Chciałaś wyglądać jak najlepiej. Chciałaś olśnić Matta i
sprawić, że Twojej nowej sąsiadce opadnie szczęka i będzie Ci zazdrościć nie
tylko mieszkania z przyjmującym ale i super sylwetki i niebanalnego stylu.
Przeszperałaś całą, dokładnie całą szafę. W głowie już zakodowałaś sobie, że w najbliższej
przyszłości musisz udać się na małą rundkę po galerii. W końcu drapnęłaś z
wieszaka czarną, obcisłą sukienkę do połowy uda. Z przodu nie miała dekoltu,
jedynie pokryte przezroczystym, czarnym materiałem wcięcia nad i pod biustem. Z
tyłu dekolt układał się w niewielką literkę v. z szuflady wyjęłaś niedawno
zakupione pończochy i świeżą bieliznę, a z kartonu stojącego pod łóżkiem
szpilki. Obładowana ubraniami przemknęłaś do łazienki.
Co tak właściwie działo się z Twoim organizmem?
Pomijając fakt, że po całym Twoim ciele rozchodziły się
fale ciepła spowodowane strumieniami gorącej wody, które oblewały Cię od góry,
czułaś się pusta. Otoczyłaś swoje serce kamiennym, wysokim murem, który pod
wpływem obecności Andersona zaczął pękać. Cały Twój poniekąd poukładany świat
zaczął się sypać. Nie chciałaś powtórzyć błędu rodziców i później cierpieć tak
jak cierpi twój ojciec. On nigdy nie pogodził się z odejściem Sabiny i ciągle
była ważną kobietą w jego życiu.
Owijając swoje ciało ręcznikiem wzięłaś kilka głębokich
wdechów. To powinno wystarczyć, przynajmniej przeważnie zdawało wyznaczony
rezultat.
Nakładając makijaż całkowicie się rozluźniłaś. Lubiłaś to
robić. Lubiłaś się stroić. Lubiłaś zachwycać swoim wyglądem. Po tym jak
wysuszyłaś włosy spięłaś je w obszernego koka. Cmoknęłaś do lustra. To był Twój
taki mały rytuał.
- Długo jeszcze? Zaraz wychodzimy – marudził Matt co
chwilę stukając w drzwi.
- Nie martw się blond cizia poczeka – zaśmiałaś się
przeciągając po wargach czerwoną szminką.
Olśniewałaś. Uwodziłaś. Wyglądałaś wprost nieziemsko.
Nawet Twoja nowa sąsiadka nie mogła się z Tobą równać. A jednak naszła Cię
dziwna obawa. Polubiłaś Andersona. Naprawdę powoli stawał się dla Ciebie kimś
ważnym. Stawał się nieodłączną częścią Twojego życia, powoli niszcząc zaporę,
którą wybudowałaś. A teraz mogłaś go stracić, na rzecz Elizy.
Spojrzałaś jeszcze raz w lustrzane odbicie i poprawiłaś
źle opadający na twarz kosmyk włosów, po czym jednym zwinnym ruchem otworzyłaś
drzwi łazienki. Od razu do Twoich nozdrzy dotarł zapach perfum przyjmującego i
dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę, że siatkarz stoi przed Tobą w odległości
zaledwie trzydziestu centymetrów z seksownie rozwartymi ustami i maślanymi
oczami.
- A Ty już gotowy? – zapytałaś wrzucając do torebki telefon
komórkowy.
Stojąc za Andersonem mogłaś Mu się dokładnie przyjrzeć. Błękitna
koszula idealnie opinała się na jego umięśnionym torsie, a ciemnie dżinsy doskonale
z nią współgrały. Dlaczego On tak na Ciebie działał? Dlaczego jednym uśmiechem
mógł owinąć sobie Ciebie wokół najmniejszego paluszka?
- Pięknie wyglądasz – szepnął przepuszczając Cię w
drzwiach.
Postawiliście kilka kroków i już byliście pod JEJ
drzwiami. Matt zapukał, a już po chwili w progu ukazała się Eliza. Wyglądała dość ładnie w czerwonej, krótkiej
sukience na grubych ramiączkach. Upięte w koka włosy nie opadały na jej ciało
przez co nie zasłaniały jej dekoltu.
- O hej! – krzyknęła entuzjastycznie blondynka
wpuszczając Was do środka.
Wewnątrz było już kolka osób, a z głośnika płynęły
piosenki, które często słyszałaś w radiu. Przyjmujący od razu wczuł się w
panujący klimat. Podrygując w rytm muzyki rozmawiał z pozostałymi gośćmi. Praktycznie
nie zwracał na Ciebie uwagi. Jako pierwszą do tańca poprosił Elizę, która miała
idealną okazje na klejenie się do niego. Twoja zazdrość sięgnęła zenitu. Nalałaś
do kieliszka stojącej na kuchennym blacie wódki wypiłaś ją jednym tchem. Później
do Twojego przełyku trafiło ich jeszcze kilka. Popijając bodajże czwarty
kieliszek postanowiłaś wrócić do salonu i zawalczyć
Tylko, że jak miałaś walczyć z kimś komu TWÓJ Matthew Anderson
wciska język do gardła?