czwartek, 31 stycznia 2013

bo magia tkwi w tajemnicy - 2

Bełchatów -  miasto i gmina w województwie łódzkim, siedziba powiatu bełchatowskiego. Położone na Wzniesieniach Południowomazowieckich, nad rzeką Rakówką, ok. 50 km na południe od Łodzi i ok. 25 km na zachód od Piotrkowa Trybunalskiego.
Bełchatów - tutaj pierwszy raz się zakochałam, pierwszy raz dałam chłopakowi kosza, pierwszy raz przeżyłam swój zawód miłosny. 
Bełchatów - tu stawiałam swoje pierwsze kroki na siatkarskim parkiecie. 
Bełchatów - moje miasto. Mój dom. Moja mała o j c z y z n a. 

Z samego rana pojechałam z ojcem do na bełchatowską halę. Dziś Skrzaty miały poranny trening na siłowni, a po południu dwie godziny na sali. Jak to już od niepamiętnych czasów bywało mój tatulek musiał być wszędzie przed czasem. Tak więc byliśmy pierwsi. Pozwoliłam sobie skorzystać z pustej szatni chłopaków i zamieniłam moje ciemne dżinsy na sportowe legginsy, a kraciastą koszulę na luźny T-shirt z logiem PGE Skry. Uprzednie ubrania włożyłam do swojej sportowej torby, po czym postawiłam ją w kącie tak aby nie przeszkadzała przebierającym się zawodnikom. Zgarnęłam jeszcze butelkę wody mineralnej i odtwarzacz MP4. Z małymi trudnościami odnalazłam siłownię i po oficjalnym zapoznaniu się z innymi pracownikami sztabu zajęłam jedną z bieżni. Włożyłam niebieskie słuchawki w uszy i co chwilę podkręcając tempo biegania zatracałam się w muzyce. Nawet nie zauważyłam, że w pomieszczeniu zrobiło się tłoczno, a oczy wszystkich siatkarzy utkwione były w moim ciągle poruszającym się ciele. Speszona ich wpatrującymi się, aż do tego stopnia, że nawet nie mrugali, gałkami ocznymi zeszłam z bieżni i upijając kilka łyków z mojej butelki udałam się w zaciszne miejsce w drugiej części pomieszczenia. Usiadłam na parkiecie i poprawiłam rozwalającego się koka. Rozejrzałam się po tych zapełnionych co do milimetra czterech kątach. Tak, zdecydowanie wybrałam najlepszy punkt obserwacyjny. Powoli analizowałam każdego siatkarza. Nazwiska kilku z nich kojarzyłam, ale większości nie wiedziałam o ich istnieniu. Po dwóch godzinach morderczego wysiłku na siłowni, trener zakończył tą część treningu i przypomniał wszystkim o części popołudniowej. Zaczekałam aż wszyscy wyjdą, po czym sama zabierając już pusty, zgnieciony plastik udałam się do wyjścia. Zatrzymałam się przed szatnianymi drzwiami i zaciskając dłoń w pięść niepewnie w nie zastukałam. Słysząc głuche proszę uchyliłam prostokąt wykonany z bliżej nieznanego mi surowca.
- ja tylko po torbę - uśmiechnęłam się delikatnie i chwyciwszy moją własność opuściłam pomieszczenie tak szybko jak się tam znalazłam. 

Mój kochany ojczulek nie zamierzał wracać w przerwie między treningami do domu, więc rzucając mi klucze kazał zabrać samochód. Po długim namyśle, postanowiłam również nie wracać i oddałam mu klucze. W łazience przebrałam się w "cywilne" ubrania i wyszłam przed halę. Porozglądałam się po okolicy w celu przypomnienia sobie drogi do mojej ulubionej pizzerii. Jednak moja pamięć nie spełniła oczekiwanego rezultatu. Chwała człowiekowi, który wymyślił GPS. Odpaliłam aplikację i wstukałam nazwę knajpki. Program pokierował mnie pod same drzwi Anabell. Usiadłam przy jednym ze stolików i dokładnie przestudiowałam menu. Zamówiłam jedną z mniejszych porcji, a drugą poprosiłam na wynos. Zjadłam włoskie danie i zapłaciłam kelnerowi należytą sumę. 

- tato przyniosłam Ci coś do jedzenia - wpadłam jak burza do gabinetu trenera Nawrockiego.
- ach dziękuję słoneczko - odebrał ode mnie jeszcze gorące pudełku - mam nadzieję, że wybrałaś moją ulubioną ? 
- klasyczna - zaśmiałam się  - z moją pamięcią jeszcze nie jest tak źle staruszku. 
Poklepałam go po ramieniu i zabierając laptop poszłam na salę. Do rozpoczęcia treningu zostało dokładnie 32 minuty i 4 sekundy. Usiadłam na turkusowej części parkietu i zaczęłam analizować najbliższego przeciwnika bełchatowskiej drużyny. Nawet nie wiem kiedy minęło to pół godziny i zawodnicy powoli zaczęli schodzić się na salę. Zebrali się wokół trenera i nawet mnie nie zauważyli. I dobrze. Włączyłam sobie karty personalne każdego z zawodników i próbowałam odnieść zdjęcia poszczególnych siatkarzy do ich rzeczywistych wizerunków.
- dziś wasz trening poprowadzi moja córka. Nie miejcie mi tego za złe, ale muszę skończyć parę konspektów - ogłosił mój tata.
Zaskoczona poderwałam się z miejsca i z laptopem w dłoniach pognałam do Olbrzymów. Stanęłam obok ojca.
- tylko proszę was zachowujcie się jakoś - dodał i wraz z częścią sztabu wyszedł z sali. 
Pozostało tylko dwóch masażystów, ja i siedemnastu bełchatowskich siatkarzy. 
- witam panów. Nazywam się Eliza Nawrocka i dzisiejszy trening jest dla mnie równie wielkim zaskoczeniem jak dla was - próbowałam zachowywać się jak profesjonalistka - pozwolicie, że przebiorę się, a wy w tym czasie wykonajcie rozgrzewkę. 
Przytaknęli i zajęli się bieganiem wokół boiska. Zabrałam swoją torbę i ponownie zaszyłam się w pszczółkowej szatni. Założyłam legginsy, białą dłuższą bokserkę i bluzę Skry, po czym wróciłam do ciągle biegających zawodników.
- z życiem panowie - weszłam do kółka i krążąc dookoła popędzałam sportowców - przejdźmy do parteru.
Wszyscy przystanęli i z pytającym wzrokiem wlepili swoje gałki oczne we mnie. Przybiłam sobie facepalm'a i wyjaśniłam im, że chodzi o ćwiczenia rozciągające mięśnie, które wykonuje się na siedzące. Przez salę przeszło głośne "aaaaa" zakłócane tylko przez śmichy fizjoterapeutów. 
W Nowym Jorku wszystko wydawało się łatwiejsze. Nawet juniorzy rozumieli moje polecenia.  
- panie Winiarski kolana dotykamy głową, a nie grzywką - stanęłam nad przyjmującym i nacisnęłam dłonią na jego plecy, przez co z jego ust wydostał się cichy jęk bólu.
- skończmy z tym per pan. Michał Winiarski jestem. Dla przyjaciół Winiar - podniósł się i podał mi dłoń
- czy ja pozwoliłam wstać ? - zrobiłam surową minę, po czym delikatnie uścisnęłam wyciągniętą dłoń.
- ona to gorsza od swojego ojca jest.
- panie Woicki, proszę się wziąć do rozciągania inaczej może się pan nabawić kontuzji - pouczyłam rozgrywającego
- a ile pani ma lat ? - zapytał jeden z najmniejszych, Paweł Zatorski.
- wywiad środowiskowy to my możemy przeprowadzić ale po treningu, a teraz piłka na parę - przesunęłam w ich stronę kosz z mikasami.
- tak więc po treningu jesteśmy umówieni na ten wywiad - rzucił Winiarski i zajął się już odbijaniem ze swoim klubowym kolegą. 

_____________________________________________________________
jak myślicie, który ze Skrzatów, będzie męskim bohaterem tego opowiadania ?

Katarzyno, Martyno zachowajcie tą informację dla siebie ;* 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

bo magia tkwi w tajemnicy - 1

Wracam.
Wracam do rodzinnego domu.
Wracam po kilkuletnim pobycie w odległej Ameryce.
Wracam do Ojczyzny.
Wracam do miasta, w którym spędziłam jedne z najszczęśliwszych chwil mojego dwudziestosześcioletniego życia.
Wracam aby pod czujnym okiem ojca rozwijać swoje pasje i umiejętności.
Wracam, aby móc robić to co lubię - wyszukiwać i szkolić przyszłych następców kadry Anastasiego.
Wracam z myślą, że kiedyś tam, w odległej przyszłości pomogę siatkarzom lub siatkarką swojego klubu zdobyć Mistrzostwo Polski.
Wracam. Tak po prostu  w r a c a m. 

Taksówka zatrzymała się przed tym samym domem, z którego sześć lat temu obładowana walizkami wychodziłam, a którego później nie miałam już sposobności odwiedzić. Na pierwszy rzut oka budynek praktycznie się nie zmienił. No może altana trochę bardziej zarosła bluszczem i winoroślą.

U progu przywitał mnie ojciec. Tylko ojciec. Matka zmarła zeszłego lata na raka płuc. Dużo paliła i prowadziła dość nerwowy i napięty tryb życia. Rodzina obwinia za Jej śmierć mojego ojca, który "przynosił pracę do domu". Niestety z powodu nauki i wakacyjnych praktyk przy Młodzieżowej Reprezentacji USA nie mogłam przylecieć na Jej pogrzeb. Ciotki - w większości dewotki i stare panny - nazwały mnie wyrodną córką i odwróciły się ode mnie i ojca. Śmierć matki przeżywałam w samotności. Wieczorami siadłam na parapecie mojego nowojorskiego mieszkania i wspominałam czas spędzony w Polsce. Potrafiłam przepłakać całą noc nad kubkiem malinowej herbaty, a potem jak gdyby nigdy nic iść na trening juniorów. W końcu uświadomiłam sobie, że tak miało być i może moja rodzicielka, a zarazem pierwsza prawdziwa przyjaciółka bardziej przyda się Tam, na Górze, w Niebieskim Królestwie.

Ojciec zapłacił kierowcy taksówki za przejazd i zabierając moje bagaże otworzył drzwi do  d o m u.
- Eliza, nawet nie wiesz jak tęskniłem - wyszeptał łamiącym nawet zatwardziałe serce głosem.
Przytulił moje kruche ciało do swej ojcowskiej piersi. Kilka minut staliśmy tak w bezruchu. Cieszyliśmy się swoją bliskością i widokiem.
Tata praktycznie w ogóle się nie zmienił. Może tylko z łowy zniknęło mu "kilka" włosów, a gdzieniegdzie przybyło kilka kilogramów.

Poczułam jak moje oczy zaszkliły się od nadmiaru łez. Wreszcie miałam kogoś, komu na mnie zależało. W Ameryce byłam tylko wieśniarą z Polski, która cudem lub puszczaniem się z odpowiednimi osobami ukończyła edukacje z najlepszym wynikiem. Nie miałam tam nikogo prócz mojej sąsiadki - staruszki w podeszłym wieku - i jej kota Alfa. Siedemdziesięcioletnia Elizabeth Green potrafiła mnie wysłuchać, a w jej wielkim bagażu życiowych rozterek zawsze znalazła się jakaś złota rada dla mnie. Zawsze śmiała się, że mamy bardzo podobne imiona, co już w jakiś sposób łączy nasz dusze. Obie byłyśmy same w wielkim Nowym Jorku, przez co stałyśmy się sobie jeszcze bliższe. Gdy tylko wracałam popołudniami do domu, wyglądała na mnie z balkonu i obserwowała każdy mój krok swoimi modrymi zielonymi oczami. Codziennie rano witała mnie szerokim, szczerym uśmiechem, gdy przynosiłam jej torby z zakupami.
Oj tak, tego na pewno będzie mi brakować, tutaj w Polsce.

- idź się rozpakować. Jest już późno, a jeszcze musisz mi opowiedzieć jak tam było w tej Ameryce - zaśmiał się mój ojciec.
"Staruszek", jak miałam w zwyczaju do niego mówić, pomógł mi wnieść walizki po skrzypiących dębowych schodach na pierwsze piętro. Stanęłam przed białymi drzwiami obklejonymi mnóstwem nalepek i naklejek. Opuszkami palców przejechałam po złotych, brokatowych literach tworzących napis Liz. Mimowolnie po moim policzku popłynęła pojedyncza łza.Pamiętałam, tak jakby to było wczoraj, gdy razem z matką trudziłam się aby prosto poprzyklejać literki, które za Chiny Ludowe nie chciały zostać na swoim miejscu. Pooglądałam jeszcze naklejki z charakterystycznymi elementami każdego polskiego klubu siatkarskiego. Bycie córką trenera jednaj z najlepszych polskich drużyn zobowiązuje. 
W końcu moja dłoń spoczęła na zimnej klamce. Ścisnęłam ją i pociągnęłam ku dołowi. Zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg  m o j e g o  pokoju.
Nic się nie zmieniło odkąd sześć lat temu po raz ostatni rozglądałam się po tych czterech kątach. Zostawiłam walizki pod drzwiami i przejechałam wzrokiem po żółtych ścianach. Odnalazłam plakaty z wizerunkiem Piotrka Gruszki, Sebastiana Świderskiego, Łukasza Kadzewicza i Arkadiusza Gołasia. Od wczesnych lat dziecięcych ojciec zaszczepiał we mnie zamiłowanie do siatkówki. Tak więc, gdy w podstawówce wszystkie dziewczynki bawiły się swoimi lalkami, ja siedziałam z nosem w sportowym magazynie. W gimnazjum i liceum zamiast spędzać czas z przyjaciółmi i uwodzić spojrzeniem chłopaka za chłopakiem, latałam na treningi szkolnej drużyny, a w wolnym czasie podglądałam poczynania miejscowego klubu.
W końcu zebrałam się w sobie i otworzyłam pustą, drewnianą szafę. Powoli zapełniłam ją ubraniami, a w mojej własnej łazience poukładałam wszelakiego rodzaju kosmetyki.

Zeszłam na dół, gdzie z kubkiem herbaty czekał już na mnie ojciec. Zanurzyłam usta w gorącym napoju i rozkoszowałam się jego smakiem. Malinowa, czyli ciągle pamięta.
- no to córeczko opowiadaj.
Wyszliśmy do altany i usiedliśmy na drewnianych ławkach. Nakryłam moje nogi kocem i znów upiłam łyk parującej cieczy.
- dużo by mówić. Było ciężko. Nadal jest. Nie wiem czy sobie poradzę, czy się tutaj z powrotem zaaklimatyzuję - ukradkiem otarłam spływającą łzę.
- kochanie, na pewno dasz radę. Nawroccy tak szybko się nie poddają.

_______________________________________
I kolejny mój urojony pomysł wydostał się na światło dzienne.
Nie będzie to typowe opowiadanie w moim stylu, czyli na pewno nie będzie mega długie.
Będzie miało kilka epizodów, a zaraz za nim postaram się dodać kolejną kilkopartową historię.
Daj Bóg, czasu i pomysłów.

Pozdrawiam ;*

A ten rozdział dedykuję  mojej Katarzynie ! <3