Na hali meldujecie się z kilkunastominutowym spóźnieniem.
Już na progu wita Was zniecierpliwiona prezes Nowosielska. Do pełnego zobrazowania
poziomu jej złości należy dodać dym buchający z nozdrzy i zaciskające się w
pięści dłonie. Obrzuca Cię lodowatym spojrzeniem, na co Ty wywracasz oczami.
Masz dość jej ciągłych pretensji i zażaleń. Nie jesteś idealną córką, ale
przecież ona wcale nie jest też idealną matką. Wzruszyłaś ramionami i zniknęłaś
w korytarzu prowadzącym na sale. Z impetem otworzyłaś masywne drzwi, czym
zwróciłaś na siebie uwagę rozgrzewających się zawodników. Rzuciłaś torbę na
plastikowe krzesełko, po czym zajęłaś to stojące obok.
Oglądając swoje idealnie wypiłowane i przeciągnięte
czerwonym lakierem paznokcie czekałaś na polecenie kogoś ze sztabu. Zamiast
tego znów doszedł Cię skrzekliwy głos Sabiny.
- Mam ważne spotkanie. Dokończ oprowadzać Matta, a
później zaprowadź go do szatni. Za dwadzieścia minut ma się już pojawić na sali
– przekazała Ci instrukcje i głośno tupiąc szpilkami wbiegła po schodach.
- Znowu jesteś na mnie skazana – odparł przyjmujący
nonszalancko opierając się o ścianę.
Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej i z
głupkowatym uśmiechem na twarzy zmierzył Cię wzrokiem. Jebany podrywacz.
- Dlatego zamierzam jak najszybciej odbębnić swoją robotę
i pozbyć się Twojego towarzystwa – fuknęłaś odwracając się na pięcie – Pokaże
Ci jeszcze szatnie i sale konferencyjną.
- Prowadź – zaśmiał się, a już po chwili potulnie szedł
za Tobą.
Gestem dłoni wskazujesz mu kolejne drzwi i mówisz co się
za nimi znajduje, aż w końcu otwierasz masywne podwójne drzwi prowadzące do
potocznie zwanej przez wszystkich konferansjerki.
- Ładnie tu - mruknął przeczesując swoje gęste włosy.
Patrzył na Ciebie pożądliwym wzrokiem przez co na Twoje
policzki wpełzł bladoróżowy rumieniec.
- Praktycznie i funkcjonalnie - skwitowałaś wzruszając
ramionami - za jakieś pięć minut masz stawić się na sali, nie chce dostać
opieprzu od Sabiny - dodajesz wychodząc z pomieszczenia.
Zaprowadziłaś go z powrotem do drzwi prowadzących do
szatni, które później z hukiem się zamknęły. Znów usadowiłaś swoje cztery
litery na wyprofilowanym plastikowym krzesełku i znużona oglądałaś delikatny
rozruch siatkarzy.
Anderson zaczął powoli wdrażać się w strukturę treningową,
a nawet popisał się kilkoma naprawdę świetnymi atakami, przynajmniej w Twoim
mniemaniu były one całkiem niezłe.
Pozbierałaś brudne ręczniki, które później upchnęłaś do
wielkiego kosza w kantorku pani woźnej i odebrałaś w recepcji worek listów
zaadresowanych do zawodników klubu, które Pani Prezes kazała Ci pogrupować. Wlokłaś
za sobą ciężki worek, dodatkowo w prawej ręce trzymając karton z koszulkami z
zeszłego sezonu. Z ledwością udało Ci się przejść przez ciągle zamykające się
szklane drzwi.
- Pomogę – usłyszałaś za sobą głos Amerykanina, który już
po chwili przerzucił sobie worek przez
ramię.
Posłałaś mu spłoszony uśmiech i podreptałaś w stronę
samochodu.
- Noszenie listów nie należy do obowiązków zawodników.
Emilia na pewno by sobie poradziła – fuknęła Sabina, która ni stąd ni zowąd
zjawiła się przy Twoim samochodzie.
- Nie mogę pozwolić, aby tak drobna kobieta nosiła takie
ciężary – odgryzł się jest Matthew.
- Nie mogę pozwolić, aby jednemu z najlepszych zawodników
na świecie na samym początku pojawiła się jakaś kontuzja – kontynuowała Nowosielska.
- Niech się pani prezes nie martwi – przyjmujący machnął
ręką przechodząc między nią, a drugim samochodem w celu dostania się na miejsce
pasażera.
- Muszę dbać o moich zawodników. Następnym razem niech
Emilia poprosi konserwatora o pomoc.
- Przecież to dla mnie żaden problem, aby przenieść worek
listów – oburzył się Anderson – przecież jestem siatkarzem, takie ciężary to
dla mnie nic – dodał dobitnie podkreślając ostatnie słowa.
- Po prostu nie chce, żeby moja pracownica wykorzystywała
zawodników – burknęła poprawiając oparte na nosie okulary przeciwsłoneczne.
- Nikt mnie nie wykorzystywał! – rzucił oschle
sportowiec.
- Daj spokój mamo, Matt sam zabrał ode mnie worek, a
teraz wybacz, ale musimy wracać, przecież Twój najlepszy zawodnik musi się
zdrowo odżywiać – burknęłaś ironicznie wsiadając do samochodu.
Poczekałaś aż mój towarzysz zajmie swoje miejsce i
odpaliłaś silnik zostawiając na parkingu osłupiałą Sabinę, która za pewne nie
sądziła, że przyjmujący może się jej postawić.
Wchodząc do mieszkania wiedziałaś, że musisz TO zrobić. Sumienie
porządnej dziewczyny, które zachowało Ci się jeszcze z czasów dzieciństwa nie
dawało Ci żyć. Dlatego wspięłaś się na palce i delikatnie musnęłaś policzek
siatkarza.
- Dziękuję, że się za mną wstawiłeś – szepnęłaś.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odparł zamykając
Cię w szczelnym uścisku.
Zrobiło się naprawdę przyjemnie.
GŁOSUJEMY: