak zaczęłyśmy naszą znajomość - brunetka szeroko się uśmiechnęła - Sylwia jestem.
- Ewa - niepewnie uścisnęłaś dłoń kobiety.
Sylwia przykleiła plaster na Twoje czoło, po czym postawiła na stole dwa kubki gorącej herbaty.
Znów pękłaś. Wypłakałaś się w Jej ramię i opowiedziałaś wszystko co zdarzyło się w ciągu minionych najgorszych tygodni Twojego życia.
Mówiąc Jej o tym nie czułaś się dziwnie, niekomfortowo; zapomniałaś, że znacie się raptem kilkadziesiąt minut. W tym czasie Sylwia była jedyną osobą, którą obdarzyłaś zaufaniem. Bez najmniejszego zawahania mogłaś określić Ją mianem Twojej przyjaciółki. Jeszcze bardziej w tym stwierdzeniu upewniła Cię Jej oferta. Zaproponowała, a raczej rozkazała, abyś została u Niej. Jutro, gdy On będzie w pracy wejdziecie do mieszkania i zabierzecie Twoje rzeczy.
Pościeliła Ci łóżko w pokoju gościnnym. Przykazała wziąć prysznic. Zrobiła kolację. I nawet pożyczyła Ci do spania jedną z koszulek jej brata.
Obudziły Cię promienie wschodzącego słońca. Przedarły się przed drewniane żaluzje i mocno ogrzewały Twoją twarz. Leniwie zrzuciłaś nogi na puchaty dywan, po czym podreptałaś do łazienki. Stanęłaś nad umywalką i zimną wodą przemyłaś zaspaną twarz. Podniosłaś głowę do góry i napotkałaś swoje odbicie w lustrze. Ogromny siniak na prawym poliku nie dodawała Ci uroku, czy seksapilu, a wręcz przeciwnie: tylko Cię oszpecał. Oderwałaś plater przylepiony na skroni i palcem przejechałaś po skrzepniętej krwi. Pozwoliłaś użyć sobie szczotki Sylwii i przeczesałaś swoje ciemnobrązowe fale. W kuchni odnalazłaś notatkę zaadresowaną do Ciebie. Sylwie przepraszała Cię, że musiała wyjść do pracy, bo jej koleżanka zachorowała i ktoś musiał zastąpić Ją na dyżurze. Jednocześnie zapewniała, że w okolicach godziny jedenastej w mieszkaniu pojawi się Jej brat i pomoże Ci przenieść rzeczy ze starego mieszkania.
Parę minut przed jedenastą usłyszałaś brzęk kluczy, a po chwili w drzwiach ujrzałaś wysokiego bruneta. Wydawało Ci się, że skądś Go znasz, że gdzieś Go już widziałaś, ale gdy dochodziłaś do tego kim może być ów mężczyzna, wszystko rozmazywało się i już niczego nie byłaś pewna.
Kubiaczku, nadchodzę.
Na razie pojawiam się tylko tutaj, Dzięki spale... i Siatkówka jest bowiem... pozostaną na razie niedokończone. Brak czasu. Brak weny. Brak tej cholernej motywacji. Spokojnie, postaram się powrócić, o ile Wy tego jeszcze chcecie.
Dla Kaśki, bo chciała, bo czeka <3
Czekamy, chcemy, czytamy! CCC pozdrawia :D
OdpowiedzUsuńKubiak <3
OdpowiedzUsuńCzekałam, czekałam i nareszcie się doczekałam :D
Wierna fanka <3
UsuńCo za bydlak! Nie wiem, co bym takiemu zrobiła -,- Dobrze, że ma się gdzie podziać i znalazła osobę, która jej pomoże. A widzę, że i braciszek Sylwii będzie miał w tym swój udział.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział mam do ciebie pytanie dlaczego nie dodajesz nowych postów na volleyballstorydream.blogspot.com
OdpowiedzUsuńbrak pomysłu na kontynuacje. brak jak najszczerszych chęci. głowa zapełniona czymś innym.
Usuńpostaram się dokończyć to opowiadanie i oby się udało.
Bym padła na posadzkę jakby tym sku*****kiem był ktoś z drużyny Kubiaczka(jak napisałaś).
OdpowiedzUsuńMichaś awwww.... *.* ^.^ ^w^