niedziela, 29 grudnia 2013

1000 metrów nad ziemią - 4

Gdyby tak zapomnieć o...
zasadach co...
trzymają w klatce nas.
Gdyby tak jak w stereo
usłyszeć głos
co ciągle woła...

Sekunda. Minuta. Godzina. Czas biegnie nieubłagalnie. Na dworze powoli robi się już ciemno. Gdzieniegdzie gwiazdy migają dodają uroku tej nocy, urodzinowej nocy.
Blondynka, której policzki zdobią plamy po rozmazanym tuszu do rzęsach, siedzi na podłodze oparta plecami o ścianę. Na przeciwko niej znajduję się okno, w które tępo utkwiła wzrok. Patrzy na księżyc, który od zawsze ją fascynował, dawał jej nadzieję na lepsze jutro i chęci do życia.
Nieoczekiwanie podnosi się z ciemnych drewnianych desek. Wędruje do kuchni, skąd zabiera butelkę czerwonego wina i kieliszek. Z wieszaka zdejmuje kurtkę i ubierając ją wychodzi na werandę.
Wieczór wcale nie jest aż tak mroźny. Chyba zaczyna przychodzić odwilż. a ulicy jest cicho i spokojnie. Przez ostatnie pięć minut przejechał może jeden samochód. Przez drogę przechodzi właśnie jakiś mężczyzna z wielkim pudłem z czerwoną kokardą na czubku. No tak! Przecież dzisiaj Walentynki... 
 Blondynka ukrywa błękitne źrenice pod ociężałymi powiekami, spod których po chwili wypływają gorzkie łzy. Że też musiała urodzić się w Święto Zakochanych! I że też teraz musi spędzać ten podwójnie ważny dzień sama! 
- Twoje zdrowie, Kocie - unosi kieliszek do góry, w stronę ulicy - za wszystkie nasze grzechy!
Stuka szkłem o drewnianą balustradę i wypija zawartość jednym tchem. A potem następny i następny i następny. I tak wypija całą butelkę. A później jeszcze jedną. Za zakochanych. Za przyjaźń. Za miłość. I za cierpienie. 
 - Ten ostatni, za moje dwadzieścia dwa lata życia, oby te następne były lepsze - mruczy dopijając ostatnie mililitry cieczy.
Wstaje i na lekko chwiejnych nogach zmierza leżącej nieopodal pustej butelki. Podnosi ją potykając się o własne nogi. Od upadku ratuje ją balustrada, której się przytrzymuje/
- Pieprzyć miłość, tą cholerną kurwę! – krzyczy wymachując butelką, która potem ląduje gdzieś w krzakach.
Opiera się bezwładnie na drewnianej desce, a spod przymkniętych powiek potokiem wypływają kolejne łzy. Ironicznie uśmiecha się do życia. Ma już dość. Czuje, że wszystko co złe spotyka właśnie ją. Najpierw odszedł Maciek, później jej rodzice giną w wypadku samochodowym. To dla niej za wiele. Z miłą chęcią wypiłaby jeszcze jedną butelkę wina, a nawet i czegoś mocniejszego, ale w domu nie znajdzie już ani kropelki alkoholu.
Po chwili słychać trzask szkła. Blondynka wypuszcza z ręki kieliszek widząc męską sylwetkę zbliżającą się w jej kierunku.
Czym prędzej odwraca się na pięcie i wkopując drugą butelkę pod ławkę szybko otwiera drzwi do domu.
Nie chce się z nim spotkać. Nie chce go znać, bo każde spotkanie wywołuje u niej te same uczucia, których nawet ona  nie potrafi nazwać. Szczęście miesza się ze smutkiem. Żal z radością, a łzy szczęścia z łzami rozpaczy.
- Przepraszam – słyszy tuż nad swoim uchem.
Nie odwraca się. Doskonale poznaje jego głos. Ten sam głos, który ciągle doprowadza ją do gęsiej skórki. Paraliżuje ją jego dotyk, gdy opuszkami palców muska skórę jej karku pomagając przy zdjęciu kurtki. Serce łomocze jej coraz szybciej, chcąc rozerwać jej delikatną klatkę piersiową. Nie wie czym mózg przepełniony jest pomysłami, czy świeci pustkami od ich braku. Jej policzki płoną, kiedy jego oddech owiewa jej szyje. Nie wytrzymuje wzrastającego napięcia, błyskawicznie odwraca się w jego kierunku u wpija się w jego usta. Zarzuca mu ręce na szyję, mocno napierając na  niego ciałem. On obejmuje ją w pasie, zaciskając palce na skraju jej bluzy.
- Kochaj się ze mną – szepcze tuż nad jego uchem składając pocałunek kolejno na jego policzku, a później szyi.
- Mery, jesteś pijana – bardziej oznajmia, niż pyta, po czym delikatnie chwyta ją za dłoń i odszukuje sypialnie.
- Idź spać – poleca wskazując na łóżko.
- Kochaj się ze mną – ponawia propozycje dobierając się do jego paska – potrzebuję Cię – mruczy odszukując jego usta.
Jest pijana. Kompletnie pijana. Ale przecież po pijanemu robi się rzeczy na które w stanie trzeźwości nie jesteśmy w stanie się odważyć.
Jest pijana. Kompletnie pijana. Ale potrzebuje bliskości. I odwzajemnionej miłości. I mężczyzny, który da jej poczucie bezpieczeństwa, i ciepło. Ciepło, które daje tylko drugie trzydzieści sześć i sześć obok.

Jest pijana. Kompletnie pijana.

Ale on znów zapomniał.


***
Melduje się, po świątecznej przerwie z przedostatnim (chyba) rozdziałem tej "skocznej" historii.
A teraz keep calm and watch TCS! 
Trzymamy kciuki!!

sobota, 7 grudnia 2013

1000 metrów nad ziemią - 3

Życie może być jak Babilon.
Nie pozwalaj by cię zwabił on.
Dlatego lepiej oddech weź.
Wszystko możemy przejść.

Serce pompuje krew coraz szybciej. Oddech staje się nieunormowany. Kolejno płytsze i głębsze wdechy. Żołądek fika już piętnastego koziołka w ciągu wolno upływającej minuty. A to wszystko spowodowane jest strachem. Tą cholerną obawą, która wpisała się w umysł Kota.
Nerwowo kręci się na swoim miejscu, wyginając palce praktycznie w każdym kierunku. 
- Maciek, o co Ci chodzi? - rzuca dziewczyna coraz bardziej denerwując się zachowaniem kolegi.
Przełyka głośno ślinę wyszukując choć krzty odwagi. Boi się reakcji dziewczyny, bo wciąż mu na niej zależy.
- Wiesz dlaczego wyjechałem? - zadaje pytanie, na które odpowiedź zna tylko jego serce - przestraszyłem się. Zaczynałem zauważać w Tobie kogoś więcej niż przyjaciółkę czy znajomą.
- Nie mogłeś mi o tym powiedzieć? - fuka nie bardzo rozumiejąc jego reakcje.
- Bałem się, że Ty nie czujesz tego samego co ja. Nie chciałem psuć naszej relacji -  spuszcza głowę wciskając wzrok w swoje wełniane skarpetki - nie radziłem sobie z tym ci chwilę narastającym uczuciem. Biłem się z własnym sobą, aby któregoś dnia Cię nie pocałować. To było silniejsze ode mnie. I nadal jest - ostatnie zdanie wypowiada już znacznie ciszej. Maria wyłapuje tylko jakieś szmery.
- Wyjechałeś, bo nie chciałeś się ze mną widywać? - wyciąga wnioski, poniekąd słuszne.
- Mańka to nie tak - próbuje złapać ją za dłoń, ale dziewczyna szybko się odsuwa.
Nie ufa mu. Stracił w jej oczach w dniu kiedy nie przyszedł na umówione spotkanie. Mieli iść razem do kina, a on tak po prostu wystawił ją do wiatru. Zniknął i już nie wrócił, aż do teraz. Zaskakujące jest to, że odszedł dokładnie w jej urodziny. I teraz znowu wraca. Znowu w jej urodziny. Znowu burzy jej poukładany świat. Przypadek? Chyba raczej przeznaczenie.
- No to niby jak? - warczy oburzona.
- Pogubiłem się. Z jednej strony byłaś Ty i moje uczucie względem Ciebie z drugiej moja rozwijająca się kariera. Hej, spójrz na mnie - podnosi palcem jej podbródek zmuszając ją do spojrzenia w jego oczy.
W jego serce wbił się sztylet, gdy w jej niebieskich, jak niebo po burzy oczach zobaczył łzy. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo ją zranił. Ociera jej mokre policzki. Sam próbuje powstrzymać się od płaczu. Cierpią oboje. Bo niewątpliwie oboje czują do siebie coś więcej niż popularne 'lubię Cię'. Maciek wiedział to już od dobrych dwóch lat, a Maria dopiero powoli to odkrywała.
- Wybaczysz mi? - szepcze gładząc jej polik kciukiem.
- Potrzebuje czasu - rzuca cicho po chwili milczenia. 
- Ile tylko będziesz chciała. Chcę naprawić nasze stosunki – wstaje z kanapy powoli kierując się w stronę drzwi.
Naciska już na metalową klamkę, gdy jego serce wysyła jednoznaczny impuls do mózgu. Zawraca i przygniata dziewczynę swoim ciężarem do oparcia zielonej kanapy. Napiera na nią swoim ciałem wpijając się namiętnie w jej spierzchnięte wargi.
Tym razem nie mógł się powstrzymać. Za długo wyobrażał sobie smak jej ust. Za długo śnił o tej chwili, by teraz tak po prostu wyjść. Zdziwienie maluje się na jego twarzy, gdy zauważa, że Maria nie jest bierna. Rozchyla delikatnie wargi umożliwiając głębszą penetrację wnętrza swoich jam ustnych.
Cmoka ją jeszcze w usta i czym prędzej wychodzi. Nie odwraca się nawet na moment. Biegnie w stronę samochodu, a później odjeżdża. I tak jest już spóźniony.

Przejeżdża palcem po wargach, na których ciągle czuje obecność Maćka. Spod powiek znów strużkami wypływają łzy zostawiając mokre plamy na zaczerwienionych policzkach. To miała być tylko przyjaźń.

Tęskniła za nim każdego dnia. I każdej nocy. Tęskniła za nim każdej minuty. I znów tęskni. Bo choć miała go przez chwilę przy sobie nie potrafiła tego wykorzystać. Dopiero teraz zorientowała się jak bardzo go jej brakuje. I to nie tylko jego obecności, ale i jego bezpiecznych ramion, klasycznych perfum, nocnych rozmów. Brakuje jej całego jego. Ale czy nie jest jeszcze za późno, aby go odzyskać? 

Znów zapomniał o moich urodzinach.